Mój ojciec nigdy nie był na terapii. Twierdzi, że wcale nie musi pić, ale robi to przez mamę, z którą pokłócił się o jakieś pierdoły. Jest na niego zła za to, że pije, a on pije dlatego, że ona nie chce się z nim pogodzić. Ojciec to by chciał, żeby wszyscy mu nagle odpuścili grzechy i zaczęli od nowa, co miało miejsce już wiele razy w przeszłości (pije odkąd pamiętam). I uważa, że jak ktoś w rodzinie źle się zachowuje (czyli on), to trzeba go wziąć za ucho i postawić do pionu, a nie strzelać focha (mama). Czyli powinniśmy zrobić porządek z jego alkoholizmem za niego. Powiedział, że pijąc się odstresowuje i uważa, że ma do tego prawo, bo zarobił na cały dom i ogólnie nasze życie. Uważam go za wyjątkowo żałosnego człowieka, zamiast przestać pić i pokazać, że chce się poprawić i mu na nas zależy, to czeka aż wszyscy mu odpuszczą, by w jego mniemaniu dopiero wtedy przestać...
Co do matury to najgorsze dla mnie jest to, że ja po prostu nie wiem jeszcze za bardzo, kim chcę zostać i co studiować. Profil w liceum wybrałam ze względu na przedmioty, które w moim mniemaniu dobrze mi szły. Teraz po wakacjach, to wydaje mi się, że nic nie pamiętam i w ogóle wątpię w swoje możliwości intelektualne...
Boje się.
Jedzeniowo bez napadów, chociaż wczoraj i dzisiaj zjadłam sernik (znowu, powinnam już mieć go dość, a jednak), który mama upiekła na swoje imieniny. Dzisiaj dwa kawałki tylko, wczoraj trochę więcej. Mam wyrzuty sumienia, ale nie mogę się im dać pokonać, zwłaszcza, że jestem teraz w takim nastroju, że jedzenie się do mnie bardzo szeroko uśmiecha.