Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Problemy małżeńskie - proszę o porady
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2010-04-04, 23:48   #1
obca osoba
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2010-04
Wiadomości: 15

Problemy małżeńskie - proszę o porady


dziewczyny... tak mi ciężko...czuje się oszukana i samotna. nie pisałam się na coś takiego, nie tak miało być. co innego obiecywaliśmy sobie w dniu ślubu. serce mnie strasznie boli, łzy cisną sie do oczu.

jesteśmy ze sobą 3 lata. wiem, że to krótko. tym bardziej się martwię, że tak szybko dopadł nas taki kryzys. nie wiem właściwie czy to kryzys, czy niedopasowanie charakterów, czy mój paskudny charakter, czy nuda, czy może jeszcze coś innego. zdaje sobie sprawe z tego, że czasem ciężko ze mną wytrzymać, chociaż się staram - nie zawsze odpowiednio się zachowuję, jestem zbyt nerwowa i impulsywna. ale kocham męża i go szanuję. i staram się traktować go z miłością i szacunkiem. i tego samego oczekuję od niego. chcialabym żeby szanował mnie jako jego żonę i matkę jego syna, a przede wszystkim jako kobietę. chciałabym żeby sprawił żebym znowu poczuła się kobietą. ale niestety nie robi nic żebym się tak poczuła. rozmawiałam z nim na ten temat - powiedziałam wszystko szczerze tak jak teraz. niestety żadne rozmowy nie przynoszą skutku. rozmawialiśmy dużo. ale już nie mam siły, nie wiem co będzie dalej.

seks uprawiamy raz na 1-2 miesiące. kiedyś było inaczej, częściej, może raz na tydzień. ale od jakiegoś roku nasze życie intymne po prostu umarło. a ja bardzo bym chciała kochać się codziennie, a przynajmniej co drugi dzień. przytyłam dosyć sporo, ale to nie znaczy że o siebie nie dbam. próbowałam już sztuczek z seksowną bielizną, szpilkami, itp. niestety nie działa. próbuję go czasem delikatnie uwodzić, kusić, on nie zwraca na mnie uwagi. czuję się nieatrakcyjna przez ten brak zainteresowania, ciężko mi emanować pewnością siebie i seksapilem, ale staram się bo wiem że od tego dużo zależy. a wystarczyłby jakiś mały komplement z jego ust, jakiś mały gest z jego strony, który pokazał by mi że nadal się mu podobam, od razu chciałoby mi się żyć. nie ma w jego oczach tego pożądania, nie ma tych iskierek co kiedyś. ani przez chwilę. nawet jak już uprawiamy ten seks. nie ma.

kiedyś widać było, że mu na mnie zależy, a teraz niestety sama obojętność. takie zimno, chłód. nie pamiętam kiedy ostatni raz mnie przytulił, pocałował. mówilam mu, że brakuje mi tej bliskości, powiedział, że jak mam ochotę to mam po prostu przyjść i się przutulić. ok, robiłam tak zatem. ale niestety tylko ja. on nie. kiedyś tak, przychodził, dał mi buziaka, posiedział ze mną, pogadał. przestałam więc się przytulać, bo równie dobrze mogłabym przytulić się do kamienia - tyle samo uczuć by mi okazał. a ja nie chcę żebrac o uczucie.

teraz żyjemu jak dwie obce osoby pod jednym dachem. ja przy swoim laptopie, on przy swoim kompie. śpimy najczęściej w osobnych pokojach, bo on lubi sobie długo posiedzieć i nie chce mnie budzić, więc zostaje już na kanapie. nie rozmawiamy o niczym, nie śmiejemy się razem. nie interesuje go moje życie, moja praca, nie zwraca na mnie uwagi. często jest tak że siedzę sobie obok niego i płaczę, bo strasznie boli mnie to że tak bliska mi osoba jest dla mnie taka oschła. a on nawet nie zauważa moich łez. albo nie reaguje. ostatnio chodziłam strasznie przybita wiadomością o śmierci mmoich dwóch znajomych, on nie spytał co się dzieje. po prostu go to nie interesuje. ja próbuję czasem zagadać, co tam w pracy, itp.. on odpowiada. i to wszystko. koniec rozmowy. nie zapyta, co u mnie. nie obchodzi go to. jedyne co nas łączy to synuś, to dzięki niemu rano chce otwierać oczy.

mój mąż nie jest jakimś gruboskórnym odrażającym facetem, który kobiety traktuje jak przedmioty. jest kochany, bardzo uczuciowy, bardzo wrażliwy, łatwo go urazić i zranić. często się obraża za pierdoły, typu, że zwrócę mu uwagę, że nie zamknął klapy od kibla. potrafi się zawziąć i być tak obrażonym non stop. nawet nie wiem jak długo, bo ja nigdy tak długo nie wytrzymuje i w końcu przychodzę do niego z podkulonym ogonem. dla mnie coś takiego jak obrażanie się nie istnieje - jest sprawa, wyjaśniamy, możemy nawet trochę się pokłócić, ale dochodzimy do jakichś wspólnych wniosków, rozwiązujemy kłopot i po sprawie. i wiele razy już go prosiłam o to, żeby mówił mi od razu jak jakieś słowa go urażą. bo często jest tak że powiem coś, co mi się wydaje być normalne, a jego to boli i chowa urazę. a potem traktuje mnie jak powietrze a ja się zastanawiam o co mu chodzi. kiedy w końcu pytam - odpowida - no bo osiem dni temu powiedzialaś że zrobiłem za mocną kawę. po prostu jest to dla mnie bardzo dziecinne zachowanie. ale rozmawialiśmy na ten temat już wiele razy, on obiecywał że będzie mi mówil na bieżąco co mu leży na sercu, a ja obiecywalam że zanim coś powiem zastanowię się 5 razy. ale niestety nic się nie zmienia.

nie potrafimy naprawić związku sami, tyle już było rozmów od serca, które na jakiś czas uzdrawiały sytuację, ale tylko na jakiś czas. może powinniśmy poprosić o pomoc specjalistę - nie wiem. wiem, że nie chcę odpuścić, chociaż naprawdę nie mam siły. to jest miłość mojego życia. ojciec mojego dziecka. najważniejszy mężczyzna w moim życiu, ten jedyny. i to właśnie ten jedyny tak mnie rani. jest taki zimny i obcy. nie pamiętam kiedy, powiedział że mnie kocha. wiem, że mężczyźni niechętnie to mówią, wolą okazywać. ale on niestety okazuje mi jedynie obojętność. często zastanawiam się co tak okropnego zrobiłam, czym go tak bardzo zraniłam, zeby zasłużyć sobie na takie traktowanie. i wiem, że nie zawsze byłam ideałem, że chlapnęłam coś niepotrzebnie. ale nigdy nie zrobiłam niczego, co uwłoczyłby jego godności, nie wyzywam go, nie obrażam, nie krzyczę na niego, nie zdradzam, nie wysmiewam. staram się, żeby w domu była przyjemna atmosfera, jakiś dobry obiadek, miły akcent. nie oczekuję za to medalu, ale wiem też że na pewno nie zasługuję na taki chłód.

straciłam go. już mnie nie kocha. i boję się że to się już nie zmieni. a ja nie chcę tak żyć. chcę być z nim szczęśliwa. mam całą przyszłość przed sobą, mam 24 lata, on jest starszy 12 lat. może gdzieś tu tkwi sedno problemu? nie wiem. nigdy różnica wieku nie grała dla nas roli. ale teraz czuję, że życie mi się wymyka, że tracę cenny czas. czas kiedy powinnam być szczęśliwa, cieszyć się miłośćią i życiem. a nie zastanawiać się co zrobiłam źle i się dołować. może dla niego tak to już po prostu jest. ale ja nie chcę żyć tak byle jak. jak kocham to całą sobą i chciałabym tego samego od męża. bez jego miłości czuję się jak kwiat bez wody, powoli uchodzi ze mnie życie.

wiem że nie powinnam się skarżyć, że ludzie mają takie straszne nieszczęścia. źle się z tym czuję, że się tak skarżę. ale mam nadzieję, że spojrzycie na tą sytuację trzeźwym okiem i coś mi doradzicie. krytykę przyjmę z pokorą, bo wiem że nie jestem idealna. może któras z was też przechodziła przez taki okres w zyciu? proszę o porady, co powinniśmy dalej zrobić, kiedy nie ma już ani sił ani nadziei. ani ochoty z jego strony. dodam jeszcze, że mąż mnie nie zdradza, bo sam był zdradzony przez pierwszą żonę i po prostu nie zrobiłby tego nigdy nikomu.



obca osoba jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując