No to i ja się wypowiem.
Moje dolne ósemki rosły poziomo, były zepsute, ale wyszły całe, więc z nimi nie było tak źle. Jednak na górze miała ósemki ciągle w kości. Musiałam usuwać do aparatu. A więc prześwietlenie, znieczulenie i zaczęło się. Ponad godzina zeszła, zanim usunął jednego zęba (bo robiliśmy jednego, potem za 2 tygodnie bodajże następnego. A te na dole usunęłam jak miałam już aparat na zębach).
Więc znieczulenie, ok, rozciął mi dziąsło, słyszałam skalpel jak jeździ mi po kości.
Potem się zaczęło, wiercenie, dłutowanie, o matko boska, nie wiem jak tam przeżyłam. Wyrwał mi 4 ósemki, tylko raz poleciała mi łza z oka.
Wmawiałam sobie, że ból fizyczny nie istnieje - chyba pomogło.
Też mi chirurg opowiadał, że przychodzą do niego babki po 30stce z dziurką w zębie i mdleją.
No i w sumie cały zabieg ok, dopiero potem mega dziwne uczucie, jak znieczulenie przestanie działać, to źle się czujesz, ale to trwa do 5 dni. Wtedy ważne, aby jeść kaszki, różnego rodzaju papki, pić dużo wody. Szczękościsk najgorszy ! Ja nie mogłam otworzyć buzi na więcej niż 1 cm, to chyba był drugi dzień. Po 5 dniach pojechałam na kontrolę, wtedy umiałam otworzyć buzię na szerokość może 3 cm. Siadam na fotelu, chirurg mówi, żeby buzię otworzyć. Szerzej ! Mówię, że się nie da.
A on jak to się nie da ? Po czym włożył swoje palce w moją buzię, rozszerzył, mi pociekły łzy z oczu, a on się uśmiecha i mówi: jak to się nie da ? da się.
Potem z aparatem już na górze musiałam usuwać dolne ósemki. Przyjeżdżam do gabinetu, a tam chirurg i młody, przystojny stażysta.
Ja burak od razu, a chirurg oznajmia, że stażysta będzie z nami.
Ok, siadam na fotelu, otwieram buzie i czekam. Na co mój chirurg znowu uśmiech na twarzy i mówi do młodego coś w stylu: patrz, jaka dzielna dziewczyna, tu aparat, tu ósemki rwane, pełen serwis.