Ja też. Czasem myślę, że jestem złym człowiekiem, bo
los zwierząt wzrusza mnie bardziej niż ludzi. Pewnie dlatego, że są zupełnie zależne od dobrej lub złej woli człowieka.
Mój poprzedni pies (spaniel też uratowany przed schroniskiem, chyba nigdy nie miałam psa od szczeniaka) kiedyś przyniósł mi na działce zalizanego na śmierć (z miłości oczywiście) kreta. Przez dłuższy czas nie mogłam przeżyć tego, że mój pies jest mordercą.
Ale jego "panem" był mój ojciec. Też chodził za nim krok w krok
. Jak mój ojciec wracał wieczorem z pracy psiak przynosił mu kapcia. Tym kapciem był pierwszy lepszy but, który podleciał mu pod pysk w przedpokoju. Problemem było to, że Aruś nie chciał tego kapcia oddawać, leżał przy nim, trzeba było podziwiać go i chwalić. Wszyscy znajomi wiedzieli, że przychodząc do mnie muszą zabierać buty do mojego pokoju i zamykać drzwi. W przeciwnym razie groziło ryzyko powrotu do domu w jednym bucie.
Aruś to zdrobnienie od Arego (Aro), nie od Arka. Jeszcze mi nie odbiło (to znaczy nie odbiło kompletnie).