Dot.: NASZE ZBIORY KOSMETYCZNE cz. VII
Bobbi Brown jest super, ma przyjemną konsystencję, jest dobrze napigmentowany i trwały.Kosztował 100zł( kupowałam na stoisku firmowym w Galerii Mokotów).
Z pewnością na jednym cieniu nie poprzestanę, z tym, że teraz nabrałam ochoty na taki w słoiczku. Jeśli chodzi o wybór kolorów cieni to bez szału, no nie ma takiego wyboru jak u Maca czy Inglota.To raczej kosmetyki dla tych co stawiają na naturalność, podkreślenie urody, a nie szaleństwo czy eksperymenty.
Z kolej cień Mac, który zalinkowałam to jakieś wielkie nieporozumienie.Tyle się nasłuchałam o cieniach Mac-a , że takie super hiper i jestem bardzo rozczarowana. Zdecydowanie nie jest wart swoich 66zł( kupowałam na stoisku firmowym, a więc jest to produkt oryginalny).
Kiepsko napigmentowany, nietrwały, szybko znika( nawet nałożony na bazę).
Może ich pigmenty sprawują się lepiej,ale prasowany cień jest niestety to bani. Inglot jest o niebo lepszy.
Róż bourjois- kupiłam dopiero wczoraj,ale już 2 razy aplikowałam i jestem zadowolona. Nie jest twardy jak okrągły róż, jest trwały, do tego matowy i jak chcemy możemy nałożyć do tego rozświetlacz. Dla mnie bomba. Chce jeszcze zakupić sobie w odcieniu herbatnika. Dotąd używałam różu chanel i czasem okrągłego bourjois nr 33 i ten nowy produkt bourjois bardzo mi przypadł do gustu.
Pędzelek sephory nr 14- przyznam się, że nie mam porównania z innymi bo mam tylko pędzle tej firmy. Odkąd zaczęłam używać pędzelków do cieni, nie wyobrażam sobie nakładania cienia aplikatorem. 14 polecam - idealny do mieszania cieni, rozcierania linii czy smokey eyes.
|