[ross11]

Podzielę się z Wami moimi spostrzeżeniami na temat walki z nadmiernym owłosieniem, może ta wiedza przyda się innym.
Mam 24 lata i odziedziczyłem po ojcu bujne owłosienie, sprawa genów. Jestem dość mocno owłosiony na całym ciele, ale też nie jakoś tragicznie (zdarzało się widywać bardziej owłosionych facetów). Nie przeszkadza mi to, poza dwoma miejscami: plecy i barki. W wieku 19-20 lat zauważyłem na, że pojawiły mi się czarne, widoczne włoski na plecach i postanowiłem poddać się zabiegowi depilacji laserowej. Na przestrzeni tych 4 lat miałem wykonanych chyba 11-12 zabiegów na plecy. Wszystkie laserem LightSheer, w gabinecie o pozytywnych opiniach, w dużym mieście.

Efekt jest szczerze mówiąc zerowy.

Przypuszczam, że wpływ na to ma fakt, że w tym czasie generalnie pojawiło mi się więcej włosów na innych częściach ciała (klata, brzuch) więc na plecach (do tego doszły barki) też uaktywniło się więcej włosów. Z każdym zabiegiem obszar depilacji się powiększał, bo przecież przed strzałami trzeba wygolić miejsca maszynką, więc musi pojawić się jakaś "granica" między włosami do odstrzału a "meszkiem" (no bo jesteśmy pokryci cali włosami). Ogolony meszek zaczyna odrastać coraz mocniej i koło się zamyka, trzeba depilować coraz więcej.

Czy może jednak, bez względu na to, efekt po 11 zabiegach powinien być zadowalający? Inaczej: jakikolwiek efekt?

Mam ciemną karnację, ciemne, grube włosy.

Co zrobić w takim wypadku? Może zmienić gabinet/laser? Zwiększyć częstotliwość wizyt?
Zastanawiałem się nawet nad wizytą u endokrynologa, ale nie wiem czy jest w ogóle możliwe "leczenie" czegoś takiego? Znacie jakieś przypadki? Boje się, że wywalę niepotrzebnie kasę a on/ona mi powie "łeee, to leży w Pana naturze, ludzie tu mają poważne problemy z tarczycą".

Dodam, że owłosienie na placach i barkach, jakkolwiek byłoby męskie, w moim odczuciu takie nie jest i wygląda nieestetycznie.

Jestem skazany na laser? Wizyta, potem 1,5 tygodnia leczenia ran, 2-3 miesiące spokoju i włoski odrastają tak samo (albo i gorzej)?