cos mi slabiutko idzie to odchudzanie. Stracilam zupelnie silna wole po weekendzie (lub mi sie brzuch rozciagnal), bo chyba tyje a nie chudne i jem za dwoje! Ja to mam tak: rano nie jestem za bardzo glodna, ale dbam o to zeby cos zdrowego zjesc (ok 300kcal), potem obiad (zywie sie na stolowkach i barach) - chetnie jadam jakies miesko z ziemniakami, ryzem (nie najgorzej) no i moja zmora KOLACJA!
A wlasciwie U C Z T A od momentu przyjscia z pracy do godziny 20.00. Jem wszystko co popadnie (wlasciwie nie za bardzo kaloryczne rzeczy) ale jem tego w ogromnych ilosciach!!!!!! Potrafie zjesc z pol kilograma owocow, 3 jogurty (lub desery np budynie, kaszki manny, itp), kilka lyzek platkow sniadaniowych, bakalie i docisnac kilkoma kostkami czekolady
Najgorsze ze ja juz nad tym nie panuje!!! Im pozniej przychodze z pracy tym dla mnie lepiej, bo po prostu jem jedna kolacje ok 20.00 i potem jakos ok. Ale jak przyjde o 17.00 to potrafie od 17.00 do 20.00 caly czas.
Potem jakos udaje mi sie opanowac, moze dlatego ze mam tak wielki i ciezki brzuchol ze juz nie moge
Pomozcie prosze co mam z tym zrobic... Bo tak poza tym, to nie objadam sie zadnymi szkodliwymi rzeczami, nie jadam frytek, chipsow i tych innych swinstw. Ale jadam PRZEOGROMNE ilosci rzekomo zdrowych rzeczy.
Wiem ze powinnam w tym czasie pojsc na spacer to bym nie miala okazji jesc, ale nie potrafie sie zmobilizowac....
help!