Zrobiłam przymiarkę, trochę to trwało, ale zaczyna być szaro-buro i trudno o dobre światło. Starałam się zebrać możliwie jak najwięcej ubrań z różnych palet, ale jak przyszło co do czego, to bardzo trudno było mi je przypasować na 100%, no ale do jakiś wniosków doszłam.
Bezsprzecznie, intensywne czyste kolory nie są dla mnie. Niestety również moja ukochana czerń. Te jasne, w szczególności biel sprawiają, że moja skóra nabiera intensywnego jakby pomarańczowo-różowego blasku co do siebie nie pasuje. W przypadku czerni dopiero teraz widzę, że bardzo gryzie się z tymi ciepłymi akcentami urody, szczególnie jeśli znajduje się blisko włosów (bo z drugiej strony wydaje się dobrze współgrać z czarnymi brwiami).
W bardzo zgaszonych chłodnych kolorach, wydaje mi się że robię się jakaś taka mało wyrazista, przykurzona, jakby oddawały mi trochę tego swojego "zgaszenia".
W kolorach które zakwalifikowałam raczej do jasnego lata lub jasnej wiosny wyglądam na poprzebieraną w ciuchy koleżanki. Trudno mi opisać co wtedy widzę, to po prostu bardzo nie pasuje.
Fatalnie wyglądałam w kilku koszulach w kratkę, w których główną rolę odgrywała biel, a poboczne kolory to chłodniejsze odcienie ciemnego różu, zieleni, niebiesiego.
Bardzo dobrze wyglądałam natomiast w ciepłych zieleniach i brązach, gorzej w tych nieco chłodniejszych.
Porównałam szarości i beże między sobą i te które wydawały mi się cieplejsze również jakoś lepiej współgrały, choć może być to kwestia autosugestii, wszak te odcienie naprawdę różniły się minimalnie.
Owijając ramiona ciepłą, zieloną bluzką pierwszą myśl która przyszła mi do głowy była "o, jaka ładna pani jesień!" i to chyba powinno być moją wskazówką, mimo że całe życie "wmawiano mi", że jestem zimą
Trudno mi było jednak znaleźć więcej niż kilka kolorów które na pewno należą do palet jesiennych, więc nie wiem do którego podtypu mogłabym się zaliczać bo nie mam tak dużego porównania. Balansuję pomiedzy ciemną a ciepłą jesienią, coraz bardziej chyba słaniając się ku ciepłej