Zrobiłam w sobotę dekoloryzację preparatem Renee Blanche. Wcześniej naczytałam się i naoglądałam filmów pt "jak to zrobić" No i klops mimo wszystko. Schodzę z czerni i chciałabym odcień zbliżony do karmelu/bursztynu, po zmyciu dekoloryzatora umyłam włosy ze 3 razy szamponem babydream (pewnie błąd, że nie tego co poelcał producent, ale babydream był bardzo polecany przez wiele dziewczyn) a do zakwaszenia użyłam... octu jabłkowego. Efekt: kasztanowy brąz - no i fajnie o to chodziło.
Ale na drugi dzień włosy ściemniały i miałam ciemny brąz + swoje odrosty
więc użyłam 1/3 dekoloryzatora, który został mi po sobocie - wyrównało się fajnie na całej długości do tego kasztanu.
I dziś znów ściemniało
nie wiem czy to wina szamponu, czy faktu, ze nie robiłam kąpieli rozjaśniającej (nie chciałam i nie była ona konieczna, była tylko opisana jako zabieg polecany po dekoloryzacji)
Ponieważ nie chcę już czuć smordu zgnitych jajek, bo było mi niedobrze podczas tych zabiegów zastanawiam się nad dekoloryzatorem z Loreala.
Podobno nie śmierdzi i nie ciemnieją po nim włosy.
Czy ktoś ma aktualne opinie na jego temat?
Będę wdzięczna za odzew.