2011-09-30, 13:16
|
#2641
|
Rozeznanie
Zarejestrowany: 2008-04
Wiadomości: 950
|
Dot.: Nasze blogi
Cytat:
Napisane przez Wena90
Opowiedz
|
To był środek czerwca, a wtedy najbardziej latają chrabąszcze majowe. Mieszkałam w Krakowie bo tam studiowałam i akurat przyjechali moi rodzice, żeby mnie odwiedzić. Razem z moim chłopakiem, a obecnym mezem połaziliśmy z nimi po mieście, a jak rodzice już pojechali to namówił mnie na spacer nad Wisłą. I za każdym razem jak usiłował mnie namówić do posiedzenia chwilę na jednej z ławek to ja słyszałam zbliżające się chrabąszcze, wstawałam i zwiewałam a potem się wkurzyłam, że już nie chcę siadac na żadnych ławkach, chcę do domu, bo jestem zmęczona i co on się tak uparł na to spacerowanie
W końcu udało nam się na chwilę usiąśc obok pomnika smoka, bo tam tego latającego świnstwa nie było ale mi było głupio jak się zorientowałam, przed czym tak zwiewałam - uciekająca narzeczona normalnie, prequel do uciekającej panny młodej
---------- Dopisano o 14:16 ---------- Poprzedni post napisano o 14:14 ----------
a co do śmierci ukochanych zwierzaków to ja mam podobnie jak agabil1 - najpierw serce się kraje i nie chce sie nowych, a potem przychodzi chwila, kiedy widzi się jakieś zwierzęce nieszczęście i człowiek sobie myśli "przeciez u mnie będzie miał naprawdę fajne życie" - zgarnia zwierza pod pachę i idzie z nim do domu...
|
|
|