Złote słowa! Często mam wrażenie, że niektóre kobietki bywają jakieś...bezmyślne.
Wyskoczy jeden pryszcz i zaraz oskarżony jest ostatnio zakupiony krem czy testowany tonik. A przecież kosmetyk jest jedynie częścią tego, z czym sie nasz organizm spotyka! Nie doceniamy chyba roli odżywiania i... stresu. A także naszego rytmu biologicznego/hormonów - ilu z nas wyskakuja nie-twarzowe niespodzianki przed okresem?
Jeśli nie testujemy akutrat nowinek, nie przyjdzie nam do głowy obwiniać za to kosmetyków, wiadomo - hormony. Jeśli jednak mamy w szafce nowy krem - automatycznie on staje sie wszystkiemu winny (choćby stał się najlepszym kremem pod słońcem, gdybyśmy go próbowały w innej fazie cyklu
)
O wpływie jedzenia na stan organizmu niby wiemy, ale często to bagatelizujemy. A stres zwłaszcza. Ja ostatnio ugięłąm sie pod ciężarem prawdy, jaką zaserwowali mi tutejsi azjatyccy lekarze, nie spodziwałam sie, że tak wiele złego wyrządził mi stres właśnie! Że np. taki kortyzol (tzw."hormon stresu") hamuje synteze kolagenu, co osłabia skórę i prowadzic może do rozstepów. Że zwiększa on wydzielanie tłuszczy, pojawiaja sie wypryski, wzmaga też utrate wody - skóra staje sie przesuszona itd.
Jest masa powodów dlaczego nasza twarz i cera wygląda tak, a nie inaczej - myślę że często demonizujemy wpływ kosmetyku - zarówno ten negatywny jak i pozytywny...