Napisane przez Dolour
Jestem zmęczona.
Jest to jedyna myśl, która przychodzi mi do głowy gdy pomyślę o swoim życiu. Niektóre osoby pewnie by powiedziały, że nie wiem co to znaczy złe życie – i pewnie mają racje. W gruncie rzeczy jest ono bardzo podobne do życia innych osób w tym kraju - szarawe.
Jednak mimo to wiem jedno, że to zmęczenie mnie zabija.
Moje nastroje przechodzą prawdziwe turbulencje. Kiedyś usłyszałam, że ja po prostu nie potrafię być szczęśliwa – może jest w tym jakiś sens.
Od zawsze czułam potrzebę aby do czegoś dążyć – jednak owe dążenie napotykało dwie istotne przeszkody:
1. Często brakuje mi motywacji – za której brak później mam wyrzuty sama do siebie.
2. Jak odniosę sukces, który jest zauważalny również w oczach innych, nie potrafię się nim cieszyć, ponieważ zaraz przychodzi mi na myśl, że mogłabym do tej pory osiągnąć jeszcze więcej.
Byłam poważnym dzieckiem – zdecydowanie poważniejszym niż rówieśnicy dlatego też znajomych po prostu nie miałam.
Oderwaniem od bycia samą ze sobą było spotkanie miłości na mojej drodze (dla jasności początek nastąpił w virtualnym świecie, jedynym miejscu gdzie mogłam nawiązać jakiś kontakt) – uczucie od którego się uzależniłam i którego koniec po 3 latach poważnie przechorowałam.
Jednak trzeba było wrócić do życia i poradzić sobie z codziennością. Skupiłam się na pracy, na zakończeniu studiów i realizacji pozostałych celów które przed sobą postawiłam. Każdy sukces dodawał mi energii, jednak był to krótkotrwały przypływ radości.
Bardzo mocno zaczęła mi dokuczać samotność – mocniej niż kiedykolwiek do tej pory. Nie miałam pomysłu co by zrobić aby to się zmieniło – jednak mówi się, że trzeba wyciągnąć rękę do drugiej osoby i na pewno w ten sposób nawiąże się znajomości.
Uwierzcie, że próbowałam.
Nawiązałam dobry kontakt z kilkoma osobami z pracy, szczególnie z jednym znajomym z którym się bardzo dobrze dogaduję – ale nie dało to zbyt owocnego efektu.
Zorganizowałam spotkanie na mieście było bardzo fajnie, ale po tym i tak nikt po pracy specjalnie się nie wyrywał do wspólnych wyjść. Zorganizowałam urodziny i zaprosiłam gości – efekt ten sam co poprzednio. Ze znajomym wspomnianym wyżej umawiałam się już kilka razy – ale a to 3 razy mu się plany pozmieniały, kolejne 2 w ogóle zapomniał mi napisać, że jednak przyjął inną wersję wieczoru – i tak cały czas.
Stwierdziłam, że może uda się ze znajomościami sprzed lat – zorganizowałam spotkanie znajomych z podstawówki. Wieczór był fantastyczny, dużo śmiechu, wspomnień, obietnic ponownego spotkania – i na tym koniec. Pomijając już brak rezultatu w grupowym spotkaniu, to również osobna próba spotkania się z dwiema koleżankami zakończyła się wiadomością „dam Ci znać który dzień najbardziej mi pasuje” – oczywiście ta chwila nie nastąpiła.
Swoją uwagę skierowałam w kierunku znajomej z którą kontakt nawiązałam w sposób nieplanowany. Postanowiłam podjąć inicjatywę i próbę zaprzyjaźnienia, zaprosiłam na urodziny, innego dnia zaproponowałam wyjście na obiad – spotkania bardzo miłe, jednak brak inicjatywy spotkania z drugiej strony spowodowały moje przygnębienie.
W miłości też nie mam szczęścia – mimo, że mogłabym stwierdzić, że mogę się komuś podobać, to jednak w praktyce wygląda to inaczej i możliwości wymiany numerów nie ma.
Moje nastroje mają swoje okresy radości, chociaż jest to efekt jak po zjedzeniu czekolady – jest dobrze, jednak brakuje energii, oraz okresy smutku, gdzie nic nie ma sensu.
Czuję, że jestem sama na tym świecie i jestem tym zmęczona. Przemykam jak cień, żeby było zabawnie uśmiechający się cień, cień który z każdym zamieni słowo jednak który wie, że nie ma znaczenia dla innych.
|