[EbonyLuna]

Wczoraj znów obcowałam z żelowym LRP. No i ostatecznie stwierdzam, że to jednak nie jest filtr dla mnie. Mat, owszem daje fajny, ale dla mnie niestety na tym kończą sie zalety...
Już po pierwszym razie z tym filtrem obawiałam się, że mógłby mnie wysuszyć. Wczoraj więc przygotowałam twarzy stosunkowo dobrze na flirt, tj najpierw poszło serum z wit. c It's skin, potem różowy ślimak od Mizon [który naprawdę ładnie niweluje moje skórki], potem filtr... [dzień wcześniej peeling i maska] Od razu starałam się go dokładnie rozsmarować, aby zniwelować smugi. Nawet mi się to udało Lekko bieli, ale mi nie przeszkadza to zupełnie, bo blada jestem
Makijaż wykonałam, wyglądał ok, więc opuściłam mieszkanie i wyszyłam załatwiać swoje sprawy.
Oczywiście, ukrop był niesamowity, ale też tak naprawę na zewnątrz nie przebywałam zbyt wiele, raczej tyle, co musiałam czekać na autobus i przedostać się z przystanków do pomieszczeń. I wraz z powrotem przebywałam poza domem ok dwóch godzin. Ale jak wróciłam i spojrzałam w lustro to zwątpiłam... Miliardy suchych partii, okropne plamy resztek minerałów... Nie, nie, z filtrem żegnam się ostatecznie i szukam ideału w dalszym ciągu.
Teraz idą do mnie dwa; Biore i Neutrogena. Może tym razem uda mi się trafić na ten 'mój'