Eh...
Zaczyna się wiosna i moje problemy...
Mam złote włosy i cholernie jasną cerę, piegów nie mam - za to pieprzyki na rękach
Problemów z moją bladością nigdy nie miałam odkąd 3 lata temu poszłam do gimnazjum
Całe szczęście, że za niedługo do liceum i nie zobaczę już różnych fałszywych twarzy. Na początku lata nabijają się ze mnie, z moich loków, mojej bladej cery... mam dość. Do solarium chodzić nie chcę.
Nie jestem jakoś specjalnie chuda, ale gruba też nie. Jednak słyszę głupie docinki prawie codziennie :/ Sorki za narzekanie niezwiązane z tematem
Jednak gdzieś się muszę "wygadać".
Nie wiem co robić. Od czego zacząć. Chciałabym chodzić w spódniczkach, jednak wstydzę się tego. Wg mnie wygląda to nieestetycznie, a utwierdzają mnie w tym moi... hym... "koledzy". Nie wiem, czy tak już jest, że jak się słyszy wieczne docinki to powoli zaczyna się w nie wierzyć, tak jest chyba ze mną.
Mówią mi wyprostuj włosy bo masz szopę, weź się wreszcie opal... a ja głupia chcę się im podporządkować.
^&%%^(%@$ cholera czy to moja wina, że się taka urodziłam ?!
Mam dość przytakiwania wszystkim "tak, wyglądam okropnie" tymczasem osoby, które mi to mówią, też raczej wybitne nie są - albo cymbały, alko jakieś skwarki z solarium. Rodzice mi powtarzają "nie słuchaj ich, bo Ci zazdroszczą" tymczasem ja widzę w lustrze, że chyba nie ma czego zazdrościć. Utwierdza mnie w tym każda krytyka powiedziana w moją stronę.
Więc moje pytanie jest: od czego mam zacząć, żebym jako bledziuch zaczęła się sobie podobać ? (potrzebne Wam moje zdj żeby zobaczyć, czy krytyka innych jest słuszna?)
Potrzeba mi jakiś tabletek na cerę, może do bladości pasują ciemniejsze włosy?
Jakie kolory najbardziej pasują?
Właśnie się biorę za przeglądanie tematu, może coś dla siebie znajdę
. Tymczasem proszę o jakieś porady - jak wy to robicie, że się sobie podobacie?
Cholernie Wam zazdroszczę.