Dzięki dziewczyny... Kochane jesteście
Tylko wiecie jak jest, Wy mówicie, że zrobiłam dobrze. A mój teść na przykład rano, zanim jeszcze lekarz przyjechał, powiedział, że "jeszcze by biegał" i był zły, że wezwaliśmy weta... Choć potem, jak lekarz nam powiedział, że to już bardzo zaawansowane stadium i to koniec to już nic nie gadał... Poza tym ten widok, jak ten pies powoli gaśnie...
Ale tak, staram się myśleć, że zrobiłam dla niego coś dobrego... On i tak zbyt długo się męczył
Bo nikt wcześniej nie reagował... Rok chorował
dokładnie w lipcu (wykorzystując nieobecność teściów) sprowadziłam weterynarza pierwszy raz -ale wtedy myśleliśmy, że to gruczoły i dostał tylko zastrzyki i antybiotyk. Polepszyło się, zimą myśleliśmy przez chwilę, że wyzdrowiał, ale ostatnie 3 miesiące było tylko gorzej
No nic, teraz biega sobie za Tęczowym Mostkiem, w Psim Niebie, czy gdziekolwiek jest ("jeśliś jest")...
W sumie pozostałym domownikom chyba wyświadczyłam przysługę. Wczoraj wróciłam i postawiłam ich przed faktem dokonanym, nie mieli czasu rozmyślać o tym tak jak ja... Choć wiedzieli, że jest chory, to nie wiedzieli ile czasu mu zostało. A ja planowałam to od jakiegoś czasu, bo wiedziałam, że tak to się musi zakończyć
Dobra, już o tym nie gadam. Zwierzomanka ze mnie, to dlatego. Dla mnie każde zwierzę jest równie ważne jak człowiek...