Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Dziwne zachowanie rodziny męża + brak akceptacji.
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2020-12-28, 08:23   #2
cava
Zakorzenienie
 
Avatar cava
 
Zarejestrowany: 2007-02
Wiadomości: 22 122
Dot.: Dziwne zachowanie rodziny męża + brak akceptacji.

Cytat:
Napisane przez natsun_jestem Pokaż wiadomość
Cześć, zacznę dość oklepaną formułą, ponieważ nigdy nie przypuszczałabym, że będąc w związku małżeńskim będę żalić się na forum, ale czuję potrzebę wygadania się, ponieważ oprócz męża i swojej rodziny (mama/tata/siostra) nie mam absolutnie nikogo, a tych drugich nie chcę obarczać swoimi rozterkami.

Chcę zacząć od tego, że mój mąż to wspaniały człowiek i nie mam mu kompletnie niczego do zarzucenia. Bardzo go kocham, myślę, że pod tym kątem trafiłam naprawdę bardzo dobrze. Ja mam 27 a on 28 lat. Jesteśmy młodym, młodziutkim małżeństwem, ponieważ wzięliśmy ślub w październiku tego roku. Spodziewamy się naszego pierwszego dziecka, które przyjdzie na świat lada moment, bo pod koniec kwietnia.

Teraz chcę napisać co nieco o sytuacji rodzinnej mojego męża, będę wdzięczna za cierpliwość i wytrwałość w czytaniu, ponieważ trochę tego będzie. Zacznę od początku - mój mąż w zasadzie zaraz po ukończeniu szkoły średniej poszedł do pracy, ponieważ, jak stwierdziła jego matka "nie ma zamiaru go utrzymywać". Kiedy tylko już tę pracę znalazł matka domagała się od niego całej wypłaty, gdyż "nawet nie zdaje sobie sprawy z tego, ile kosztuje jedzenie i cała reszta". Jak można się domyślić, mąż zarabiał wtedy grosze, ale dostosowywał się. Trwało to tylko parę miesięcy, bo w końcu stwierdził, że ma tego dość, wyprowadził się i poszedł na wynajem wraz z kolegą, warunki były, jakie były, ale chciał żyć na swoich zasadach. Jego ojciec potrafił mu parę razy dobitnie powiedzieć, żeby nie liczył na to, że po ich śmierci (rodziców) dostanie mieszkanie, bo to wszystko będzie dla jego młodszej siostry (?!). Osobiście nie ogarniam, jak można coś takiego powiedzieć własnemu dziecku, zachowanie zarówno matki, jaki i ojca, jest dla mnie nie do przyjęcia, ale piszę to tak dla rozeznania, aby zaprezentować obraz tego, jaki mój mąż miał start w dorosłość i wsparcie ze strony rodziców, a raczej jego brak.

To było prawie dziesięć lat temu, bo, jak już wspominałam wcześniej, mąż ma 28 lat. Nikt mu niczego nie dał, nie miał żadnej pomocy ze strony bliskich (i wcale nie chodzi mi tutaj o pomoc materialną), wszystkiego dorobił się sam jak palec. Dzisiaj ma dość dobrą pozycję w pracy (a co za tym idzie - zarobki), dwa lata temu kupił mieszkanie. Jego rodzice (dalsza rodzina zresztą też, ale o tym później) to bardzo prości ludzie, nie mają wykształcenia, całe życie klepali przysłowiową biedę. Te dwa lata temu, jak jego matka dowiedziała się o kupnie mieszkania to nie było gratulacji ani niczego podobnego z jej strony, tylko, że "musisz synku naprawdę bardzo dobrze zarabiać" i oczywiście pytanie "a ile konkretnie?". Hitem było to, jak jego ojciec widząc lodówkę, którą jego syn kupił za ciężko zarobione pieniądze stwierdził, że "on musi mieć większą i lepszą" i na drugi dzień jak powiedział, tak zrobił. Szkoda tylko, że pod koniec miesiąca przyszedł do syna pożyczać kasę, bo nie miał za co żyć...

