Mam jedną jedyną ambicję - mieć w życiu tak zwany Święty Spokój.
I tak, jestem (w miarę dobrze wykształconą) młodą mamą. I żoną.
Wychodzę z założenia, że nie dla mnie ściganie się z innymi korpo szczurkami. Nie mam zamiaru przesiadywać w biurze do późnych godzin i starać się o awanse. Nie dla mnie garsonki, ajfony, ajmaki, minimalistycznie urządzone mieszkania w Warszawie i inne tego typu pierdoły.
Szczerze mówiąc, guzik mnie obchodzi, jeśli ktoś woli gonić za karierą - w końcu specjaliści w różnych dziedzinach są potrzebni, chociażby po to, żebym mogła w razie potrzeby z nich skorzystać.
Ja tam wolę dbać o mój dom i moją rodzinę. Mogę całe życie bawić się z dzieciakiem na dywanie. Uwielbiam być po prostu mamą. Chodzić na spacerki, gotować, wychodzić na lunch na mieście, nigdy i nigdzie się nie spieszyć, podróżować wtedy, kiedy chcę, a nie wtedy kiedy szef łaskawie da urlop... w to mi graj.
Mój mąż sam jest sobie szefem. Nie żyjemy z ołówkiem w ręku - wręcz przeciwnie, jest naprawdę ok. Nie mamy studiów, co nie oznacza, że w naszym domu nie ma ani jednej książki, że nie jesteśmy ciekawi świata i nie mamy zainteresowań.
Mamy natomiast wspomniany przeze mnie Święty Spokój i żadne 'ambicje' nie mogłyby mi go zastąpić.