[Martencja24]

Ja w moje studia zainwestowałam masę czasu, wysiłku i pieniędzy, bo studiowanie dwóch języków obcych do tanich nie należy. Ilość książek, jakie zakupiłam, pomocy naukowych dla dzieciaków, dorosłych, wyspecjalizowanych słowników przyprawiała mnie o zawał za każdym razem jak podłaziłam do kasy i łudziłam się, że moja zniżka studencka znacząco odciąży mi portfel.... i mimo to, jeśli życzyłabym sobie za dużo za godzinę korków, dzieciak poszedłby do kogoś innego (a co to rodzica obchodzi, ile ja zainwestowałam w ogół moich materiałow, skoro jego Ala będzie korzystać tylko z jednego, dwóch czy - przy pracowitym dziecku, co się rzadko zdarza, trzech).
Troszkę Cię rozumiem, bo wiem, że dla rodzica lepiej będzie zatrudnić studentkę lub kogoś, kto zdał kiedyś jakiś FCE egzamin (w życiu nie posłałabym mojego dziecka do kogoś legitymującego się takimi kwalifikacjami...) i weźmie mniej niż pani mgr filologii angielskiej i rosyjskiej. Drugi rodzic będzie wolał właśnie te kwalifikacje. Mogę mówić: ci studenci psują rynek! Ale to ich prawo. Decyduje zawsze klient. Jeśli nie dostosuję się do lokalnego rynku (ilość podobnych specjalistów, zapotrzebowanie na moje usługi, oczekiwania), to mogę jedynie pomachać sobie palcem w bucie do moich super kwalifikacji i umiejętności.

I nie wynika to z mojego braku szacunku do jakiegokolwiek zawodu, ale za makijaż próbny stówy bym nie dała na pewno. Nie stać mnie na takie luksusy...