macocha, mama zastępcza, mama? - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Być rodzicem

Notka

Być rodzicem Forum dla osób, które starają się o dziecko, czekają na poród lub już posiadają potomstwo. Rozmawiamy o blaskach i cieniach macierzyństwa.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2015-05-06, 10:33   #1
Suomi26
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-05
Wiadomości: 3

macocha, mama zastępcza, mama?


Witajcie.


Nie byłam pewna gdzie założyć wątek, bo nie chodzi tylko o dzieci, ale mam nadzieję, że dobrze wybrałam.
Do tej pory nie pisałam na forum, tylko czytałam, ale powoli nie radzę sobie z sytuacją..
Opiszę skrótowo na razie: Mam 27 lat, od 3 lat jestem w związku z mężczyzną 10 lat starszym. Nie będę pisać tu rozwlekłego wypracowania, ale początki były ciężkie. Zaczeliśmy się spotykać i być razem z jego inicjatywy (on bardzo mi się podobał, ale to on zrobił pierwszy krok). Przez prawie 2 miesiące było dobrze - randki, nocne rozmowy, maile, poznawanie się. I po tych dwóch miesiącach dowiedziałam się, że ma żonę i dwójkę dzieci. Jasne, jak potem to analizowałam, to powinnam było coś podejrzewać. Ale byłam zakochana (pierwszy raz w życiu), szczęśliwa i nie zwracałam uwagi na wiele rzeczy. Dzieci miały wtedy - starsza 3.5 roku, młodsza... 3 miesiące. Mój TŻ postanowił być "szlachetny" i przyznał się żonie do mnie, a mnie do żony - co ciekawe, żona w odpowiedzi oznajmiła, że też kogoś ma, a mojego TŻ od pół roku śledzi detektyw, żeby go na czymś złapać (sama żona była już po jednym rozwodzie i podobno nie chciała mieć drugiego ze swojej winy). Przed sądem zrobiła ze mnie kochankę, która odbiła męża ciężarnej... Dzięki detektywowi skontaktowała się z moją rodziną, rozpuściła plotki na uczelni... A TŻ od razu wyrzuciła z domu (mieszkali u jej rodziców). Nie rozwodząc się : było ciężko, ale jednak zostaliśmy ostatecznie razem, zaręczyliśmy się po 2 latach. Poznałam jego dzieci, miałam z nimi świetny kontakt, spędzały z nami mnóstwo czasu. Matka dziewczynek zaczęła znikać na całe miesiące, nie chciała mówić co się dzieje, jej rodzina też nic nie mówiła, tylko dzieci były u nas coraz więcej.
W listopadzie popełniła samobójstwo (w swoim domu, dzieci na szczęście były z nami). Najgorsze (a raczej jedno z najgorszych), że ja czuję się winna (na zasadzie, że może gdyby mnie nie było, to może oni jednak by się dogadali - TŻ mówi, ze to niemożliwe, zresztą ona też wielokrotnie mówiła - nagrywał rozmowy z nią, więc wiem - że cieszy się, że pobyła się go ze swojego życia itp., była z dwoma innymi facetami po rozwodzie z nim).
Ale największa zmiana: z dnia na dzień stałam się "mamą" dwójki małych dzieci i boję się, że mnie to przerasta. Całkowicie zmieniło się moje życie. Szczęście w nieszczęściu, ze dziewczynki nie było szczególnie z matką związane... Dowiedziały się, że zmarła po miesiącu (oczywiście nie wiedzą jak i miejmy nadzieję, że nigdy się nie dowiedzą), było 15 minut płaczu, a potem już świetnie się bawiły - minęło pół roku, bardzo rzadko o mamie wspominają, a jak już to jakby mówiły o pogodzie.
Ale ja jestem strasznie nimi zmęczona, nie sprawia mi radości bycie z nimi, często mnie denerwują. Robię wszystko: gotuję, piorę, sprzątam, odwożę i przywożę z przedszkola, chodzę do lekarza, kąpię... itp., opiekuję się, przytulam, jestem z nimi więcej niż ojciec (on je bardzo kocha i dba o nie, ale ze względu na pracę ja jestem z nimi więcej - nieraz nie ma go całe weekendy). Mam wrażenie, że nie kocham ich tak jak powinnam... Nie wiem kim jestem: macochą, matką zastępczą? Jestem przemęczona i nieraz czuję się jak w więzieniu. Kocham je, ale chyba nie tak jak swoje dzieci... Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Po prostu szukam wsparcia, zrozumienia, za każdą dobrą radę będę wdzięczna...


