Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - "Bo to TYLKO ślub cywilny".Cywilny=gorszy?: (
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2014-08-19, 22:45   #2073
ciabatka
Raczkowanie
 
Avatar ciabatka
 
Zarejestrowany: 2008-10
Wiadomości: 488
Dot.: "Bo to TYLKO ślub cywilny".Cywilny=gorszy?: (

Uff, ja już po Czas na małą relację, najpierw z ostatniego tygodnia przygotowań, bo trochę się w nim działo.

Pisałam Wam tydzień temu, że będziemy walczyć o plener. Może i w ostatecznym rozrachunku dobrze, że kierowniczka się nie zgodziła, bo w sumie sporo w sobotę padało i ziemia mogłaby być podmoknięta. Ale argumenty, które wtedy usłyszeliśmy, totalnie mnie wkurzyły. Urzędniczka zaczęła od tego, że w plenerze jest mało uroczyście i że urzędnik stojący w trawie głupio wygląda. Potem powiedziała, że to w sumie tylko 10 minut, więc co za różnica. A kiedy powiedziałam, że dla nas duża, bo to dość ważne 10 minut w naszym życiu, skomentowała: "pff, i tak to będą takie emocje, że nic z tego nie zapamiętacie". Generalnie wyszłam stamtąd wściekła i ze łzami w oczach.

A potem było już tylko gorzej. Prosto stamtąd pojechaliśmy na salę zapłacić resztę kasy i dogadać ostatnie szczegóły. No i pojawił się nagle (w poniedziałek, czyli na 6 dni przed ślubem) problem z noclegami. W piątek też miało być tam wesele, wszystkie pięć pokoi przy sali było wynajętych, doba hotelowa do 12.00. Rozmawialiśmy wcześniej z naszą panią manager (teraz na urlopie), że nasi goście spokojnie od 13.00 mogą się wprowadzić, a było to dla nas dość ważne, bo jechali autokarem przez pół Polski i potrzebowali odświeżyć się i przebrać przed ślubem. Niestety, pani, z którą rozmawialiśmy, stwierdziła, że pokoje będą wolne dopiero od 15.00-16.00 (a o 15.30 wszyscy mieli wyjeżdżać), no bo "wiadomo przecież, jak to po weselu, goście mogą zaspać, nie będziemy ich wyrzucać". Wkurzył się nawet mój narzeczony, który normalnie jest oazą spokoju. Byliśmy zresztą w szoku, gdyby wszyscy mieli takie podejście, chyba żaden hotel nie mógłby normalnie funkcjonować. Narzeczony powiedział, że gdyby to byli jego goście, to sam by przypilnował, żeby wyprowadzili się na czas. Ale tak naprawdę to nie widzieliśmy sensu w dyskusji z nią i w końcu w ogóle z tych pokoi zrezygnowaliśmy i przenieśliśmy wszystkich do hotelu, w którym miała i tak spać reszta gości. Nie było to jednak wygodne, zwłaszcza że mieliśmy świadomość, że dziadkowie czy rodziny z dziećmi powinni mieć ten nocleg możliwie pod ręką.

W środę pojechaliśmy ustalić resztę szczegółów z Łazienkami. I tu wreszcie szczęście się do nas uśmiechnęło, bo okazało się, że w Starej Pomarańczarni, na której od początku nam zależało, nie zaczęła się jeszcze planowana renowacja - a to do tej pory uniemożliwiało nam wybór tego miejsca i skazywało nas na pełen złota i marmuru Pałac na Wodzie. Więc byliśmy szczęśliwi, bo wprawdzie nie plener, ale chociaż miejsce, które naprawdę "czujemy". Sprawa nie była jednak aż tak prosta dla naszej pani urzędnik, która w rozmowie telefonicznej powiedziała, że w naszym podaniu był Pałac na Wodzie i nie ma zmiłuj. W efekcie musieliśmy brać od Łazienek nowe zaświadczenie, że wyrażają zgodę również na Starą Pomarańczarnię, pisać nowe podanie z prośbą o zmianę miejsca i biec w te pędy do urzędu. Na szczęście więcej problemów nam już nie robiono i podania przyjęto. Zostało tylko wykonać ze 30 telefonów, żeby powiadomić wszystkich gości, no i poradzić sobie jakoś z mamą narzeczonego, która obraziła się, że rezygnujemy z Pałacu, "no bo to Pałac, a Stara Pomarańczarnia to już nie będzie to samo". Masakra tak zmieniać miejsce ślubu na ostatnią chwilę, ale wcześniej nie mieliśmy szansy, bo nie wiedzieliśmy o przełożonym terminie renowacji, wyszło to przypadkiem. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, wszyscy trafili w nowe miejsce, a my wzięliśmy ślub tam, gdzie naprawdę chcieliśmy

Cdn.

