[Jolie2601]

Wiosenko masz bardzo dużo racji, jednak uważam, że takie analizy są przydatne. Wierzę, że każdy swój rozum ma i nie będzie ich traktował jak wyroczni. Wiele razy pisałam, że analiza nie jest wyznacznikiem. Ma pomagać w decycji a nie ją podejmować. Jeśli chociaż 1 osoba na 10 po przeczytaniu informacji wyciągnie z nich wnioski i odniesie do siebie- to uważam, że warto je podawać.

Tak jest np. z nieszczęsnymi silikonami (mam na myśli te cięższe)- warto o tym wspominać, zwłaszcza, że spora część populacji to cienko-jasnowłose kobiety u których efekt obciążenia może wystąpić. I ta sama sytuacja co powyżej- jeśli chociaż jedna osoba przemyśli to, odniesie do siebie a nie pobiegnie do łazienki i wyrzuci połowę kosmetyków- to warto o tym wspominać. Trudno brać za każdym razem odpowiedzialność za to co się napisało w dobrej wierze- jeśli ktoś po długotrwałym stosowaniu kosmetyków silikonowych nie ma objawów obciążenia a i tak pobiegnie pozbyć się odzywki, którą lubi to trudno. Nie moje pieniądze wylądują w koszu.

Wiele informacji jest ważnych- tylko trzeba z nich racjonalnie korzystać- nie można się wstrzymywać w wypowiadaniem opinii tylko dlatego, że ktoś może się do nich bezmyślnie stosować. Takim sposobem z wątków o 3tyś postów zrobiłyby się wątki o postach 30-tu.

Tak samo z analizą kosmetyku- wiadomo- to trochę chodzenie po omacku- nie ma podanych stężeń a jedynie kolejność składników- ale może to pomóc w podjęciu decyzji co do ich wyboru.
Jeśli mamy kosmetyk do pielęgnacji końcówek o składzie silikony+denat i drugi, który oprócz silikonów i braku alkoholu ma jeszcze jakieś składniki odżywcze- wtedy znajomość składu jest istotna.

Tak samo warto wiedzieć czy w kosmetyku są substancje, których nasze włosy nie tolerują.

Inny przykład- wax zagraniczny z SLSem- koleżankę X nie podrażni, koleżankę Y również- a koleżanka Z będzie stosować na siłę, mimo podrażnienia skóry, bo 2 poprzednim pomogło. Warto wtedy wiedzieć co taki SLS może nam zrobić. Właśnie MOŻE- nie musi- ale dobrze jest wiedzieć gdzie szukać winowajcy gdy problem się pojawi.

Podobnie z konserwantami- lepiej jeść coś naturalnego niż hodowanego przy drodze i pryskanego wszelką chemią znaną człowiekowi. Wiadomo- konserwanty być muszą- ale jeśli mozna wybrać coś co ma ich mniej to czemu tego nie robić. Poza tym stężenie konserwantów jest kwestią norm branżowych- nie może być za duże- jeśli kosmetyk ma całą masę dobroczynnych składników powtykanych między konserwanty to MOŻNA przypuszczać, że dużo nie zdziałają- bo ich stężenie będzie za małe (a podobnie jak konserwanty, wiele składników czynnych powinno mieć odpowiednie stężenie i pH by działać). Oczywiście nie możńa niczego stwierdzić ze 100% pewnością [bez znajomości stężenia] ale można się pewnymi faktami sugerować.

Podobnie z inną "chemią"- co z tego, że kosmetyk ma kilka substancji czynnych jeśli tzw większe pół składu stanowią emulgatory czy barwniki. Lepiej wybrać coś co ma bogatszy skład (niekoniecznie bogatszy w napychacze).

Do tego dochodzi czynnik ludzki- nikt nie jest nieomylny- to też należy brać pod uwagę- jam jest zwykły chemik a nie biochemik- zainteresowania to inna sprawa- ale wykształcenia w tym kierunku nie mam i też mogę strzelić jakąś gafę.

Nie mniej jednak uważam, że warto się w składy zagłębiać- pomoże to unikać substancji dla nas nieodpowiednich, wybierać to co nam służy, odkrywać nowe, niepozorne perełki wśród tych wszystkich kolorowych opakowań na drogeryjnych półkach. Tylko trzeba to robić z głową- zawsze znajdzie się ktoś kto będzie się tym bezmyślnie kierował- ale z drugiej strony będzie ktoś kto racjonalnie wykorzysta informacje- dlatego warto.