Starałam się napisać w skrócie, pewnie wiele niuansów pominęłam, więc jeśli coś jest nie do końca jasne, to doprecyzuję.


Dziękuję za wytrwałość w czytaniu
Suomi26 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-05-06, 11:00   #2
ZamyslonaRoztargniona
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2013-07
Wiadomości: 5 580
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Cytat:
Napisane przez Suomi26 Pokaż wiadomość
Witajcie.


Nie byłam pewna gdzie założyć wątek, bo nie chodzi tylko o dzieci, ale mam nadzieję, że dobrze wybrałam.
Do tej pory nie pisałam na forum, tylko czytałam, ale powoli nie radzę sobie z sytuacją..
Opiszę skrótowo na razie: Mam 27 lat, od 3 lat jestem w związku z mężczyzną 10 lat starszym. Nie będę pisać tu rozwlekłego wypracowania, ale początki były ciężkie. Zaczeliśmy się spotykać i być razem z jego inicjatywy (on bardzo mi się podobał, ale to on zrobił pierwszy krok). Przez prawie 2 miesiące było dobrze - randki, nocne rozmowy, maile, poznawanie się. I po tych dwóch miesiącach dowiedziałam się, że ma żonę i dwójkę dzieci. Jasne, jak potem to analizowałam, to powinnam było coś podejrzewać. Ale byłam zakochana (pierwszy raz w życiu), szczęśliwa i nie zwracałam uwagi na wiele rzeczy. Dzieci miały wtedy - starsza 3.5 roku, młodsza... 3 miesiące. Mój TŻ postanowił być "szlachetny" i przyznał się żonie do mnie, a mnie do żony - co ciekawe, żona w odpowiedzi oznajmiła, że też kogoś ma, a mojego TŻ od pół roku śledzi detektyw, żeby go na czymś złapać (sama żona była już po jednym rozwodzie i podobno nie chciała mieć drugiego ze swojej winy). Przed sądem zrobiła ze mnie kochankę, która odbiła męża ciężarnej... Dzięki detektywowi skontaktowała się z moją rodziną, rozpuściła plotki na uczelni... A TŻ od razu wyrzuciła z domu (mieszkali u jej rodziców). Nie rozwodząc się : było ciężko, ale jednak zostaliśmy ostatecznie razem, zaręczyliśmy się po 2 latach. Poznałam jego dzieci, miałam z nimi świetny kontakt, spędzały z nami mnóstwo czasu. Matka dziewczynek zaczęła znikać na całe miesiące, nie chciała mówić co się dzieje, jej rodzina też nic nie mówiła, tylko dzieci były u nas coraz więcej.
W listopadzie popełniła samobójstwo (w swoim domu, dzieci na szczęście były z nami). Najgorsze (a raczej jedno z najgorszych), że ja czuję się winna (na zasadzie, że może gdyby mnie nie było, to może oni jednak by się dogadali - TŻ mówi, ze to niemożliwe, zresztą ona też wielokrotnie mówiła - nagrywał rozmowy z nią, więc wiem - że cieszy się, że pobyła się go ze swojego życia itp., była z dwoma innymi facetami po rozwodzie z nim).
Ale największa zmiana: z dnia na dzień stałam się "mamą" dwójki małych dzieci i boję się, że mnie to przerasta. Całkowicie zmieniło się moje życie. Szczęście w nieszczęściu, ze dziewczynki nie było szczególnie z matką związane... Dowiedziały się, że zmarła po miesiącu (oczywiście nie wiedzą jak i miejmy nadzieję, że nigdy się nie dowiedzą), było 15 minut płaczu, a potem już świetnie się bawiły - minęło pół roku, bardzo rzadko o mamie wspominają, a jak już to jakby mówiły o pogodzie.
Ale ja jestem strasznie nimi zmęczona, nie sprawia mi radości bycie z nimi, często mnie denerwują. Robię wszystko: gotuję, piorę, sprzątam, odwożę i przywożę z przedszkola, chodzę do lekarza, kąpię... itp., opiekuję się, przytulam, jestem z nimi więcej niż ojciec (on je bardzo kocha i dba o nie, ale ze względu na pracę ja jestem z nimi więcej - nieraz nie ma go całe weekendy). Mam wrażenie, że nie kocham ich tak jak powinnam... Nie wiem kim jestem: macochą, matką zastępczą? Jestem przemęczona i nieraz czuję się jak w więzieniu. Kocham je, ale chyba nie tak jak swoje dzieci... Czy ktoś był w podobnej sytuacji? Po prostu szukam wsparcia, zrozumienia, za każdą dobrą radę będę wdzięczna...