A teraz powoli przechodząc do tematu mojego posta - jego ojciec usłyszawszy, że się ze mną spotyka stwierdził, że jestem następną panienką, która będzie ciągnęła od niego pieniądze. Boli mnie to, ponieważ kupę lat się uczyłam, mam wyższe wykształcenie i pochodzę (nie cierpię tego określenia) z dość dobrego domu, gdzie pieniędzy nigdy nie brakowało, a poza tym nigdy, przenigdy czy to mąż, czy to moi poprzedni partnerzy, nie utrzymywali mnie. Za pieniądze, które miałam, kupiłam wraz z mężem całkiem niedawno samochód. Dzwoniąc do mojego męża ani ojciec, ani matka nie zapytali się jak się czuję w ciąży ani zresztą nawet, jak się czuje mój mąż, tylko od razu były pytania "kiedy pokaże auto i ile kosztowało"?

A teraz przechodząc do historii, która mnie boli najbardziej i ma najwięcej wspólnego z tym, co mnie uwiera, a mianowicie z brakiem akceptacji ze strony jego rodziny. Nasz ślub był bardzo skromny, zdecydowaliśmy się na dość kontrowersyjne rozwiązanie, bo byliśmy tylko my i najbliżsi znajomi, jako świadkowie. Tak postanowiliśmy, tak chcieliśmy, tak zrobiliśmy. Moja rodzina wiedziała o tym i to uszanowała, w dzień ślubu wszyscy gratulowali i nie zapomnieli napisać choćby durnego smsa. Wszyscy, zarówno z jednej, jak i z drugiej strony wiedzieli również, że spodziewamy się dziecka. Ze strony mojego męża, choć wiedziała cała rodzina, oprócz matki i siostry nie złożył życzeń nikt, nawet własny ojciec. Nie wiem jaka jest tego przyczyna, ale po cichu myślę właśnie, że ja jestem tego powodem i nie rozumiem takiego zachowania, ponieważ w mojej rodzinie gdy były śluby i inne ważne uroczystości, to rodzina stawała na wysokości zadania. Dodam coś więcej - wujostwo mojego męża słysząc, że bierzemy ślub, zaczęło wypowiadać się niepochlebnie o moich rodzicach (to mała miejscowość, wszyscy się znają), chociaż praktycznie w ogóle nie mają ze sobą kontaktu, tyle, co grzecznościowe "dzień dobry". Od kuzyna męża dowiedziałam się, że o mnie również mówią niezbyt miłe rzeczy, ale co? Tego nie wiem. Co jest w tym wszystkim najzabawniejsze? Że ci sami ludzie co tydzień są w kościele i uważają się za głęboko wierzących, porządnych, a do własnej rodziny serca nie mają.

A teraz creme de la creme - jak wszyscy wiemy, jest już po świętach. Wigilię mieliśmy spędzić u moich rodziców, ale ze względu na chorobę mojego ojca i moją ciążę, zostaliśmy z mężem we dwoje w domu. W tym samym czasie cała ta głęboko wierząca, porządna rodzina męża wyprawiała wigilię u siebie (wraz z tym całym kuzynostwem, wujostwem itd). Wiedzieli, że jesteśmy sami, w mojej interpretacji to zachowanie jest niedorzeczne i wyciągnęłabym rękę do rodziny (w tym przypadku chodzi o mojego męża) niezależnie od tego, jaka jest jego żona, bo domyślam się, że o to chodzi. Tak, wiem, dzisiaj w czasach koronawirusa takie imprezy to nie jest najlepszy pomysł, ale odbijmy od tego tematu, bo absolutnie nie o to chodzi. Od wspomnianego już wcześniej kuzyna dowiedziałam się, że mają o mnie / o nas (?) nienajlepsze zdanie, bo była ciąża przed ślubem, a oni tacy religijni i że "kto to widział" i uraczono mnie również tekstem, że "pytają o nas, ale tylko z grzeczności"???

