earthpace - dzięki za tak szczegółową odpowiedź! To ciekawe, że wiele Twoich doświadczeń pokrywa się z moimi. Na przykład z tymi bardziej fioletowymi różami u mnie dzieje się podobnie. Niby zimne, ale na twarzy wyglądają u mnie tak... buraczkowo! I tu miałam właśnie sporo wpadek, bo wydawało mi się, że im bardziej fioletowo, tym będzie lepiej, a tu właśnie nie.
Podobnie jak Ty miałam z MACa well dressed i w szoku jestem, że jako posiadaczka ciemniejszej karnacji cokolwiek zauważyłaś. U mnie ten róż znika, po prostu tak słabiutko go widać, że nie ma sensu wcale go nakładać. Masz rację, jest on zgaszony, wzięłam go, bo ponoć ciężko sobie zrobić nim krzywdę. No tak, ale co mi po nim, jak nie ma efektu wcale.
Z drogeryjnych kosmetyków najbardziej do tej pory podszedł mi Maybelline w odcieniu 70 rose madison, o ten:
Wygląda na mnie najlepiej ze wszystkich testowanych kosmetyków drogeryjnych. Na razie nie rzucam się na kosmetyki z wyższej półki, bo nie jestem pewna, czy w ogóle aż tak bardzo potrzebuję różu. Mam twarz chyba z pieriastkiem Ingenue, czyli dosyć "dziecięcą" buzię, która czasem przez róże staje się jeszcze bardziej, hmmm, infantylna
? Trochę jak takie wielkie, rumiane dziecko, może muszę nauczyć się inaczej nakładać po prostu. W każdym razie ten odcień powyżej jako jedyny sprawdza się całkiem przyzwoicie, ale nadal szukam KWC.