Starałam się napisać w skrócie, pewnie wiele niuansów pominęłam, więc jeśli coś jest nie do końca jasne, to doprecyzuję.


Dziękuję za wytrwałość w czytaniu
Postaram się nie komentować wchodzenia w związek z żonatym mężczyzną i zachowań (detektyw) byłej żony.

W żadnym wypadku nie możesz się obwiniać (choćby w części) o samobójstwo byłej żony. Dorosła kobieta, sama zadecydowała co zrobi ze swoim życiem.

Dzieci muszą się dowiedzieć w jaki sposób zmarła ich mama. Oczywiście w odpowiednim momencie, w formie do nich dostosowanej, ale lepiej żeby dowiedziały się o tym od ojca niż od koleżanek na podwórku lub w przedszkolu.

Jesteście małżeństwem? bo jeśli nie, to w świetle prawa jesteś dla dziewczynek hmm chyba nikim. Przysposabiałaś dzieci formalnie?

Nie jesteś ich biologiczną matką i dla mnie nie ma w tym nic dziwnego, że ich nie kochasz i że Cię irytują. Podejrzewam że zakładałaś, że dzieci będą na co dzień z matką, a z Wami ewentualnie weekendy i generalnie będziesz miała faceta tylko dla siebie. Teraz w Twoją relację z facetem wkroczyły dzieci, co z pewnością nie jest po Twojej myśli, no ale wiązałaś się z facetem ze zobowiązaniami i trzeba się było z tym liczyć, że być może opieka z dziećmi spadnie tylko na niego, czyli pośrednio na Ciebie.

Dobrze doczytałam że dzieci chodzą do przedszkola? Nie siedzisz z nimi całe dnie? W jakim są teraz wieku? Wiele matek jest przemęczonych i czuje się jak w więzieniu.

Opiekuj się dziewczynkami najlepiej jak potrafisz. Moim zdaniem to wystarczy. Głębsze uczucie przyjdzie lub nie z czasem.

---------- Dopisano o 12:00 ---------- Poprzedni post napisano o 11:54 ----------

Mam w pracy koleżankę (panią ok.50) której matka zmarła krótko po jej urodzeniu. Przez kilka lat (8-10) ojciec sam ją wychowywał, a potem związał się nową kobietą. Koleżanka do tej pory nazywa ją "macocha" (też już nie żyje). Nie miały głębszej relacji. Chyba niedopasowanie charakterów. Macocha się nią zajmowała najlepiej jak umiała, ale dla koleżanki zawsze była kobietą która w pewnym sensie zabrała jej ojca (tzn. wyłączność ojca).
Dopiero po latach doceniła to co macocha robiła dla niej.
ZamyslonaRoztargniona jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-05-06, 11:08   #3
Suomi26
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-05
Wiadomości: 3
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Jasne, ja wiem jak wygląda wchodzenie w związek z żonatym - dlatego jak się o tym dowiedziałam, to rozstaliśmy się. Ale on zabiegał, wyprowadził się, pozew o rozwód był w sądzie, zarządzono testy DNA, bo było podejrzenie, że córeczka nie jest jego, ja go kochałam i było mi go mimo wszystko szkoda - zadzwonił, że tego nie wytrzyma, że bierze tabletki, bo nie chce żyć, bałam się, pojechałam do niego i tak mu wybaczyłam i potem już byliśmy razem - wiem, że w sumie to się tłumaczę, a tylko winny się tłumaczy... Jakoś czuję się winna, moi rodzice też się rozwiedli (miałam 13 lat), i gdzieś tam jest myśl, że gdyby nie poznał mnie, to może walczyłby o nią i może by się to nie stało.


Racjonalnie wiem, że nie mam co się obwiniać o jej samobójstwo - minęło 2.5 roku od rozwodu, była w innych związkach. Ale często mi się śni ta scena (wyobrażona) i jestem przerażona.


Starsza córeczka chodzi do przedszkola, młodsza pójdzie we wrześniu.


Formalnie jestem nikim, planujemy ślub i przysposobienie. To też chyba utrudnia mi wejście w tą rolę, ostatnio wypełniałam papiery do szkoły starszej i bardzo mnie bolało, że "nie istnieje".


Jasne, że wchodząc w związek z TŻ, wiedziałam, że ma dzieci. Tak jak pisałam, spędzałam z nimi dużo czasu. Były z nami średnio 2-3 dni w tygodniu, a w ferie, wakacje, długie weekendy jeszcze więcej. Ale jednak miałam w każdym tygodniu kilka dni odpoczynku, namiastki bycia z tylko z TŻ.
Takiego obrotu spraw nie przewidziałam (zresztą, nie wiem czy ktoś by przewidział). Mniej chodzi o fizyczne obowiązki związane z ciąglą opieką nad nimi, bardziej o psychiczne zmęczenie. O to, że skoro nie mają matki to ja tą lukę (skoro jestem z ich ojcem) powinnam zapełnić, nie ma nikogo innego kto może to zrobić. Boję się, że nie zrobię tego dobrze, że je skrzywdzę.


A co do tego, że mają wiedzieć co się stało z ich matką - mieszkamy w dużym mieście, a one wcześniej z nią mieszkały na wsi pod miastem. Daleko, tutaj nikt nas nie zna i nie wie co się stało. Szanse na to, że przypadkowo się dowiedzą są prawie żadne. Ja sama nie wiem co lepsze: jeden psycholog dziecięcy mówi, że mają się nigdy nie dowiedzieć, a drugi, że jak będą dorosłe...


ZamyślonaRoztargniona: I tego, że też będę taką "tylko macochą" się boję. Mimo, że ich matka od dwóch lat właściwie się nimi nie zajmowała, że nie miały z nią więzi (potwierdzone przez dwóch psychologów), to zawsze będzie mamą, a ja? A ja może jestem egoistką, ale poświęcam dla nich swoje życie w bardzo dużym stopniu i chciałabym, żeby mnie kochały i jakoś doceniły? Wychowuję je, ale boję się kiedy usłyszę "Nie jesteś moją mamą, więc...". Wydaje mi się, że nie będą myśleć, że zabrałam im wyłączność ojca. Dla młodszej jestem z ich ojcem odkąd pamięta, a dla starszej przez pół życia, więc tego problem (mam nadzieję) chyba nie będzie.

Edytowane przez Suomi26
Czas edycji: 2015-05-06 o 11:13
Suomi26 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-05-06, 11:56   #4
Dotka90
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2009-01
Lokalizacja: stąd
Wiadomości: 36 831
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Cytat:
Napisane przez Suomi26 Pokaż wiadomość
Mam wrażenie, że nie kocham ich tak jak powinnam... Nie wiem kim jestem: macochą, matką zastępczą?
A jak POWINNAŚ je kochać?

Nie ma tu jednej recepty. Relacje w takich rodzinach często są trudne, to nie bułka z masłem.

A jak one do Ciebie mówią? Mamo, ciociu, po imieniu? Jak Cię traktują? Jak ciocię, czy kogoś bliskiego?
A Ty jak je traktujesz? Owszem, zawożenie, przywożenie itd. Ale emocjonalnie - czujesz się z nimi związana? Troszczysz się o nie także emocjonalnie? Przytulanie to mechanizm, czy 'odruch serca'?

Nie ma możliwości żeby Twój partner spędzał więcej czasu z nimi ? Nie dziwię się, że jesteś przemęczona, bo z dnia na dzień zostałaś matką DWÓJKI malutkich dzieci, to nie jest takie proste. Być może łatwiej by Ci było, gdyby część tych rodzicielskich obowiązków przejął Twój partner.
Dotka90 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-05-06, 15:26   #5
Suomi26
Przyczajenie
 
Zarejestrowany: 2015-05
Wiadomości: 3
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Mam wrażenie, że powinnam je kochać jak swoje - wiem, ze to nie dzieje się z automatu. Ale kiedy widzę jak mój partner okazuje im uczucia, to przykro mi, że ja takich nie mam. Ogólnie jestem osobą zamkniętą w sobie, ale bardzo chciałabym dawać im jak najwięcej ciepła i czułości.
Myślę, że dobrze idzie mi to tak na zewnątrz, ale problem mam ze swoimi emocjami.


Dziewczyny mówią do mnie najczęściej zdrobniale tak jak mój partner, często też przypomina im się, że kiedy młodsza uczyła się mówić, to mówiła do mnie "mumu" i teraz mówią "mumusia", "mumunia" - starsza się śmieje, że to jak mamusia itp. Młodszej zdarza się mówić mama, albo często mówi, "Misia jest mamą".
Traktują mnie może nie do końca jak mamę (chociaż nie wiem jak tam to wyglądało kiedy żyła), ale cieszą się na mój widok, przytulają, często starsza mówi "a ja mam tatę i Misię". Poza tym, słuchają się mnie tak samo jak taty, moje zdanie na pewno jest dla nich (póki co) tak samo ważne.