Wylałam z siebie cały ten jad, który kiszę w sobie już od dłuższego czasu i pewnie zaraz znajdzie się jakiś komentarz typu, że jestem roszczeniowa, ale absolutnie nie o to mi chodzi, a o zachowanie się jak człowiek. Zresztą, mnie mogą mieć w poważaniu, ale nie wyobrażam sobie potraktować tak swoją rodzinę i w tym przypadku chodzi mi o ich zachowanie w stosunku do mojego męża. Choć tak, uważam, że to potwornie dziwne, że nikt się nie pyta o ciążę, bo u mnie w domu to zawsze było duże wydarzenie jak rodziły się dzieci. A tutaj nawet teściowa nie jest w stanie zapytać, bo niczego więcej nie oczekuję.

Szczerze to czytam sobie teraz ten mój post i jest mi trochę wstyd, bo nie wiem, czy to ja jestem dziwna, czy jestem "księżniczkowata" czy po prostu zostałam tak, a nie inaczej wychowana. Szukam jednak pocieszenia, gdyż ta sytuacja mnie bardzo boli, mam wrażenie, że nie jestem akceptowana w rodzinie męża i mają o mnie jak najgorsze zdanie. Wstyd mi, bo zaraz rodzi mi się dziecko i zamiast skupiać się na tym to mam wrażenie, że odtwarzam klasyk pt "co ludzie powiedzą"...

Mąż stoi za mną murem i twierdzi, że nie chce mieć z tymi ludźmi nic wspólnego, co już zarówno powoli tyczy się rodziców. Twierdzi, że nikt mu niczego w życiu nie dał i wszystko to jego ciężka praca, a rodzina tylko dokładała problemów. Mówi mi, że mam się nie przejmować, bo sama się nakręcam i śmiać się z tego, bo jesteśmy niezależni, mamy gdzie mieszkać, nikt nam niczego nie daje i nikt nam niczego nie zabierze. I tak, w gruncie rzeczy nikt bezpośrednio w to małżeństwo nie ingeruje i się nie wtrąca, ale mam wrażenie, że te pokręcone relacje niszczą mnie od środka, a przy okazji relację z mężem...

Czy to ja przesadzam? Czy może w innych domach też są takie dziwne układy?
W wielu domach, są przeraźliwie krzywe układy, ale to nie znaczy ze to normalne i trzeba akceptować.
Nie, to ohydne i należy chronić siebie i strać nie powielić schematu, pilnować się całe życie, całe, zwłaszcza na starość.
Bo taka patologia i złe traktowanie często jest bezmyślnie przyjętym spadkiem po starszych, prawdopodobnie rodzice Twojego męża tak byli traktowani przez swoich a ci przez swoich i tak to się ciągnie.
Mąż musi nad sobą popracować, być świadom istnienia takich schematów i dziedziczenia ich mimowolnego, żeby kiedyś nie dać im wypłynąć z siebie. Bo one tam się czają.

Druga rzecz, to może Twoj mąż nie jest rodzonym synem swojego ojca, stad ta niechęć w rodzinie. Może świadoma, może ojciec nie wie na pewno ale cos mu nie gra, może tylko tak myśli bo ma szmergla.
Różnie ludziom się życie plecie, różne mają schizy.

Budujcie swoją rodzine w oparciu o przyjaznych ludzi,
Ploty olewacie,
Nie pchajcie się gdzie Was nie proszą.

A może warto przemyśleć, czy za jakiś czas nie lepiej by było się wynieść choć kilkadziesiąt km gdzie indziej, albo jeszcze dalej, żeby być jak najdalej od tej toksyny.

Szczęścia na nowej drodze życia.
__________________
Cava

Z salamandrą w dłoni szedłem przez powierzchnię komety.
Liz Williams

Edytowane przez cava
Czas edycji: 2020-12-28 o 08:26
cava jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując