Przyszłam się trochę pożalić. Można nie czytać
Nie wiem, po co pamiętam tę datę, po co to rozpamiętuję, ale jutro minie rok od kiedy pierwszy raz spotkałam Księcia. Dalej tak dobrze pamiętam to uczucie, ten grom z nieba, ten zachwyt, euforię i pewność, że spotkałam miłość życia.
Śmiech.
Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś poczuję coś takiego. Z drugiej strony, nie jest mi to już nawet potrzebne, bo to fatalne zauroczenie było jednak tylko zauroczeniem, nie miłością. Kwestia kilku spotkań, pięknego głosu, atrakcyjności i szarmanckiego zachowania. Bo jednak nie czułam się przy nim tak dobrze, swobodnie, nie mogłam mu powiedzieć "o wszystkim", tak jak mogłam od początku W. Rozmowy z nim na portalu też były o niczym, pieprzenie o szopenie, wysyłanie sobie zdjęć, wszystko wręcz na siłę, żeby tylko ten kontakt utrzymać zanim wróci do kraju i się poznać. Po co...
Z W. przez tydzień pisania przerobiłam większość życiowych tematów i nie mogłam się z nim nagadać. Mogłam na drugim spotkaniu wyć mu o Księcia, a on mnie pocieszał. Jak mogłam być taka ślepa i z góry go przekreślić, wsadzić go do fwb, no bo kimś Księcia trzeba było zaklinować. Boże, boże, boże, nigdy więcej nie zrobię czegoś takiego.