Mój partner sporo pracuje, ale zasadniczo stara się mnie odciążyć. Tutaj jest ok, to ja mam problem bardziej ze swoimi emocjami do dzieci - ostatnio jak były chore, to złapałam się na myśleniu, że nie jest mi ich szkoda, tylko niech już będą zdrowe, żeby był spokój - poczułam się strasznie zła, że tak myślę. Zamiast się martwić, że coś im dolega, to mnie to drażniło... Nie okazuję tych emocji na zewnątrz, ale mnie męczą.
Przytulam je najczęściej z serca, kocham je, ale mam poczucie, że bardziej tak jak się kocha jakąś trochę dalszą rodzinę, a nie jak swoje dzieci...
Suomi26 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-05-06, 15:58   #6
Dotka90
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2009-01
Lokalizacja: stąd
Wiadomości: 36 831
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Cytat:
Napisane przez Suomi26 Pokaż wiadomość
Mam wrażenie, że powinnam je kochać jak swoje - wiem, ze to nie dzieje się z automatu. Ale kiedy widzę jak mój partner okazuje im uczucia, to przykro mi, że ja takich nie mam.
(..)

Przytulam je najczęściej z serca, kocham je, ale mam poczucie, że bardziej tak jak się kocha jakąś trochę dalszą rodzinę, a nie jak swoje dzieci...
Myślę, że przede wszystkim powinnaś zrozumieć, że to nie takie hop siup, że nagle stajesz się matką 2 dzieci i kochasz je z automatu. Po drugie, taka miłość nie zawsze jest prosta. Znam sytuacje, gdzie faktycznie matki kochały te przysposobione dzieci jak własne, a znam takie, gdzie zawsze zostały już ciocią, czy po prostu Kasią.

Nie powinnaś się zadręczać tym co POWINNAŚ, albo jak POWINNAŚ je kochać, bo nie ma czegoś takiego, że 'powinnaś'. Po prostu daj sobie czas, może to się jeszcze zmieni, a może nigdy nie będziesz ich kochać jak swoje dzieci, ale mimo tego nawiążesz z nimi głębokie relacje i będziesz kochać je tą miłością 'mamy zastępczej'.
Dotka90 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2015-05-06, 21:03   #7
Glodomorek
Zakorzenienie
 
Avatar Glodomorek
 
Zarejestrowany: 2010-11
Wiadomości: 8 301
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Nie jesteś mamą i nigdy nie będziesz dla tych dziewczynek. One mają swoją mamę, nawet jeśli ona nie żyje to matka jest tylko jedna. Nie musisz jej zastępować.
Co z resztą rodziny dziewczynek, jakieś babcie, ciocie? Nie wyobrażam sobie zrzucić całej opieki nad dziećmi na nową partnerkę z dnia na dzień nawet nie ustalając podziału. Jak on ciągle pracuje i niewiele koło dzieci robi
Glodomorek jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2015-05-06, 21:41   #8
vretka
Zakorzenienie
 
Zarejestrowany: 2004-03
Lokalizacja: Łódź
Wiadomości: 4 111
GG do vretka
Dot.: macocha, mama zastępcza, mama?

Cytat:
Napisane przez Suomi26 Pokaż wiadomość
Mój partner sporo pracuje, ale zasadniczo stara się mnie odciążyć. Tutaj jest ok, to ja mam problem bardziej ze swoimi emocjami do dzieci - ostatnio jak były chore, to złapałam się na myśleniu, że nie jest mi ich szkoda, tylko niech już będą zdrowe, żeby był spokój - poczułam się strasznie zła, że tak myślę. Zamiast się martwić, że coś im dolega, to mnie to drażniło... Nie okazuję tych emocji na zewnątrz, ale mnie męczą.
Przytulam je najczęściej z serca, kocham je, ale mam poczucie, że bardziej tak jak się kocha jakąś trochę dalszą rodzinę, a nie jak swoje dzieci...
Nie wiem, czy Cię to pocieszy, ale mogę Ci napisać, że zdarza mi się mieć podobne odczucia w stosunku do własnego biologicznego dziecka. Człowiek to nie maszyna. Nawet jeśli kogoś kochasz, nie oznacza to, że nie masz prawa w którymś momencie mieć po prostu ochoty pobyć sama ze sobą. Oczywiście nie chodzi o to, żeby okazywać dzieciom, że ma się ich "dość". Ale warto dać sobie prawo do bycia zmęczoną i nie zawsze entuzjastycznie nastawioną do spędzania całych dni z chorymi marudnymi dziećmi.
__________________
R 08.2013, K 09.2016
vretka jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Być rodzicem


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Włączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2015-05-06 22:41:03


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 04:27.