[blond bunny]

To jeszcze nic dziewczyny... Pracuję w saloniku na 40% bez podstawy już 3 miesiąc i co wy na to że zarabiam miesięcznie 200zł Liczyłam się z tym że początkowo będzie ciężko ale że tak...w dodatku szefowa oszczędza na wszystkim, wszystko mi wylicza, reklamę w postaci ulotek puściła tylko na kilka ulic dalej, no masakra... A jeszcze teraz mi powiedziała że ona poczeka do andrzejek i zobaczy czy coś się ruszy a jak nie to wynajmie stanowisko- uwaga! za 800zł! A cały salon jest wielkości garażu!!! Od razu powiedziałam że ja tego na pewno nie wynajmę od niej i życzę powodzenia. I niby dobra lokalizacja bo przy supermarkecie... Także uważam że albo trzeba wynająć i być na swoim ale za rozsądną cenę, albo dojazd do klienta pozostaje... mnie już szlag trafia że robię na kogoś za psie pieniądze, jeszcze fryzjerki przynajmniej mają podstawę i 30% ale stylistki to są traktowane jak dla mnie poniżająco...zero podstawy, 40% i własne klientki, a wiadomo że jak się ma swoje to lepiej je w domciu przyjąć niż do salonu czyjegoś ciągnąć i prawie nic z tego nie mieć. Ale ostatnio miałam lepszą sytuację- dzwoni pani z ogłoszenia i mówi że poszukuje do nowootwartego salonu stylistki i daje 25% bez podstawy...no śniech po prostu. Ja jeszcze robię studium kosmetyczne i fryzjerskie i wymyśliłam że jak pokończę to wszystko, to coś swojego trzeba otworzyć bo nie ma rady-albo jakąś spółkę z kimś sensownym...