Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Mamusie Marzec/Kwiecień 2014
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-04-28, 12:13   #193
(t)asia
Zadomowienie
 
Avatar (t)asia
 
Zarejestrowany: 2007-10
Wiadomości: 1 449
Dot.: Mamusie Marzec/Kwiecień 2014

OPIS PORODU

W 34 tygodniu ciąży trafiłam do szpitala z powodu porodu zagrażającego. Miałam duszności, a na ktg okazało się że mam duże i częste skurcze. Podano mi od razu sterydy na rozwój płucek Małego. Parę dni leżałam pod kroplówkami, wstawałam tylko do łazienki i z powrotem. Wypisali mnie ze szpitala z małym rozwarciem i nakazem leżenia. I tak mijały dni... Na ostatniej wizycie w poniedziałek 31 marca (38tc) gin stwierdził, że mam już rozwarcie 4 cm i że przede mną szybki poród. Ostrzegł, że gdyby tylko cokolwiek mnie zaniepokoiło mam natychmiast jechać do szpitala. Poniedziałek minął. We wtorek od rana czułam się kiepsko. Biegałam co chwilę do łazienki (a całą ciąże męczyłam się z zaparciami). Przez cały dzień prawie w ogóle nie czułam ruchów małego. Nie miałam w ogóle apetytu i czekałam z utęsknieniem na powrót męża do domu. Pod wieczór brak ruchów zaniepokoił mnie na tyle, że zabraliśmy torby i pojechaliśmy na oddział. Na izbie potraktowano mnie oczywiście jak największą na świecie panikarę. Na ktg zero skurczów (mimo, że je czułam), na usg Maluch ładnie się ruszał. Położna stwierdziła, że poleżę sobie z 3 dni i wrócę do domu. Mega wkurzona, że nie potrafię nawet ocenić czy to już czy nie położyłam się do łóżka. Zaczął mnie pobolewać brzuch. Pobolewał co 10min, przez jakieś 2 godziny, ja sobie oglądałam tv i zasnęłam. Przebudziłam się w nocy i stwierdziłam, że to chyba jednak nie poród skoro tak dobrze mi się śpi. Rano o 5.45 przyszła pani na pomiar temperatury. Wstałam do łazienki i zrobiłam, trochę „większe” siku. Poszłam do położnej i mówię, że dziwnie się czuje. Zbadała mnie i stwierdziła że sączą mi się wody i mam rozwarcie do rodzenia =)))) Poszłam do swojego pokoju, podłączyli mnie pod ktg. Oczywiście skurcze się nie piszą a mnie zaczyna boleć. Myślę, o co chodzi. Przyszła inna położna i zmieniła położenie peloty i w końcu wtedy kiedy czułam skurcz on się pisał. Leżałam tak godzinę, pod koniec zaczęło mnie już konkretnie boleć, pomyślałam- skoro tak mnie boli, a to skurcz na 60 to nie wiem jak jak urodzę. O 7.15 odłączyli mi ktg, chciałam iść pod prysznic, ale położna po zobaczeniu zapisu powiedziała że może bezpieczniej będzie jak udam się na porodówkę. Zadzwoniłam do męża i powiedziałam że będę niedługo rodziła i żeby przyjechał do szpitala. Spakowałam torbę, wzięłam ręcznik i ruszyłam korytarzem na porodówkę. Po drodze pytałam jeszcze położnej czy mogę przed rodzeniem coś zjeść bo jestem mega głodna. Na co ta stwierdziła, że chyba nic mnie nie boli skoro jeszcze mogę myśleć o jedzeniu. Doszłyśmy na porodówkę, pani włączyła komputer a ja chciałam iść do łazienki. Poszłam i zachciało mi się wymiotować. W ciągu sekundy poczułam potrzebę parcia. Mówię do położnej- wie pani co, chyba chce mi się przeć. Na co ona- ale ty jeszcze nie możesz, wyjdź z łazienki i chodź na fotel. Ogarnęłam się w tej łazience, posprzątałam bo trochę nabrudziłam i w końcu wgramoliłam się na fotel, ta mnie bada i mówi- o 9cm rozwarcia. Nie przyj! Wykonała 2 telefony po czym zaczęła biegać i przygotowywać jakieś narzędzia, rozkładała folie, istne szaleństwo. A ja sobie leżałam =) Zapytałam czy dostanę znieczulenie, na co położna- kochana masz rozwarcie 9 cm, na znieczulenie jest zdecydowanie za późno. U nas w szpitalu jest dostępny tylko gaz ale i tego nie spróbowałam =) Zaczęłam mieć bardzo częste skurcze, a okazało się że muszę zmienić koszulę na szpitalną. Ciężko nam szła ta zmiana W końcu się udało, weszła gin i pyta o GBS. Na co ja z krzykiem- mam dodatnie. Zaczęli mi podłączać wenflon. A ja miałam ciągle skurcze więc było z tym trochę zachodu. W międzyczasie położna powiedziała, że przyjechał mój maż i czy mają go wpuścić. Na co ja, że oczywiście. Mąż był w szoku, bo powiedział że jak wszedł na oddział to położna do niego krzyknęła żeby się pośpieszył bo zaraz nie zdąży. Zatem mąż wszedł, położna stwierdziła że mam 10cm rozwarcia i kazała mi przeć. Średnio mi to szło, starczało mi sił na 2 parcia zamiast na 3. Mąż powiedział że raz przeklęłam, a ja nie klnę =) Położna powiedziała, że mam się wziąć w garść bo już główka zaraz wyjdzie i że jak chcę to mogę jej dotknąć- na co ja krzyknęłam- nie! Na chwilę weszła taka starsza położna powiedziała mi, że mam nie krzyczeć bo tracę niepotrzebnie siły i mam mocno przyciskać głowę do klatki. Jakoś mnie ona podbudowała i po 2 skurczach Szymek był już na świecie. Jak mi go położyli to byłam w takim szoku, że nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. Trzymałam go lekko, patrzyłam i nie wierzyłam że to już. Urodziłam o 8.11. Zabrali Szymka do ważenia, mąż dzielnie obserwował i mi krzyczał co i jak =) Mnie akurat szyli (w międzyczasie mnie nacięli), co uważam za najgorszą część porodu. Po 2 godzinach pojechaliśmy do pokoju. Ja byłam przerażona, a mąż wniebowzięty. O mało nie wyrwał położnej synka z rąk jak ta zaczęła go ubierać bo tak bardzo sam chciał to zrobić. Wcześniej ustaliliśmy, że jego udział w porodzie ograniczy się ewentualnie do podania mi wody, pomocy w prysznicu, natomiast ostatni etap miałam przejść sama. Ani ja ani on nie spodziewaliśmy się że tak szybko to wszystko się potoczy. Oboje byliśmy przygotowani na spacery po oddziale, kąpiel i długie godziny w poczekalni, a zamiast tego wpadł na ostatnie 15 min porodu. Przyznam szczerze, że bardzo mi pomógł. Gdyby nie on, pewnie dłużej by to trwało.
(t)asia jest offline Zgłoś do moderatora