Muszę się wygadać
Jestem po 4 kwasie (migdałowym). Zaczęłam od 5%, później 10%, 15%, teraz było 25%. Rozpuszczam kwas w wodzie destylowanej.
Do tej pory nie łuszczyłam się nic a nic, ale wiem, że takie atrakcje występują powyżej 20%. Czekam na efekty (od nałożenia mieszanki 25% minęły 2 dni), początkowo cierpliwie, teraz już nie, bo tak fatalnego stanu cery nie miałam od dawna. Nie wiem, czy w ogóle kiedykolwiek było tak źle. A najgorsze jest to, ze zawsze blizny potrądzikowe schodziły mi zaskakująco szybko, co mnie niezwykle cieszyło, a tym razem same pryszcze już prawie poznikały, a blizny są i nie wygląda na to, żeby miały przestać okupować moją twarz.
Długo byłam chora, brałam 3 antybiotyki, zastanawiam się, czy to ma jakiś związek? Intuicyjnie wyczuwam, że tak, i to spory, więc ładuję w siebie probiotyki (oczywiście w granicach rozsądku, zgodnie z ulotką) i czekam na polepszenie sytuacji.
Jeszcze co do kwasu, to zastanawiam się, czy nie przerzucić się na salicyla? Jestem zdezorientowana, co wynika ze zniecierpliwienia. Wiem, ze do tej pory stężenia kwasu migdałowego, które sobie serwowałam, działały bardziej nawilżająco (odczułam to) niż
pryszczoniszcząco, co więcej zaskórniki zamknięte nadal mają się znakomicie, ale po 4 razach nie będzie żadnej, nawet drobnej poprawy?
Dokończyć kurację migdałem (planowałam go użyć 6-8 razy)? Czy może do następnej mieszanki migdałowej dodać salicyla?
Jutro lecę po jakieś serum z wit C. Od niedawna używam serum nawilżającego z Bielendy i przyznaję, że jest bardzo przyjemnie w użytkowaniu na co dzień- lekkie, dość szybko się wchłania, ślicznie pachnie, ale odczuwam deficyt w nawilżeniu. Chyba nieco je podrasuję.
Do mycia twarzy tuż przed snem używam ostatnio... płynu do higieny intymnej z Rossmanna i jestem pozytywnie zaskoczona przyjemnym uczuciem porządnego, acz nie agresywnego oczyszczenia. Potem tonizuję sokiem z aloesu i idę spać. Rano przemywam twarz czystą wodą.