Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Usypianie zwierząt :(
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2009-10-24, 12:59   #30
desti
Zakorzenienie
 
Avatar desti
 
Zarejestrowany: 2005-12
Lokalizacja: Bawaria
Wiadomości: 12 954
Dot.: Usypianie zwierząt :(

Cytat:
Napisane przez niuja Pokaż wiadomość
Przyszłam do Was po zwykłe wsparcie.
Założyłam już dwa wątki o mojej kici,która miała ropomacicze a potem rozpoznanego tłuszczaka,a nagle wetkę olśniło,że to nowotwór. Odbyły się dwa zabiegi,kicia przeżyła,mimo wielkich obaw i podpisanego oświadczenia o świadomości zagrożenia życia(przez masę i wiek kotki,dziś ma 14 lat).
Mija trzeci miesiąc od ostatniego zabiegu i niestety,nowotwór odrasta.Co gorsza kicia zaczęła dziwnie śmierdzieć,na co wetka stwierdziła,że są to przerzuty na nerki(chociaż trochę mnie to martwi,bo diagnozę postawiła przez telefon gdy mama powiedziała,że kicia śmierdzi moczem). I teraz 'decyzja należy do nas'. Łzy mi leca strumieniami jak o tym myślę.Nie wyobrażam sobie powiedzieć 'uśpijmy ją',ani patrzeć jak zasypia na stole na zawsze.Nie jestem zwolenniczką katolicyzmu i nie jestem przekonana,że tam gdzie pójdzie vedzie jej lepiej.Jedyne co wiem,to że jej nie będzie,że już nie będzie spała wtulona w kołdrę,nie będzie łazić po ogródku,że już nie będzie stworzenia które kocham nad życie. Nie ukrywam,że jest dla mnie członkiem rodziny i to tym,który mnie nie zostawiał w trudnych chwilach i nigdy nie udawał,że nie widiz moich łez tylko szorstkim językiem zmiatał je z policzka.
Jak do takiej decyzji dorosnąć,jak to przeżyć?To się w ogóle da?
zdaje mi sie, ze spotkalysmy sie juz w Twoim watku gdzie pisalas o raku Twojej kici... rozwazalas wtedy operowac czy nie...

ja nie dalam mojego kota operowac i jak czytam przez co obie przechodzicie to utwierdza mnie, ze sluzsznie zrobilam... zaoszczedzilam Eliotowi wiele cierpienia a ostatnie miesiace byl rozpieszczany i byl to dla niego mimo wszystko szczesliwy czas... i zeby nie bylo... nie oceniam tego co jest sluszne co nie... kazdy podejmuje decyzje dla siebie ale wiem co czujesz ...

mojego Eliota juz nie ma ... juz prawie miesiac minal...

straszny byl moment, gdy siedzielismy w poczekalni... dookola ludzie z kotami, wamieniali historyjki o swoich pociechach... a ja siedzialam i plakalam ... ale wiedzialam, ze musze dac Eliotowi odejsc... nic juz nie jadl od paru dni... i powoli mial problemy z oddychaniem...

balam sie tego momentu... balam sie, ze Eliot bedzie sie bal, ze bedzie sie bronil... ale on chyba wiedzial... lezal grzecznie na kocyku (bo nie chcialam zeby lezal na tym zimnym stole) ... dal sobie ogolic bez problemu lapke bo juz mial na tyle slabe cisnienie krwi, ze lekarka nie mogla znalezc zylki... i po minucie spokojnie zasnal...
tam gdzie teraz jest... jest mu na pewno lepiej... na pewno ma jeszcze pare kocich zyc przed soba...

najgorsze sa pierwsze dni... ciagle go szukalam ... patrzylam automatycznie na jego ulubione miejsca do leniuchowania... za kazdym otwarciem drzwi... bo zawsze zanim sie drzwi otworzylo juz wciskal mordke w szpare... bardzo mi go brakuje...

to jest straszna decyzja... ale nie mozna zapomniec, ze trzeba zrobic to co dla kotka jest najlepsze... zaoszczedzic mu cierpienia... tym bardziej gdy wlasciwie nie ma nadziei...
desti jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując