Dot.: Romans sprzed lat
Nie, nie. Nie pisalam o tym, ile mialam lat po to, zeby sugerowac jakies zboczenia. Chodzilo mi o to, ze mam dzis 30 lat, a 15 lat temu bylismy blisko. To nie byl durny podryw z zadnej strony. Wspominalam: laczyl nas klub sportowy. Weekendowe wyjazdy w grupie kilkunastu osob. Sport, a wieczorami wspolne spedzanie czasu z ludzmi. Ognisko, gitara, pierniczenie o byle czym. Facet, ktorego wszyscy lubili, bo taki wlasnie byl - sympatyczny, bezproblemowy, nauczyciel-kumpel dla wszystkich. Czasy chyba szybko sie zmieniaja, dzis to by byla "afera" - nauczyciel obejmujacy uczennice. Nikogo to nie obchodzilo wtedy, ze zawsze siedzimy razem, ze mnie czasem przytula. Nie mialo to zadnego dziwnego kontekstu, podtekstu - gdyby mnie chcial uwodzic czy cos w ten desen, nie robilby tego publicznie, przed innymi ludzmi. Tak sie potem zlozylo - od jednej sytuacji, kiedy jakas szkolna posiadowka byla okraszona promilami (i nie mowcie, ze Wy w szkole byliscie wszyscy grzecznymi abstynentami)... Poszlismy na spacer z zamiarem "otrzezwienia". No i przykleilam sie do niego, tak po prostu. I tak juz na jakis czas z tym naszym przyklejaniem zostalo.
|