A dajcie spokój.
Co komu do tego czy dziecię jest czy nie ma???
Po co komu do łóżka z buciorami wchodzić,
piniondze liczyć, wiek wypominać.
U nas to tak jakoś naturalnie wyszło. Choć diabetolog po tym jak zobaczył moją krzywą cukrową, powiedział tylko :"zapewne długo się państwo musieli starać". A kiedy odpowiedziałam, że nie, to się zdziwił.
Także może to akurat był ten moment?
Rodzina czy znajomi jakoś wprost nigdy nic o dzieciach nie mówili, natomiast o ślubie co wizytę. Presja legalizacji związku ogromna, posiadania dzieci nie.
Myślę, że najgorsze w tym wszystkim są stresy.
Wynikające, min. z naszych oczekiwań (bo my czegoś pragniemy), oczekiwań naszych bliskich( bo oni by chcieli, żebyśmy my mieli) a już najgorsze jest to, że ktoś myśli, że zna nas na wylot i przecież mówiąc nam pewne rzeczy chce dla nas dobrze, a my zamiast się burzyć powinniśmy podziękować. Ach... no niewdzięcznicy.
A życie trzeba przyjąć takim jakim jest, choć nie mówię, bez walki też się nie obęjdzie.
Taka mojsza logika rozumowania.