---------- Dopisano o 23:45 ---------- Poprzedni post napisano o 23:16 ----------

No i w końcu nadszedł dzień ślubu. Już od piątkowego wieczoru byliśmy w tym hotelu, gdzie mieli spać kolejnej nocy wszyscy goście - tak było z różnych powodów logistycznie łatwiej niż u nas w mieszkaniu i okazało się świetną decyzją. Wprowadziliśmy się koło 20.00, mieliśmy już ze sobą wszystko, wyspaliśmy się i zdążyliśmy nawet pogadać ze znajomymi, którzy przyjechali dzień wcześniej. Obudziliśmy się spokojni, spokojnie poszliśmy na śniadanie.

No a potem się zaczęło. Przygotowań nie będę streszczać, bo w sumie jakiejś bardzo ważne rzeczy się tam nie działy. Ja się czesałam i malowałam, narzeczony pojechał po mój bukiet i butonierki, potem się trochę nudził, potem zaczął witać zjeżdżających się gości. Tyle. Tylko pogoda mnie trochę martwiła, bo rano padało, potem też ciągle było pochmurno. Zaczęło nawet lać, jak wsiadaliśmy do samochodu, ale kiedy dojechaliśmy, było już całkiem ładnie, a wieczorem stoliki w ogrodzie przy sali były wszystkie pozajmowane

Ślub był krótki i bardzo formalny. Urzędniczka mówiła wszystko pełnym namaszczenia głosem, który zupełnie nie pasował do fragmentów "państwo polskie obejmuje rodzinę swoją opiekę, nakłada też na nią szereg praw i obowiązków". Nie powiedziała zupełnie nic mniej sztywnego, nic o miłości, radości itp. Ale mamy to gdzieś, i tak byłam wzruszona, kiedy widziałam, jak mój prawie-mąż denerwuje się podczas przysięgi

Wesele chyba się udało, przynajmniej wszyscy je chwalą. Jedzenie było rzeczywiście dobre, DJ radził sobie genialnie i parkiet prawie cały czas był pełny, zresztą zdecydowaną większość gości żegnaliśmy już o 4.30, kiedy DJ się zwinął, a obsługa zaczęła sprzątać stoliki, bo tylko do tej godziny mieliśmy z nimi umowy. Trochę tylko nie uzgodniliśmy szczegółów pierwszego tańca i DJ ściął nam ostatni refren, sądząc, że skoro piosenka jest dość długa, wolimy nie tańczyć całości. A my akurat generalnie się gibaliśmy, nie mieliśmy żadnego układu, ale mieliśmy przećwiczone trzy obroty, z których ten najbardziej "spektakularny" miał być w ostatnim refrenie

Furorę zrobiła domowa śliwowica, zrobiona przez mojego teścia, oraz winietki - urocze słoniki ze sklejki, które znalazłam pół roku temu na allegro i to był mój pierwszy chyba zakup ślubny wkleję potem zdjęcie.

Poza tym wszystko wypadło dobrze. Nawet kilka osób takich zupełnie nie czujących klimatu wesel znalazło swoje nisze i ponoć dobrze się bawiło. Choć oczywiście zawsze jest strach, że odnajdę siebie w którymś z postów o faux pas młodych

Może niedługo uda mi się wrzucić jakieś foty, od jutra już zresztą wracam do pracy (i do rzeczywistości). Bo do tej pory głównie jedliśmy wszystko, czego nie zdążyliśmy spróbować na weselu, spaliśmy i oglądaliśmy ten sezon Przyjaciół, w którym Monika i Chandler biorą ślub
ciabatka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując