`.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´ - Wizaz.pl

Wróć   Wizaz.pl > Kobieta > Forum plotkowe > Wizażowe wyliczanki

Notka

Wizażowe wyliczanki Wizażowe wyliczanki, to miejsce gdzie porozmawiasz o pogodzie, jedzeniu, twoim samopoczuciu lub o tym co ostatnio dostałaś od swojego ukochanego.

Odpowiedz
 
Narzędzia
Stary 2009-07-12, 21:21   #1
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Wink

`.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´


Jesli znasz Sage Zmierzchu S.Meyer

[ Zmierzch, Ksiezyc w Nowiu, Zacmienie, Przed Switem]


Kochasz/Lubisz ja? masz jakies swoje ulubione cytat? fragmenty?
To miejsce wlasnie dla Ciebie!

Mozesz tu je napisac .... i porozmawiac na temat Sagi!!
Zapraszam do rozmowy i cytowania!!


iii mamy wlasnego ochroniarza -> Blond Psychopejszyn!


Edytowane przez Liquidgold
Czas edycji: 2009-07-12 o 23:07
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 21:26   #2
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Jasne kochana, do tego darmową opiekę medyczną, szalonego, misiowatego braciszka, spokojną Esme, małego wrednego chochlika i kochanego Jaspera
No i oczywiście sforę :P
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 21:32   #3
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

No oczywiscie ;D i nie zapominajmy o najwazniejszym nie po to gadalam z Harrym i nie poto nam klonowal nasze milosci ;P jeszcze mamy pewnego booooskieeeeegooo Wampira ;D Naszego Kochanka.! ;***
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 21:34   #4
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Chciałaś powiedzieć "przyszłego męża" xD


o dupa.. to już za 10 dni.... ^^
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 21:36   #5
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

No okej okej ale nie chcialas zebym uzywala wczesniej tego okreslenia tzn ''przyszla zona'' ale to jedno wiaze sie z drugim ;D;D;D ;*;**;*
10 dni a ja dalej zaproszenia nie mam ;D

Kochana od jutra polecimy od nowa z cytatami teraz moze jak cos to dodamy takie male krotkie ?
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 21:42   #6
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Nie!
Dzisiaj żadnych cytatów! Jutro!
Jak nie masz zaproszenia?!?!?!


Czekaj. Alice!!!!!!!!!!!!




Ups... zaraz Emmett Ci podrzuci ;D
Wredny, mały chochlik zapomniał....
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 21:50   #7
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

No oki oki ...


Kuzwa ja chce zaproszenie ....
Emmet mi dzwonil i pow ze bedzie za 5 min ;D i mi da ;D ale ze od razu porywa Edwarda na polowanie!! no na jakies Grizzly ale ja nie wiem to bedzie 2 Emmetow na polowaniu ;D xD bo ten co jestem na Malediwach z nim to tez chce jakies Grizzly ;O

Ale ta Alice jest ! juz do niej zadzwonilam!! ;D

;**
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Najlepsze Promocje i Wyprzedaże

REKLAMA
Stary 2009-07-12, 22:00   #8
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Ej, ej ej... ale mój Edward się nigdzie nie wybiera.. właśnie masz pozdro ;*

---------- Dopisano o 23:00 ---------- Poprzedni post napisano o 22:53 ----------

Ok, lecim do łóżeczka...

Ty też spadaj kochanie już... nie ma siedzenia na forum beze mnie...
A jutro.. hmm.. narada plemienna ;*


Masz buziaki od Blond Psychopejszyn, Jaspera (mówi, że będziesz bardzo spokojnie spała dzisiaj, więc pewnie będzie majstrował przy Twoim śnie xD), moich przyszłych teściów i od mojego narze... narze... narzeczonego....
no i od tej małej, wrednej, ehhh... no.. od Alice...



Edwardowych kochana! ;*
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 22:10   #9
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Hmmm to co 2 Jasperow bedzie mi majstrowac przy snach ? ;D

Hmm ale z Edwardem bede ;D to beda spokojne

Ok dziekuje i pozdrow tam wszystkich;**
od moich tez masz pozdrowienia;***
Koooochaaaaam;*** Paaa dobranoc Edwardowo-Cullenowo-Jacobowo-Quileckich;*****
Do jutra;D
Starszyzna bedzie sie naradzac;***

Edytowane przez Liquidgold
Czas edycji: 2009-07-12 o 22:16
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 23:13   #10
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

przeciez jest juz taki temat . yym.
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.



talkshit jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-12, 23:14   #11
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

przeciez jest juz taki temat . yym.
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.



talkshit jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2009-07-12, 23:45   #12
kochaam
Wtajemniczenie
 
Avatar kochaam
 
Zarejestrowany: 2009-04
Lokalizacja: tam gdzie jest szczęście :*
Wiadomości: 2 490
GG do kochaam
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Cytat:
Napisane przez talkshit Pokaż wiadomość
przeciez jest juz taki temat . yym.
Talkshit tylko sie nie denerwuj
__________________


Poznaje na nowo siebie
Znowu zapuszczam włosy
Nadaje na innych częstotliwościach
kochaam jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 00:21   #13
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Cytat:
Napisane przez kochaam Pokaż wiadomość
Talkshit tylko sie nie denerwuj
postaram sie .
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.



talkshit jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 10:46   #14
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

talkshit uspokój się...



A tak w ogóle to hej ;*



Liquidgold, Skarbie czekam na Ciebie ;*

i dzisiaj ruszamy ;*
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 11:02   #15
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´


Talkshit nie wkurzaj sie ... wyluzuj..

Maaarcia to zaraz lecimy Kochana
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 11:36   #16
talkshit
Zakorzenienie
 
Avatar talkshit
 
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: bawimy się powietrzem.
Wiadomości: 16 564
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

OMG A KIEDY NIBY JA SIE WKURZYLAM LOL ?
Napisalam ze jest juz taki temat i nie przekroczyl
liczy postow . omg xDDDD
__________________
Dopiero gdy ulegamy pasji, jesteśmy naprawdę sobą.
Ze wszystkich naszych namiętności
najbardziej określają nas te,
których nie potrafimy okiełznać.

Motocykl
- mój sposób na życie.




Edytowane przez talkshit
Czas edycji: 2009-07-13 o 11:37
talkshit jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 11:45   #17
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Cytat:
Napisane przez talkshit Pokaż wiadomość
OMG A KIEDY NIBY JA SIE WKURZYLAM LOL ?
Napisalam ze jest juz taki temat i nie przekroczyl
liczy postow . omg xDDDD
No dobraa ok ale to tak hmm tak na przyszlosc bylo napisane w razie czego ;D
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 11:50   #18
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Więc..... lecimy z cytatami... ale ostrzegam, że niektóre są dłuuuuuuuuuuuugie....


Oto miałam oddać życie za kogoś innego, za kogoś, kogo kochałam. To dobra śmierć, bez wątpienia. Szlachetny postępek. Coś znaczącego.



Właśnie tu spotkało mnie szczęście, o jakim nawet nie marzyłam, i nie warto było rozpaczać, że słodki sen dobiegał końca.



Miałam szansę stać się wytykanym palcami dziwadłem z wielkiego miasta.
Gdybym, chociaż wyglądała, jak przystało na dziewczynę z gorącego południa, gdybym była opaloną, wysportowaną blondynką, taką, co to gra w szkolnej drużynie siatkówki albo występuje w zespole przed meczami, może wtedy wyróżniałabym się na korzyść. Ale nic z tego. Mój wygląd nie mógł mi pomóc.
Chociaż w Phoenix zawsze świeciło słońce, moja skóra przypominała odcieniem kość słoniową, a nie miałam ani niebieskich oczu, ani rudych włosów, które jakoś by ten fenomen tłumaczyły. Byłam szczupła, ale nie nabita, więc każdy widział, że żadna ze mnie sportsmenka.

---------- Dopisano o 12:47 ---------- Poprzedni post napisano o 12:46 ----------

Siedzieli w kącie na przeciwległym krańcu stołówki. Było ich pięcioro. Nic rozmawiali i nie jedli, choć przed każdym stała taca nietkniętego posiłku. W odróżnieniu od większości uczniów nie gapili się na mnie, można się, więc było im przyglądać bez obawy, że któreś mnie na tym przyłapie. Ale to nic ten brak zainteresowania moją osobą mnie zaintrygował.
Na pierwszy rzut oka nie byli do siebie ani trochę podobni. Z trzech chłopców jeden, brunet z loczkami, był naprawdę wielki - umięśniony jak zawodowy ciężarowiec. Drugi, wyższy i szczuplejszy, ale też dość napakowany, miał włosy koloru złocistego miodu. Trzeci, z rozczochraną, kasztanową czupryną, nie imponował budową ciała i wyglądał na najmłodszego z trójki. Tamci dwaj mogliby już chodzić do college'u albo nawet pracować tu jako nauczyciele.
Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Ta wyższa miała posągową figurę modelki i długie do polowy pleców, delikatnie falujące blond włosy. Wystarczyło przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, żeby stracić wiarę we własne wdzięki. Ta niższa, chudziutka i słodka, urodą przypominała chochlika. Miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę.
Mimo to cała piątka wyróżniała się w podobny sposób. Wszyscy byli chorobliwie bladzi, bledsi niż jakikolwiek inny uczeń z tego nieznającego słońca miasteczka. Bledsi niż ja, potomek albinosa. Wszyscy, niezależnie od odmiennego koloru włosów, mieli także bardzo ciemne oczy, a pod oczami głębokie cienie - sine, niemal fioletowe. Jakby zarwali noc albo dochodzili do siebie po złamaniu nosa. Tyle, że ich nosy i w ogóle rysy twarzy były idealne, bez jednej skazy.
Ale to jeszcze nic wszystko.
Nie mogłam oderwać wzroku od tej dziwnej grupy, ponieważ ich twarze, tak odmienne, a tak do siebie podobne, były porażająco, nieludzko wręcz piękne. Takich twarzy nie spotyka się w rzeczywistym świecie, co najwyżej na wygładzanych komputerowo fotografiach w czasopismach o modzie lub na obrazach starych mistrzów, gdzie należą do
aniołów. Trudno było zdecydować, które z piątki jest najpiękniejsze - może jasnowłosa piękność albo chłopak o kasztanowych włosach?
Unikali wzroku innych uczniów, a i wzroku swoich kompanów, ich spojrzenia zdawały się prześlizgiwać po otoczeniu bez cienia zainteresowania.




Gdy tak się im przyglądałam, najmłodszy chłopak, a więc jeden z Cullenów, podniósł głowę i nasze oczy się spotkały. Tym razem jego mina niewątpliwie zdradzała zainteresowanie. Odwróciłam wzrok, ale miałam wrażenie, że spodziewał się po mnie jakiejś innej reakcji.
- Ten z rudawymi włosami, to, który? - spytałam. Kątem oka widziałam, że nadal na mnie patrzy, ale nie gapi się nachalnie tak jak inni wcześniej. Wydawał się czymś odrobinę zmartwiony. Po raz kolejny spuściłam oczy.
- To Edward. Wiem, wygląda zabójczo, ale nie zawracaj nim sobie głowy. Nie chodzi na randki. Najwyraźniej - żachnęła się, rozżalona - żadna z miejscowych dziewczyn nie jest dla niego dostatecznie ładna.

---------- Dopisano o 12:48 ---------- Poprzedni post napisano o 12:47 ----------

Kiedy go mijałam, cały zesztywniał i, co dziwne, rzucił mi rozwścieczone spojrzenie. Zaszokowana natychmiast odwróciłam wzrok i oblałam się rumieńcem. Potknęłam się o jakąś książkę i musiałam się podeprzeć o stół, żeby nie upaść. Siedząca przy nim dziewczyna zachichotała.
Zauważyłam, że oczy Edwarda były czarne jak węgiel.




Położyłam swój podręcznik na stole i zajęłam miejsce. Zauważyłam przy tym kątem oka, że mój sąsiad zmienił w tym czasie pozycję. Odsunął się, jak mógł najdalej, niemal już spadał z krzesła i odwrócił twarz, jakbym wydzielała jakąś niemiłą woń. Dyskretnie powąchałam swoje włosy, ale czułam tylko ulubiony szampon o zapachu truskawek. Trudno było uwierzyć, że kogoś to odrzuca. Odgarnęłam włosy na prawe ramię, tak, żeby w jakiś sposób nas oddzielały, i starałam się skupić na tym, co mówił nauczyciel.
Niestety, lekcja dotyczyła budowy komórki, którą już znałam. Mimo to robiłam staranne notatki.
Nie mogłam się powstrzymać i od czasu do czasu zerkałam na Edwarda zza kurtyny włosów. Przez całą godzinę się nie rozluźnił i nadal siedział na samym skraju ławki. Zauważyłam, że lewą dłoń oparł na udzie i zacisnął w pięść tak mocno, że widać było ścięgna. Tego uścisku także nie rozluźnił. Miał na sobie białą bluzę z długimi rękawami, ale te podwinął do łokci. Jego ręce okazały się z bliska zaskakująco mocne i muskularne. Wzięłam go wcześniej za chucherko pewnie, dlatego, że siedział koło brata - ciężarowca.




Po raz kolejny zerknęłam w jego stronę i natychmiast tego pożałowałam. Znów na mnie patrzył, a jego czarne oczy pełne były obrzydzenia. Cala się skurczyłam, a do głowy przyszło mi wyrażenie „gdyby spojrzenia mogły zabijać”.
W tym samym momencie zabrzęczał dzwonek i aż podskoczyłam na krześle. Edward Cullen zerwał się z miejsca kocim ruchem, cały czas odwrócony do mnie plecami - okazało się, że jest o wiele wyższy, niż mi się wcześniej wydawało - i wypadł na dwór, zanim ktokolwiek inny w klasie zdążył choćby wstać.

---------- Dopisano o 12:50 ---------- Poprzedni post napisano o 12:48 ----------

- Co to było z Edwardem Cullenem? Dźgnęłaś go ołówkiem, czy co? Zachowywał się jak wariat.
Wzdrygnęłam się. A więc nie tylko ja to zauważyłam. A jego reakcja odbiegała od normy. Postanowiłam udać, że nie wiem, o co chodzi.
- To ten, obok którego siedziałam na biologii?
- Zgadza się. Wyglądał, jakby go coś bolało, czy co.
- Hm... Nawet się do niego nie odezwałam.
- To dziwny gość. - Mike zatrzymał się na chwilę, zamiast iść do swojej szatni. - Gdybym to ja miał fuksa siedzieć koło ciebie, na pewno bym cię zagadnął.



Ktoś otworzył drzwi i podmuch zimnego wiatru, który wpadł do sekretariatu, przekartkował dokumenty i pozostawił moje włosy w nieładzie. Nowo przybyła odłożyła tylko kartkę do jednego z koszyczków i zaraz wyszła, ale Edward Cullen zesztywniał. Obrócił się powoli i nasze oczy się spotkały. Jego twarz nadal była piękna - zważywszy na sytuację, absurdalnie piękna - ale wzrok miał przepełniony mieszaniną agresji i wstrętu. Przez chwilę bałam się, że się na mnie rzuci. Ciarki przebiegły mi po plecach. Spojrzenie chłopaka zmroziło mnie bardziej niż szalejąca za oknami wichura. Wszystko to trwało tylko kilka sekund.



Mike, który charakterem przypominał golden retrievera, był rzecz jasna u mojego boku.



Doktor Cullen to doskonały chirurg, który mógłby pewnie pracować w każdym szpitalu na świecie i zarabiać dziesięć razy więcej niż teraz. - Wzburzony, stopniowo podnosił głos. - Mamy szczęście, że osiedlił się tutaj. Ze jego żona zgodziła się zamieszkać w małym mieście. To prawdziwy skarb, a wszystkie jego dzieci są dobrze wychowane. Też miałem wątpliwości, kiedy się tu sprowadzili z piątką adoptowanych nastolatków. Balem się, że będą z nimi jakieś problemy. Ale okazało się, że to dojrzali młodzi ludzie i nigdy nie musiałem zaprzątać sobie nimi głowy. A nie mogę tego powiedzieć o pociechach wielu z tych, którzy mieszkają tu od pokoleń. Trzymają się razem, jak przystało na kochającą się rodzinę - co drugi weekend jeżdżą razem pochodzić po górach... Tylko, dlatego, że są nowi, ludzie się na nich uwzięli.



- Żałuj, że nie widziałaś samego doktora - roześmiał się Charlie. - Dzięki Bogu, że jego małżeństwo jest udane. Wiele pielęgniarek ze szpitala ma trudności z koncentracją, kiedy Cullen kręci się w pobliżu.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.



Edytowane przez Maaarcia
Czas edycji: 2009-07-13 o 11:52
Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 11:58   #19
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

- Hej - powiedział cichym, melodyjnym głosem.
Podniosłam głowę, porażona tym, że do mnie mówi. Znów siedział na przeciwległym krańcu ławki, ale odwrócony w moją stronę. Włosy miał potargane i mokre, ale i tak wyglądał, jakby dopiero, co skończył kręcić reklamówkę żelu do włosów. Spoglądał na mnie przyjaźnie, z delikatnym uśmiechem na boskich wargach, widać było jednak, że ma się na baczności.
- Nazywam się Edward Cullen - ciągnął. - Nie miałem okazji przedstawić się w zeszłym tygodniu. A ty musisz być Bella Swan.
Nie wiedziałam, co o tym wszystkim myśleć. Czyżby w zeszły poniedziałek dręczyły mnie omamy? Teraz zachowywał się zupełnie normalnie i grzecznie. Czekał, musiałam się odezwać. Tyle, że nic zwyczajowego nie przychodziło mi do głowy.
- Skąd wiesz, jak mam na imię? - wymamrotałam z trudem.
Zaśmiał się cicho, był przy tym taki czarujący.
- Ach, sądzę, że wszyscy tu wiedzą, jak masz na imię. Całe miasteczko żyło twoim przyjazdem.
Skrzywiłam się. Podejrzewałam, że tak było.
- Nie o to mi chodziło - drążyłam uporczywie. - Skąd wiedziałeś, że powinieneś powiedzieć „Bella”?
Coś mu się nie zgadzało.
- Wolisz Isabellę?
- Nie, Bellę - powiedziałam - ale myślałam, że Charlie, to znaczy mój tata, nazywa mnie za moimi plecami Isabellą. Nikt inny w szkole nic użył tego zdrobnienia, witając się ze mną. - Czułam, że robię z siebie kompletną idiotkę.
- Ach tak. - Nie podjął tematu. Zmieszana odwróciłam głowę. Na szczęście w tej samej chwili pan Banner postanowił rozpocząć lekcję i musiałam skoncentrować się na jego instrukcjach. Preparaty w pudełkach przedstawiały różne fazy mitozy komórek z czubka korzenia cebuli, ale nie były ułożone po kolei. Pracując w parach, mieliśmy ustalić właściwą kolejność i odpowiednio oznaczyć wszystkie szkiełka. Nie mogliśmy korzystać z podręczników. Za dwadzieścia minut nauczyciel miał zrobić rundkę i sprawdzić, komu się udało.
- Do dzieła - zakomenderował.
- Jak sądzisz, partnerko - zapytał Edward - panie przodem? - Podniosłam wzrok i zobaczyłam, że uśmiecha się zawadiacko. Był taki piękny, że zaniemówiłam z wrażenia i znów wyszłam na idiotkę.
- Albo może ja zacznę, jeśli nie masz nic przeciwko. - Przestał się uśmiechać. Niechybnie zastanawiał się, czy aby nie jestem opóźniona umysłowo.
- Już się biorę do roboty - odparłam, rumieniąc się.
Trochę się popisywałam, ale tylko odrobinkę. Przerabiałam już to w Phoenix i wiedziałam, czego szukać. Umieściłam pierwsze szkiełko we właściwym miejscu, nastawiłam czterdziestokrotne powiększenie i zerknęłam w okular.
- To profaza - oświadczyłam z przekonaniem.
- Pozwolisz, że zajrzę? - spytał, gdy przymierzałam się do zmienienia szkiełka. By mnie powstrzymać, położył swoją dłoń na mojej. Jego palce były lodowate, jakby przed lekcją trzymał je w śnieżnej zaspie. Ale to nie, dlatego odskoczyłam, cofając rękę. Kiedy mnie dotknął, przeszła jakaś iskra, poczułam się tak, jakby poraził mnie prądem.
- Przepraszam - bąknął, zostawił mnie w spokoju i sięgnął po mikroskop. Nadal, nieco rozdygotana, przyglądałam się, jak bada próbkę. Zajęło mu to jeszcze mniej czasu niż mnie.
Profaza - zgodził się, wpisując to słowo w pierwszą rubrykę naszego arkusza. Zgrabnym ruchem wymienił szkiełko na następne i przyjrzał mu się pobieżnie.
Anafaza - mruknął pod nosem, wypełniając kolejną rubrykę.
- Pozwolisz? - Starałam się przybrać obojętny ton.
Uśmiechnął się z wyższością i przesunął mikroskop w moją stronę.
Z ochotą przypięłam się do okularu, ale spotkało mnie rozczarowanie. Skurczybyk miał rację.
- Preparat numer trzy? - Nie patrząc na Edwarda, wyciągnęłam rękę.
Podał mi go z wielką ostrożnością. Wydawało się, że nie chce za nic drugi raz popełnić tego samego błędu i dotknąć mojej skóry. Ambitnie ledwo zerknęłam na komórki.
- Interfaza. - Podałam mu mikroskop, zanim o niego poprosił.
Rzucił okiem na próbkę i zapisał nazwę fazy. Mogłam sama to zrobić, ale onieśmielał mnie jego niezwykle schludny i elegancki charakter pisma. Nie chciałam oszpecić arkusza swoimi kulfonami. Skończyliśmy z dużą przewagą nad pozostałymi. Widziałam, że Mikę i jego partnerka, niezdecydowani, porównywali bez końca dwa preparaty, a inna para trzyma pod stołem otwarty podręcznik. W rezultacie nie miałam nic do roboty poza pilnowaniem się, żeby nie zerkać na sąsiada. Nic z tego. Okazało się, że znów się we mnie wpatruje, z tą samą niewytłumaczalną frustracją w oczach, co w stołówce. Nagle zorientowałam się, jaka to zmiana zaszła w wyglądzie całej piątki.
- Nosisz szkła kontaktowe? - spytałam bez zastanowienia. Odniosłam wrażenie, że to niespodziewane pytanie zbiło go z tropu.
- Nie.
- Ach - zmieszałam się. - Nic takiego. Wydawało mi się, że miałeś jakieś takie inne oczy.
Wzruszył tylko ramionami. Przestałam patrzeć w jego stronę. Coś się nie zgadzało. Mogłabym przysiąc, że w zeszłym tygodniu, kiedy wpatrywał się we mnie z wściekłością, były ciemne. Pamiętałam wyraźnie ich matową czerń kontrastującą z jego bladą skórą i kasztanowymi włosami. Dziś miały zupełnie inny kolor: dziwny odcień ochry, ciemniejszy od kajmaku, ale w podobny sposób złocisty.




- Musisz się tu męczyć.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.

---------- Dopisano o 12:54 ---------- Poprzedni post napisano o 12:52 ----------

- Ale teraz to tobie jest ciężko - przypomniał mi.
- No to co? - spytałam prowokująco.
- To chyba nie fair. - Wzruszył ramionami, ale w jego oczach żarzyły się iskierki buntu.
Zaśmiałam się gorzko.
- Nikt cię jeszcze nie uświadomił? Takie jest życie.
- Chyba coś obiło mi się o uszy - przyznał chłodno.




- Drażnię cię? - spytał. Wydawał się rozbawiony.
Po raz kolejny zerknęłam na niego nierozważnie, w rezultacie mówiąc prawdę.
- Niezupełnie. Jestem raczej zła na siebie. Tak łatwo się czerwienię. Mama zawsze powtarza, że moja twarz to otwarta księga. - Nachmurzyłam się.
- Wręcz przeciwnie. Trudno mi cię przejrzeć. - Chociaż tyle mu o sobie opowiedziałam i tylu rzeczy się domyślił, o dziwo, zabrzmiało to szczerze.
- Pewnie zwykle nie masz z tym kłopotów.
- Zazwyczaj nie. - Uśmiechnął się szeroko, odsłaniając rząd prościutkich, śnieżnobiałych zębów.




Stałam tak za swoją furgonetką, walcząc z falą roztkliwienia, kiedy moich uszu dobiegł jakiś dziwny dźwięk.
Przypominał przykry, wysoki odgłos, jaki czasem w zetknięciu z tablicą wydaje kreda, ale nie ustawał, a przybierał na sile. Zaniepokojona odwróciłam głowę.
Choć nic nie ruszało się w zwolnionym tempie, jak to bywa w filmach, dostrzegłam wiele rzeczy naraz. Widocznie raptowny wyrzut adrenaliny polepszył moją zdolność postrzegania.
Cztery auta dalej stal Edward Cullen i wpatrywał się we mnie z przerażeniem w oczach. To jego twarz zapamiętałam najlepiej, choć ze strachu zamarli i pozostali uczniowie. Ale nie to było w tej scenie najważniejsze. Po oblodzonej powierzchni parkingu, wirując bezładnie, pędził granatowy van. Jego system kierowniczy odmówił posłuszeństwa, hamulce piszczały ostatkiem sił. Pędził wprost na mój samochód, a ja stałam mu na drodze. Nie zdążyłam nawet zamknąć oczu.
Tuż przed tym, jak usłyszałam porażający zgrzyt vana, który wygiął się przy zderzeniu, niemal owijając wokół tyłu furgonetki, coś mnie uderzyło, mocno i nie z tego kierunku, z którego się spodziewałam. Walnęłam głową o lodowaty asfalt i poczułam, że przyciska mnie do ziemi coś dużego i chłodnego. Leżałam nieopodal beżowego aula, koło którego zaparkowałam, nie mogłam jednak się rozejrzeć, ponieważ, odbiwszy się od przeszkody, wygięty van nadal sunął rotacyjnym ruchem w moim kierunku. Lada chwila znów miałam szansę stać się jego ofiarą.
Usłyszałam wymówione cicho przekleństwo i uświadomiłam sobie, że nie leżę sama. Tego głosu nie sposób było pomylić. Dwie obejmujące mnie od tyłu ręce rozluźniły uścisk i wyprostowały się, jakby ich właściciel miał nadzieję, że zdoła zatrzymać zbliżające się auto. Van zatrzymał się jakieś trzydzieści centymetrów od mojej twarzy, tak, że dłonie mojego towarzysza spoczywały teraz w głębokim wgnieceniu w boku pojazdu, które zrządzeniem losu miało pasujący do nich kształt.
I znów wszystko przyspieszyło. Jedna z dłoni znalazła się nagle celowo gdzieś pod wrakiem, vana, a coś odciągnęło mnie raptownie do tyłu, szorując moimi nogami po asfalcie, jakby należały do szmacianej lalki, aż wreszcie uderzyły o oponę beżowego samochodu. W tym samym momencie van obrócił się odrobinę do akompaniamentu ogłuszającego szczęku blach i pękła jedna z jego szyb, pokrywając asfalt setkami odłamków. To właśnie w tym miejscu jeszcze przed sekundą znajdowały się moje nogi.
Zapanowała cisza. Trwała zapewne ledwie sekundę, a potem rozległy się krzyki. Mimo harmidru udało mi się kilkakrotnie wyłapać swoje imię. Ale przede wszystkim słyszałam niski szept zdenerwowanego Edwarda:
- Bello? Nic ci nie jest?
- Nie. - Mój głos brzmiał jakoś dziwnie. Chciałam usiąść, kiedy zdałam sobie sprawę, że chłopak trzymał mnie cały ten czas w żelaznym uścisku.
- Uważaj - ostrzegł mnie, widząc, że staram się podnieść. - Sądzę, że uderzyłaś się w głowę naprawdę mocno.
Rzeczywiście - dopiero teraz poczułam silny, pulsujący ból nad lewym uchem.
- Au - syknęłam zaskoczona.
- A nie mówiłem. - Zdawało mi się, że pomimo naszego położenia, musi hamować śmiech.
- Jak, u licha... - przerwałam, żeby przypomnieć sobie dokładnie przebieg wypadku. - Jakim cudem udało ci się podbiec tak szybko?
- Stałem tuż obok, Bello - odpowiedział, tym razem poważnym tonem.
Ponownie spróbowałam usiąść. Tym razem wypuścił mnie z objęć i odsunął się, jak mógł najdalej przy tak ograniczonej przestrzeni. Przyglądał mi się niewinnie, z troską. Magnetyczne spojrzenie jego złotych oczu znów podziałało na mój mózg paraliżująco. O czym to ja mówiłam?

---------- Dopisano o 12:58 ---------- Poprzedni post napisano o 12:54 ----------

- Chciałam wstać, ale powstrzymała mnie lodowata dłoń Edwarda.
- Siedź spokojnie.
- Zimno mi - pożaliłam się. Ze zdziwieniem zauważyłam, że znów stłumił prychnięcie. - Tam stałeś - przypomniało mi się nagle i już nie było mu do śmiechu. - Koło swojego samochodu.
- Wcale nie - zaprotestował agresywnie.
- Sama widziałam. - Wokół nas panował chaos. Do moich uszu dotarły surowe głosy pierwszych przybyłych dorosłych. Uparcie ciągnęłam tę absurdalną kłótnię. Wiedziałam, że mam ra*ję. Facet musi się przyznać.
- Bello, stałem obok ciebie i w porę popchnąłem. - Wpatrywał się we mnie z porażającą mocą, jakby chciał mi w ten sposób coś przekazać.
- Nieprawda. - Zacisnęłam zęby.
- Proszę, Bello. - Złote oczy rozbłysły.
- Czemu miałabym to robić? - drążyłam uparcie.
- Zaufaj mi - poprosił swoim zniewalającym głosem. Moich uszu doszło wycie syren.
- Obiecujesz, że wszystko mi później wyjaśnisz?
- Obiecuję - rzucił zniecierpliwiony.
- Dobra. - Ale byłam na niego zła.



- Czy ona śpi? - zapytał nagle melodyjny glos.
Edward stal w nogach mojego łóżka i uśmiechał się nonszalancko. Spojrzałam na niego z wyrzutem, choć łatwiej byłoby mi gapić się, śliniąc.
- Cześć, Edward. - Tyler znalazł dla siebie nową ofiarę. - Naprawdę, tak mi...
Cullen uciszył go zdecydowanym gestem.
- Nie ma krwi, nie ma żalu - powiedział, odsłaniając przy okazji swoje fantastyczne, śnieżnobiałe zęby. Przysiadł na skraju łóżka Tylera, odwrócony w moją stronę, i znów się uśmiechnął.
- No i jaka diagnoza? - zapytał.
- Nic mi nie jest, ale muszę tu siedzieć - pożaliłam się. - Jak ci się udało uniknąć noszy, co?
- Mam znajomości - odparł. - Nic się nie martw. Zaraz wyjdziesz na wolność.
W tym samym momencie na horyzoncie pojawił się lekarz i chcąc nie chcąc rozdziawiłam usta. Przy tym porażająco przystojnym blondynie wysiadali wszyscy znani mi gwiazdorzy filmowi. Miał jednak bladą, zmęczoną twarz i ciemne sińce pod oczami. Sądząc z opisu Charliego, musiał być to nie, kto inny jak doktor Cullen.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.



Edytowane przez Maaarcia
Czas edycji: 2009-07-13 o 11:59
Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując

Okazje i pomysły na prezent

REKLAMA
Stary 2009-07-13, 12:01   #20
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

- Czego chcesz? - spytał chłodno.
Jego wrogość nieco mnie wystraszyła i nie udało mi się odezwać do niego podobnie surowym tonem.
- Obiecałeś mi wszystko wyjaśnić - przypomniałam.
- Uratowałem ci życie. Starczy.
Rzucił to z taką niechęcią w głosie, że niemal się skuliłam.
- Obiecałeś.
- Bello, uderzyłaś się w głowę, pleciesz jakieś bzdury. - Chciał się mnie pozbyć.
Doprowadzona do szewskiej pasji, nie dawałam za wygraną.
- Z moją głową jest wszystko w porządku.
- Co chcesz ode mnie wyciągnąć? - Jego oczy rzucały gniewne błyski.
- Chcę poznać prawdę - powiedziałam. - Chcę wiedzieć, dlaczego kazałeś mi kłamać.
- A co według ciebie się niby wydarzyło? - burknął.
- Wiem tylko, że wcale nie stałeś tak blisko - zaczęłam wyrzucać z siebie pospiesznie wszystkie swoje spostrzeżenia. - Tyler też cię nie widział, więc nie mów, że uderzyłam się w głowę i miałam omamy. A potem Van pędził prosto na nas, ale mimo to nas nie staranował, a twoje dłonie zostawiły w jego boku wgniecenia. W tym drugim aucie też zresztą zrobiłeś wgniecenie. I nic ci się me stało. A potem van mógł zwalić się na moje nogi, ale go podniosłeś... - Przerwałam, zawstydzona tym, jakie niestworzone historie wygaduję. Byłam taka wściekła, że oczy nabiegły mi łzami, Aby nie popłynęły po policzkach, zacisnęłam zęby. Edward wpatrywał się we mnie z politowaniem. Ale coś w jego warzy mówiło mi, że jest spięty.
- Uważasz, że podniosłem vana? - spytał z pogardliwym niedowierzaniem. W tonie jego głosu było jednak coś podejrzanego, sztucznego, jakby to aktor wygłaszał swoją kwestię.
Skinęłam głową w milczeniu.
- Przecież wiesz, że nikt ci nie uwierzy - dodał nieco prześmiewczym tonem.
- Nie zamierzam tego rozgłaszać - powiedziałam powoli, starając się opanować gniew.
Zaskoczyłam go.
- Więc po co to wszystko?
- Dla mnie samej - wyjaśniłam. - Nie lubię kłamać, a skoro muszę, wolałabym poznać powód.
- Nie możesz mi po prostu podziękować i zapomnieć o sprawie?
- Dziękuję. - Spodziewałam się, że czymś mi to wynagrodzi.
- Nie masz zamiaru sobie odpuścić, prawda?
- Nie.
- W takim razie... Mam nadzieję, że lubisz rozczarowania.
Mierzyliśmy się wzrokiem jak dwa psy przed walką. Odezwałam się pierwsza, pilnując, żeby nie rozproszyła mnie ta jego cudowna, piękna twarz mrocznego anioła.
- Po co w ogóle się fatygowałeś? - spytałam ostro.
Przez chwilę wyglądał na zbitego z tropu, jakby zabrakło mu argumentów.
- Nie wiem - wyszeptał.
A potem odwrócił się i odszedł.



Edward przyglądał mi się uważnie, a w jego czarnych oczach malowało się jeszcze większe zmartwienie niż kiedyś.
Zaskoczona nie odwróciłam wzroku, przekonana, że zaraz sam to zrobi. Patrzył jednak dalej, zaglądał w zakamarki duszy, hipnotyzował. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęty mi drżeć dłonie.




Alice, Rosalie, Emmett i Jasper sadowili się właśnie w volvo. W lusterku ich wozu dostrzegłam oczy Edwarda. Nie było najmniejszych wątpliwości, że chłopak trzęsie się ze śmiechu, jakby doszło jego uszu każde słowo Tylera. Moja oparta o pedał gazu stopa zadrżała niecierpliwie. Jedno małe wgniecenie nikomu by nie zaszkodziło, a lakier volvo świecił tak kusząco...





- Bello, to doprawdy nie moja wina, że jesteś nadzwyczaj mało spostrzegawcza. - Głos miał jak zwykle cichy, aksamitny, przytłumiony.




- A może wyjaśniłbyś mi, po co wczoraj blokowałeś wyjazd z parkingu? - zażądałam, nadal wpatrując się w ziemię. - Myślałam, że masz zamiar udawać, że nie istnieję, a nie doprowadzać mnie do szału.
- Nie chodziło o ciebie, tylko o Tylera - zaszydził. - Mam dobre serce. I chłopczyna mądrze skorzystał z okazji.

---------- Dopisano o 13:01 ---------- Poprzedni post napisano o 13:00 ----------

-Dlaczego się ode mnie nie odczepisz? - rzuciłam opryskliwie.
-Chciałem cię o coś spytać, ale nie dałaś mi dojść do głosu - zaśmiał się. Najwyraźniej szybko wrócił mu dobry humor.
-Masz rozdwojenie jaźni, czy co? - skomentowałam.
- Widzisz, znowu zaczynasz.
Westchnęłam.
- Dobra. O co chciałeś zapytać?
- W następną sobotę jest ten bal wiosenny...
- Myślisz, że jesteś dowcipny? - przerwałam mu, przystając gwałtownie i zwracając się w jego stronę. Musiałam podnieść głowę; deszcz lał mi się prosto na twarz.
Uśmiechał się jak złośliwy chochlik.




- Jestem wzruszona twoją troską, ale nie martw się, auto świetnie się spisuje. - Ruszyłam w stronę szkoły, zostawiając Edwarda z, tylu, choć, zaskoczona propozycją, nie byłam już na niego taka zła.
-Ale na jednym baku nie dojedzie, prawda? - zawołał, zrównując się ze mną.
- A co cię to obchodzi? - Ach, ci zarozumiali posiadacze volvo.
- Wszyscy powinni przeciwstawiać się marnotrawieniu nieodnawialnych źródeł energii.




- Byłoby... roztropniej, gdybyśmy nie zostali przyjaciółmi - wyjaśnił. - Ale mam już dość zmuszania się do ignorowania ciebie, Bello.
Przy tym ostatnim zdaniu w jego oczach pojawiło się jakieś silne, nienazwane uczucie. Niski głos amanta pieścił uszy. Zapomniałam, jak się nazywam.
- Pojedziesz ze mną do Seattle? - spytał takim tonem, jakby chodziło o oświadczyny.
Mowę mi odjęło, więc skinęłam tylko głową. Po jego twarzy przemknął uśmiech, ale szybko przybrał poważną minę.
- Co nie zmienia faktu, że naprawdę powinnaś się trzymać ode mnie z daleka - ostrzegł. - Do zobaczenia na biologii.




Trudno mi było uwierzyć, że Edward mógł mówić do mnie takim tonem i patrzeć na mnie w taki sposób. Może tylko śniłam tak sugestywnie, że wzięłam majaki za rzeczywistość?


Edward uśmiechał się zawadiacko. Kiedy nasze oczy się spotkały, kiwnął na mnie palcem, jakby chciał, żebym do niego dołączyła. Zamurowało mnie. Przez chwilę po prostu wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Widząc to, puścił do mnie perskie oko.
- Czy on ma c i e b i e na myśli? - Jessica była tak szczerze zdumiona, że mogłabym się na nią obrazić.




-Nie do tego mnie przyzwyczaiłeś - udało mi się w końcu wydusić.
-No cóż... - Przerwał, a potem wyrzucił z siebie szybko: - Doszedłem do wniosku, że skoro i tak skończę w piekle, to mogę po drodze zaszaleć.





- Myślę, że twoi znajomi mają mi za złe, że cię im podkradłem.
- Jakoś to przeżyją. - Czułam na plecach ciekawskie spojrzenia całej paczki.
- Mogę cię już im nie oddać - powiedział ze złowrogim błyskiem w oku.
Przełknęłam głośno ślinę.
Zaśmiał się.
-Boisz się?
-Skąd. - Ale, ku memu zdziwieniu, głos mi przy tym zadrżał. - Jestem raczej zaskoczona. Skąd ta zmiana?
-Już ci mówiłem - mam już dość tego, że muszę cię ignorować. Więc daję sobie z tym spokój. - Nadal się uśmiechał, ale oczy miał pełne powagi.
-Spokój? - powtórzyłam zdezorientowana.
-Nie chcę dłużej być grzecznym chłopcem. Od teraz będę robił to, na co mam ochotę, i niech się dzieje, co chce. - Gdy to mówił, uśmiech stopniowo znikał z jego twarzy, a głos nabierał hardości.
-Znów nic nie rozumiem.
Wrócił zawadiacki uśmiech, od którego dech mi zaparło w piersiach.
-Przy tobie zawsze się niepotrzebnie rozgaduję. Mam z tym problem. Jeden z wielu zresztą.
-Nie martw się. I tak nigdy nie wiem, o co ci chodzi - stwierdziłam drwiąco.
-Na to też liczę.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.



Edytowane przez Maaarcia
Czas edycji: 2009-07-13 o 12:03
Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 12:05   #21
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

-Spaliłabym się ze wstydu.
-To takie frustrujące - pożalił się.
Nie rozumiem, co w tym takiego frustrującego - zaopono*wałam z zapałem.



- No już, wsiadaj.
Nie odpowiedziałam. Zastanawiałam się właśnie, czy zdążę dobiec do swojej furgonetki, zanim chłopak mnie złapie, i doszłam do wniosku, że raczej nie mam szans.
- Przywlokę cię z powrotem - zagroził domyślnie.




- Znasz którąś z naszych legend o tym, skąd się wzięliśmy? No wiesz, my, plemię Quileute?
Zaprzeczyłam.
- Dużo ich, niektóre cofają się w czasie aż do Potopu. Ponoć starożytni Quileuci przywiązali swoje canoe do czubków najwyższych z rosnących w górach drzew, żeby przetrwać podobnie jak Noe w arce. - Uśmiechnął się, żeby pokazać mi, że nie bardzo w to wszystko wierzy. - Inna legenda głosi, że pochodzimy od wilków i że są one nadal naszymi braćmi. Kto je zabija, łamie prawo plemienne. Są wreszcie podania o Zimnych Ludziach - dodał z powagą.
-O Zimnych Ludziach? - Zamarłam. Nie musiałam już grać.
-Tak. Niektóre z nich są równie stare, co te o wilkach, ale inne pochodzą ze znacznie bliższych nam czasów. Ponoć kilku z nich znał mój pradziadek. To on zawarł z nimi pakt o zostawieniu naszych ziem w spokoju.
-Twój własny pradziadek? - wtrąciłam zachęcająco.
-Zasiadał w starszyźnie plemienia, tak jak tato. Widzisz, Zimni są naturalnymi wrogami wilka. No, nie wilka, ale wilków, które zmieniają się w ludzi, tak jak nasi przodkowie. Dla was to wilkołaki.
-Wilkołaki mają wrogów?
-Tylko jednego.
Wpatrywałam się w niego niecierpliwie, starając się udawać, że to tylko zachwyt i zaciekawienie.
-Teraz rozumiesz - ciągnął Jacob - że Zimni to wedle tradycji nasi wrogowie. Ale ci, którzy przybyli tu za życia mojego pradziadka byli inni. Nie polowali, tak jak reszta tej rasy. Ponoć nie stanowią zagrożenia dla plemienia. Dlatego właśnie mógł być zawarty pakt. Oni obiecali trzymać się od naszych ziem z daleka, my, że nie wy*damy ich bladym twarzom. - Chłopak mrugnął porozumiewawczo.
-Po co to wszystko, skoro nie byli niebezpieczni? - drążyłam pilnując, żeby mój rozmówca nie zauważył, że traktuję te podania zupełnie na serio.
-Zwykli ludzie nigdy nie mogą czuć się przy Zimnych bez*pieczni, choćby, jak ta ekipa od pradziadka, twierdzili, że się ucywilizowali. Nigdy nie wiadomo, kiedy najdzie ich taki głód, że stracą nad sobą kontrolę. - Teraz to Jacob grał, przybierając to narratora opowieści grozy.
-Ucywilizowali się, czyli co?
- Utrzymywali, że nie polują na ludzi. Jakoś się tam przestawili, że starczały im zwierzęta.
- A co to ma do Cullenów? - spytałam, niby ot tak. - Też są jak ci Zimni twojego pradziadka? Nie. - Jacob zamilkł na chwilę dla lepszego efektu. - To do*kładnie ta sama rodzina.
Musiał chyba wziąć moją minę za przejaw strachu. Zadowolony swoich zdolności gawędziarskich, uśmiechnął się i wrócił do opowieści.
- Teraz jest ich więcej, doszła jedna para, ale reszta to ci sami. W czasach pradziadka znano już ich przywódcę, Carlisle'a. Był tutaj i wyjechał, zanim jeszcze pojawili się biali.
-Czyli Zimni zabijają ludzi? - spytałam w końcu. Jacob uśmiechnął się złowrogo.
Piją ich krew. Wy, biali, nazywacie takich wampirami. Przeniosłam wzrok na bijące o brzeg fale, nie mając pewności, jakie uczucia zdradza moja twarz.




W mrocznym, przepastnym świecie duchów i demonów nie masz istoty równie strasznej, równie odpychającej, a mimo to darzonej taką fascynacją, bojaźnią przesyconą, co wampir, który ni demonem ni duchem nie jest, lecz jeno tajemnicze i potworne cechy obojga dzieli - wielebny Montague Summers.


Jeśli ma człowiek, na co w świecie dowody, to na istnienie wam*pirów. Nie brakuje niczego: raporty oficjalne, zeznania obywateli szanowanych, chirurgów, urzędników, księży. Lecz mimo to, któż w wampiry wierzy? – Rousseau.




Kliknęłam najpierw na hasło Danag. Okazało się, że to wampir z Filipin, który ponoć zapocząt*kował w tym kraju uprawę jadalnych bulw taro. Pracował z ludź*mi przez wiele lat, aż pewnego dnia pewna kobieta zacięła się przy nim w palec. Danag zaczął ssać jej ranę, co spodobało mu się tak bardzo, że wypił z ofiary całą krew.




Nic z tego nie przypominało zbytnio znanych mi filmowych fabuł, a tylko w paru legendach, na przykład w hebrajskiej o Estrie czy w polskiej o Upiorze, wspominano w ogóle o piciu krwi.
Zaledwie trzy hasła tak naprawdę przykuły moją uwagę o rumuńskim Varacolaci, potężnej istocie, która przybierała postać pięknego, bladego mężczyzny; o słowackim Nelapsi, obdarzonym taką zręcznością i siłą, że potrafił zmasakrować całą wioskę w ciągu godziny i wreszcie o Stregoni benefici.
O tym ostatnim było tylko jedno zdanie: Stregoni benefici - wampir włoski, ponoć stojący po stronie dobra, śmiertelny wróg wszystkich złych wampirów.




Czyżby Cullenowie naprawdę byli wampirami?
Cóż, czymś z pewnością byli. Ich cechy i zdolności zbytnio odróżniały ich od zwykłych ludzi. Czy wierzyć w indiańskie podania, czy w moje własne teorie wysnute z komiksów, jedno było prawdą - Edward i ja nie należeliśmy do tej samej rasy.

---------- Dopisano o 13:05 ---------- Poprzedni post napisano o 13:04 ----------

Nagle zza rogu wyskoczył samochód. Brunet musiał odsko*czyć na chodnik, żeby nie wpaść pod koła. W desperacji rzuciłam się na jezdnię. Trudno, pomyślałam, albo się zatrzyma, albo mnie przejedzie. Auto wyminęło mnie w ostatniej chwili i zatrzymało się bokiem w poślizgu. Ktoś uchylił drzwi od strony pasażera.
- Wsiadaj! - usłyszałam gniewny rozkaz.
Obezwładniający lęk znikł w okamgnieniu. Jeszcze stojąc na uli*cy, poczułam się bezpieczna. A wszystko to przez ten boski głos. Wskoczyłam do środka, zatrzaskując za sobą drzwiczki.
Wewnątrz panowała ciemność. Nawet, gdy drzwiczki były otwar*te, nie paliła się żadna lampka. W bijącej od deski rozdzielczej poświacie było widać tylko zarys twarzy kierowcy. Wcisnął gaz do de*chy, aż wozem zarzuciło w stronę oszołomionych napastników. Ką*tem oka dostrzegłam, jak uskakują. Z piskiem opon ruszyliśmy na północ, ku zatoce.
- Zapnij pasy - zakomenderował mój wybawca. Zdałam sobie sprawę, że dłonie mam kurczowo zaciśnięte na brzegach fotela. Posłuchałam i sięgnęłam po sprzączkę, która zanurzyła się blokadzie z głośnym kliknięciem. Skręciwszy ostro w lewo, pędziliśmy przed siebie, mijając bez zatrzymywania kolejne znaki stop.
Mimo to czułam się stuprocentowo bezpieczna i nie zaprzątałam sobie nawet głowy tym, dokąd jedziemy.
Spojrzałam na mojego towarzysza uszczęśliwiona, i to nie tylko, dlatego, że tak niespodziewanie wybawił mnie z opresji. Czekając, aż unormuje mi się oddech, zaczęłam studiować wyłaniające się z mroku nieskazitelne rysy chłopaka. Wtem dotarło do mnie, że najwyraźniej jest wściekły.
- Wszystko w porządku? - zapytałam. Zaskoczyło mnie to, jak bardzo jestem zachrypnięta. - Nie - burknął agresywnie, cały czas skupiony na jeździe. Nie wypytując o nic więcej, wpatrywałam się w jego ściągniętą gniewem twarz. Nagle samochód się zatrzymał. Rozejrzałam się, dokoła, ale nie zauważyłam nic prócz ciemnych sylwetek drzew majaczących wzdłuż pobocza. Wyjechaliśmy poza granice miasta.
-Bello? - Tym razem postarał się opanować emocje.
-Tak? - Wciąż byłam zachrypnięta. Spróbowałam dyskretnie odchrząknąć.
-Nic ci nie jest? - Nadal wbijał wzrok w jezdnię, a na jego twarzy malowała się furia.
-Nie - zagruchałam.
-Bądź tak dobra i opowiedz mi coś - poprosił.
- Opowiedz?
Westchnął krótko.
- Ach, pleć po prostu o jakichś błahostkach, dopóki się nie uspokoję - wyjaśnił, zamykając oczy, po czym ścisnął sobie kość nosową dwoma palcami.
- Ehm... - Szukałam w głowie odpowiedniego tematu. - Na przykład... jutro po szkole zamierzam przejechać Tylera Crowleya furgonetką. - Otworzył oczu, ale kąciki jego ust zadrżały.





-Co ci jest? - szepnęłam.
-Widzisz, Bello - odpowiedział cicho - czasami mam pro*blem z porywczością. - Zacisnął usta i wyjrzał przez okno. - Tyl*ko napytałbym sobie biedy, gdybym dopadł tych... - Przerwał, że*by ponownie się opanować. - A przynajmniej to próbuję sobie wmówić.
-Och. - Powinnam była dodać coś jeszcze, ale nic nie przy*chodziło mi do głowy.
Zapanowała cisza. Zerknęłam na zegar na desce rozdzielczej. Było już wpół do siódmej.




Nie powinieneś wykręcać ludziom takich numerów - zganiłam Edwarda - To nie fair.
- Jakich numerów?
- Twoje zachowanie mąci ludziom w głowie. Biedaczka ma pewnie teraz palpitacje.
Nie wiedział, o co mi chodzi.
- Nie powiesz mi chyba, że nie zdajesz sobie z tego sprawy?
- Przechylił głowę na bok i spojrzał na mnie zaciekawiony.
-Mącę w głowach?
-Nie zauważyłeś? A dlaczego niby wszyscy tańczą, jak im za*grasz?
Puścił te pytania mimo uszu.
-Tobie też mącę?
-Bardzo często - przyznałam.



-Zimno ci?
-To od lodu w coli.
-Nie masz kurtki? - spytał z przyganą.
-Mam, mam. - Zerknęłam na puste siedzenie koło mnie - Ach - przypomniało mi się - została w aucie Jessiki.
Edward zaczął usłużnie zdejmować swoją. Nagle uświadomiłam sobie, że ani razu nie zwróciłam uwagi na to, co miał na sobie - tylko dzisiaj, ale w ogóle nigdy. Postanowiłam nadrobić zaległości. Kurtka, którą ściągał, była beżowa, skórzana, a pod spodem miał obcisły kremowy golf, który opinał jego muskularny tors. Niestety, zaraz podał mi okrycie i musiałam przestać się gapić. Dzięki - - Wsunąwszy ręce w rękawy, znów zadrżałam. Podszewka była chłodna, jak w mojej własnej kurtce z samego rana, po nocy na wieszaku w niedogrzanym przedsionku. Wydzielała za to niesamowicie cudowny zapach. Chcąc go zidentyfikować, wzię*łam głęboki wdech i doszłam do wniosku, że nie może być to żad*na woda kolońska. Jednocześnie musiałam zakasać rękawy, bo by*ły dla mnie o wiele za długie.
- Ślicznie ci w niebieskim - stwierdził Edward, nadal mi się przyglądając. Zaskoczona spuściłam wzrok, zachodząc rumień*cem.
Chłopak przesunął w moją stronę koszyczek z pieczywem.
-Uwierz mi - zaprotestowałam. - Nie mam zamiaru mdleć z głodu i nadmiaru wrażeń.
-Normalna osoba byłaby teraz w głębokim szoku, a ty nie wyda*jesz się nawet poruszona. - Moja odporność jakby go zaniepokoiła. Po raz pierwszy dziś spojrzałam mu prosto w oczy i dostrzegłam, że są jasne jak nigdy dotąd. Miały barwę lipowego miodu.
-Przy tobie czuję się bardzo bezpieczna - wyznałam, jak zwykle w takich chwilach tracąc kontrolę nad tym, co mówię.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 12:05   #22
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

-Chcesz nas zabić? Wywrócił oczami.
-Wierz mi, nic nam nie grozi.
-Dokąd ci się tak spieszy? - Wymusiłam na sobie bardziej opanowany ton.
-Zawsze tak jeżdżę - odpowiedział z szelmowskim uśmiechem.
-Patrz na jezdnię!
-Nigdy nie spowodowałem wypadku, Bello. Ba, nawet nie do*stałem mandatu. - Popukał się w czoło. - Mam tu wbudowany wykrywacz radarów.
-Ha, ha, ha - rzuciłam z sarkazmem. - Pamiętaj, że Charlie jest gliniarzem. Zostałam wychowana w poszanowaniu dla prawa. Poza tym, jeśli zmienisz ten wóz w owinięty wokół drzewa precel, pewnie po prostu otrzepiesz się i pójdziesz do domu.
Pewnie tak - przyznał prychając. - Ale ty nie - westchnął.





-Co zrobiłaś potem? - spytał Edward po chwili milczenia.
-Szukałam informacji w Internecie.
-I twoje podejrzenia się potwierdziły? - Gdyby nie zaciśnięte kurczowo na kierownicy dłonie, można by było pomyśleć, że nic go to nie obchodzi.
-Nie. Nic nie układało się w logiczną całość. Roiło się tam od różnych głupot. Aż w końcu... - urwałam.
-Co w końcu?
-Doszłam do wniosku, że to i tak nie ma znaczenia - wyszeptałam.
-Nie ma znaczenia? - powiedział takim tonem, że podnio*słam wzrok. Twarz Edwarda nareszcie zdradzała jakieś uczucia: niedowierzanie z niewielką domieszką gniewu.
-Nie - odparłam pogodnie. - Nie obchodzi mnie to, kim jesteś.
- Nawet jeśli nie jestem człowiekiem? - prychnął z sarka*zmem. - Jeśli jestem potworem?
- To naprawdę nie ma znaczenia.
Milczał z ponurą, zaciętą miną.
- Zdenerwowałeś się - westchnęłam. - Nie powinnam była mówić.
- Nie - powiedział tonem pasującym do wyrazu twarzy. - To dobrze, że wiem, co o mnie myślisz. Chociaż to szaleństwo. - Ta hipoteza to bzdura? - Chciałam uzyskać jakieś potwierdzenie z jego strony. - Nie o to mi chodzi. „To nie ma znaczenia”! - zacytował wzburzony.
- A wiec mam rację? - wyszeptałam podekscytowana.
- Czy to ważne? Wzięłam głęboki wdech.
-Nie - potwierdziłam. - Ale jestem ciekawa. Chyba dal za wygraną.
-Co chciałabyś wiedzieć?
-Ile masz lat?
-Siedemnaście - odparł bez namysłu.
- I od jak dawna masz te siedemnaście lat? Wargi Edwarda drgnęły. Patrzył przed siebie.
- Jakiś czas - przyznał w końcu.
-Okej. - Ucieszyło mnie to, że jest ze mną szczery. Przyjrzał mi się uważnie, tak jak wtedy, gdy bał się, że doznałam szoku. Uśmiechnęłam się szerzej, żeby go uspokoić, ale w odpowiedzi zmarszczył czoło.
-Tylko się nie śmiej... Dlaczego możesz pokazywać się w dzień?
I tak zachichotał.
-To mit.
-Słońce was nie spala?
-Też mit.
- A co ze spaniem w trumnach?
- Mit. - Zawahał się przez chwilę, po czym dodał zmienionym głosem: - Ja nie śpię. - - Wcale?
- Nigdy.



- Jestem... jestem nieswój, kiedy... nie ma cię w pobliżu. - Gdybym stała, zmiękłyby mi kolana. - Nie kpiłem, prosząc w czwartek, żebyś nie wpadła do oceanu lub pod samochód cały weekend martwiłem się o ciebie.





-Mogłeś do mnie zadzwonić - zadecydowałam.
Zdziwił się.
- Przecież wiedziałem, ze nic ci nie grozi.
- Ale ja nie wiedziałam, co się z tobą dzieje. Widzisz... - Spuściłam oczy - Co takiego? - ośmielił mnie aksamitnym głosem. Było mi źle. Że cię nic widuję. Też czułam się nieswojo. - Zawstydziłam się własnej szczerości i poczerwieniałam. Milczał. Zerknęłam z obawą i dostrzegłam w jego oczach ból.
- A więc tak to wygląda - szepnął. - To bardzo niedobrze. - Co ja takiego powiedziałam? - Nie wiedziałam, o co mu chodzi.
- Nie pojmujesz, Bello? To, że ja się zadręczam, to jeszcze nic takiego, ale jeśli i ty jesteś tak zaangażowana uczuciowo... - Spo*glądał teraz na jezdnię, a mówił tak szybko, że trudno było mi za nim nadążyć. - Nawet nie chcę o tym słyszeć - rzucił cichym, acz stanowczym głosem. - Tak nie może być. To niebezpieczne. Ja je*stem niebezpieczny. Wbij to sobie wreszcie do głowy, dziewczyno. - Jego słowa raniły moje serce.
-Przestań. - Starałam się z całych sił nie wyglądać jak nadąsane dziecko.
-Nie żartuję.
-Ja też nie. I powtarzam - to, kim jesteś, nie ma dla mnie raczenia. Już za późno, by coś zmienić.





- Do jutra - rzucił. Zrozumiałam, że mam już sobie iść.
-Cześć. - Z niechęcią zabrałam się do otwierania drzwi.
-Bello? - Odwróciłam się. Pochylił się w moją stronę, aż nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. Zamarłam.
-Miłych snów - powiedział i owionął mnie jego oddech. Poczułam ten sam cudowny zapach, który wydzielała kurtka, tyle, że jeszcze bardziej intensywny. Oszołomiona przez chwilę nie wiedziałam, co się ze mną dzieje. Tymczasem Edward powróci do poprzedniej pozycji.
Musiałam poczekać, aż mój mózg zacznie ponownie działać. Potem wysiadłam niezdarnie, wspierając się na stopniu. Wydawało mi się, że usłyszałam za sobą chichot, ale dźwięk był zbyt cichy by mieć całkowitą pewność.




Po pierwsze, Edward pochodził z rodziny wampirów po drugie, dręczyło go pragnienie - na ile był je w stanie pohamować, tego nie wiedziałam - pragnienie, by posmakować mojej krwi. Po trzecie wreszcie, byłam w tym wampirze bezwarunkowo i nieodwołalnie zakochana.




- Jess zachodzi w głowę, czy jesteśmy parą - Oświadczył w końcu. - Jest też ciekawa, co do mnie czujesz. Kurczę. I co mam jej powiedzieć? - Udałam niewiniątko. Mijający nas uczniowie pewnie się gapili, ale ledwie byłam świadoma ich obecności.
- Hm… - Zamyśliwszy się, schwycił w dwa palce niesforny kosmyk moich włosów i wplótł go we właściwe miejsce. Serce zaczęło mi bić jak szalone. - Sądzę, że na jej pierwsze pytanie, odpowiedź może brzmieć „tak”, rzecz jasna, jeśli nie masz nic przeciwko. To najprostsze wytłumaczenie z możliwych.
-Nie ma sprawy - odparłam słabym głosem.
-A co do tego drugiego pytania... z chęcią posłucham waszej rozmowy w jej myślach i zobaczę, jak sobie poradzisz. - Obdarzył mnie kolejnym szelmowskim uśmiechem. Nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa. Edward odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.




- Zatem kelnerka była ładna, tak? - spytał niby to od niechcenia.
- Naprawdę nie zauważyłeś?
- Miałem wtedy głową zajętą czymś innym.




-Czy naprawdę uważasz, że zależy ci na mnie bardziej mnie na tobie? - spytał Edward cicho, przysuwając się jeszcze bliżej. Jego ciemnozłote oczy po raz kolejny poraziły mnie swym magnetyzmem. Musiałam spuścić wzrok, żeby wrócił mi oddech.
-Znowu to robisz - wymamrotałam.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie. - Skupiłam się i spojrzałam mu prosto w twarz, starając się nie tracić wątku.
(...)
-Tak.
(...)
-Mylisz się.
(...)
- Nie rozumiesz? To, dlatego wiem, że to ja mam rację. Mnie bardziej na tobie zależy, bo jestem w stanie się poświęcić. Odepchnąć cię, choć i mnie sprawia to ból, bo tylko w ten sposób mogę zapewnić ci bezpieczeństwo.



- Tyle rzeczy grozi ci z mojej strony, a ty boisz się akurat mojego stylu jazdy - stwierdził zniesmaczony. - Nie powiesz ojcu, że jedziesz ze mną? - Czułam, że w tym pytaniu kryje się jakieś drugie dno.






- Po co pojechaliście w zeszły weekend do Kozich Skał? Polować? Charlie mówił, że to nie najlepsze miejsce na biwak, bo roi się tam od niedźwiedzi.
Mina Edwarda świadczyła o tym, że przegapiłam cos oczywistego.
- Niedźwiedzie? - wykrztusiłam. Uśmiechnął się. - To nie sezon polowań - dodałam surowym tonem, by ukryć to, jak bardzo jestem zszokowana.
- Przeczytaj i przekonaj się sama - poradził. - Przepisy zakazują polowań z zastosowaniem broni. - Przyglądał mi się z rozbawieniem ciekawy, jak zareaguję na ukrytą w tym zdaniu aluzję.
- Niedźwiedzie? - powtórzyłam.
- To Emmett gustuje w grizzly - rzucił niby od niechcenia, choć musiał martwić się, czy to mnie nie wystraszy.
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 12:12   #23
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

- A ty w czym gustujesz?
Widać było, że nie spodobało mu się to pytanie.
- W pumach.
- Ach tak - odparłam grzecznie acz obojętnie, po czym wróci*łam do picia coli.



- Zawsze też łatwo o sarnę lub łosia. Nadają się, ale to żadna zabawa. - Tu uśmiechnął się prowoku*jąco.
- W istocie, żadna - mruknęłam dystyngowanie znad pizzy. Najlepsza pora na niedźwiedzie to według Emmetta właśnie wczesna wiosna. Dopiero co przebudziły się ze snu zimowego, więc są bardziej drażliwe. - Przymknął oczy, wspominając jakieś wesołe wydarzenie. - Ach, nie ma to jak rozdrażniony grizzly. Ubaw po pachy. - Pokiwałam głowa ze znawstwem. Prychnął.




- Mogę kiedyś zo*baczyć takie polowanie?
Zbladł raptownie.
-W żadnym wypadku! - warknął rozwścieczony. Odskoczy*łam do tyłu. Nigdy bym się przed nim do tego nie przyznała, ale przeraziła mnie tak gwałtowna reakcja. Edward też się cofnął, splótłszy ręce na piersi.
-Za duży szok jak dla mnie? - spytałam, gdy już doszłam dc siebie. .
-Gdyby chodziło tylko o szok - powiedział cierpko - wziąłbym cię do lasu choćby dzisiaj. Powinnaś się wreszcie porządnie przestraszyć. Wyszłoby ci to na zdrowie.




-Nadal chcesz wiedzieć, czemu nie możesz zobaczyć, jak poluję? - Był poważny, choć wyczuwałam w jego glosie nutkę rozbawienia.
-Cóż, bardziej zaciekawiła mnie twoja reakcja na moją prośbę.
-Przestraszyłem cię? - Tak, to na pewno było rozbawienie.
-Nie - skłamałam, ale nie uwierzył.
-Przepraszam, że cię przestraszyłem. - Rozbawienie ustąpiło zatroskaniu, uśmiechał się jednak delikatnie. - Sama myśl, że mogłabyś się znaleźć w naszym pobliżu... - Spochmurniał.
-Groziłoby mi niebezpieczeństwo?
- Ogromne - wycedził.




Jak strasznie musiałby się czuć gdyby zaczął choćby podejrzewać, w jakim typie mężczyzn, czy też raczej stworów, gustuję. Wzdrygnęłam się na samą myśl o tym.



- Wyglądasz na zmęczoną.
- Nie spałam najlepiej - przyznałam, machinalnie zasłaniając mankamenty profilu włosami.
- Ja też nie - zażartował, odpalając silnik.
(...)
- Sądzę, że spałam tylko odrobinę dłużej niż ty.
- Założę się, że tak właśnie było.
- I co porabiałeś ubiegłej nocy? _ - O, nie, nie. Dzisiaj to ja zadaję pytania.





Większość pytań była zresztą łatwa, tylko przy kilku spąsowiałam, ale i każdy rumieniec prowokował dalszą ich serię.
W jednym przypadku chodziło o mój ulubiony kamień szla*chetny. Gdy zagapiłam się i bezmyślnie palnęłam „topaz”, Edward natychmiast zasypał mnie gradem pytań. Czułam się niczym oso*ba biorąca udział w jednym z tych testów psychologiczny, w których należy odpowiadać pierwszym skojarzeniem. Byłam pewna, że nie dopytywałby się tak, gdyby nie moja reakcja, a spie*kłam raka, ponieważ do niedawna moim ulubionym kamieniem był granat. Wpatrując się w miodowe oczy Edwarda, nie sposób było zapomnieć, co wywołało tę zmianę. On z kolei za wszelką ce*nę pragnął dowiedzieć się, skąd to zawstydzenie.
- Powiedz mi - rozkazał, gdy nie pomogły perswazje - a nie pomogły, bo spuściłam przezornie wzrok.
Poddałam się.
- Takiego koloru są dziś twoje oczy - westchnęłam, bawiąc się nerwowo kosmykiem włosów. - Spytaj mnie za dwa tygodnie, to pewnie odpowiem, że onyks.





- Zmierzcha - szepnął Edward refleksyjnie, spoglądając ku zachodowi na przesłonięty chmurami horyzont. Myślami wydawał się być daleko stąd.
Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana. Po pewnym czasie przeniósł wzrok na mnie.
- To dla nas najbezpieczniejsza pora dnia - odpowiedział na malujące się w moich oczach pytanie. - Najłatwiejsza. Ale poniekąd najsmutniejsza... Kolejny dzień dobiega końca, nastaje noc. Mrok jest tak przewidywalny, prawda? - Uśmiechnął się smutno.
- Lubię noc. Gdyby nie ciemność, nigdy nie zobaczylibyśmy gwiazd. Choć tu akurat chyba
zbyt często ich się nie widuje - westchnęłam.



- Czy w takim razie jutro moja kolej na zadawanie pytań?
- Ani się waż! - udał wzburzenie.
- Mówiłem ci, jeszcze z tobą nie skończyłem.
- O co tu się jeszcze pytać?

---------- Dopisano o 13:07 ---------- Poprzedni post napisano o 13:06 ----------

- Jutro zobaczysz. - Wyciągnął się przede mną, żeby otworzyć drzwiczki i serce zaczęło mi bić od tej bliskości jak szalone. Nie nacisnął jednak klamki.
(...)
Przyglądał mi się uważnie, więc uśmiechnęłam się nieśmiało. Zorientowałam się jednak, że jest czymś bardzo poruszony, przestraszony lub zszokowany - i mój uśmiech szybko zgasł.
„Kolejna komplikacja” powiedział Edward. Billy nie spuszczał ze mnie wzroku. Zaczęłam się martwić. Czyżby rozpoznał Edwarda? Czy naprawdę wierzył w owe niesamowite legendy, z których śmiał się jego własny syn?
Tak właśnie było. Mina Indianina nie pozostawiała, co do tego najmniejszych wątpliwości.



- A dokąd się wybieracie? - spytałam jak najspokojniej.
- Na polowanie. - Spochmurniał. - Skoro mam być z tobą w sobotę długo sam na sam, muszę zachować wszelkie środki ostrożności. Możesz jeszcze wszystko odwołać - dodał niemal błagalnie.



-Dlaczego akurat z Alice? - zainteresowałam się.
-Jest bardzo... To ona z rodziny najbardziej mnie wspiera, - Zasępił się odrobinę.
-A pozostali? - spytałam nieśmiało.
-Przeważnie są pełni sceptycyzmu.
Zerknęłam przez ramię na stolik czwórki. Każde wpatrywało się w inny punkt sali, zupełnie jak za pierwszym razem, gdy ich zobaczyłam. Zmieniło się tylko jedno - ich miedziano włosy brat siedział teraz przede mną z zatroskaną miną.
-Nie lubią mnie.
-Nie o to chodzi - zaoponował, ale przesadnie. - Nie pojmu*ją, dlaczego nie potrafię zostawić cię w spokoju.
-Uśmiechnęłam się krzywo.
- No to witam w klubie.
Edward pokręcił głową, wywracając oczy.
- Już ci tłumaczyłem, że nie potrafisz ocenić siebie obiektywnie. Tak bardzo się wyróżniasz - nigdy nie spotkałem kogoś takiego jak ty. Fascynujesz mnie.
Przyglądałam mu się z powątpiewaniem, pewna, że się naigrywa.
Zauważył to i uśmiechnął się.
- Dzięki moim zdolnościom - tu dotknął dyskretnie swojego czoła znacznie lepiej niż inni znam się na ludzkiej naturze. Ludzie są przewidywalni. Ale ty... Nigdy nie robisz tego, czego oczekuję. Bez przerwy mnie zaskakujesz.
Spojrzałam gdzieś w bok i moje oczy znów zatrzymały się na pozostałych Cullenach. Wypowiedź Edwarda zawstydziła mnie, pozostałym nie dała satysfakcji. A więc stanowiłam tylko ciekawy obiekt badań? Chciało mi się śmiać z własnej naiwności. Byłam żałosna, spodziewając się czegoś więcej.
- To jeszcze łatwo wyjaśnić - ciągnął - ale reszta... reszta wy*myka się opisowi. Sądzę...
Czułam, że patrzy na mnie, ale bałam się, że jeśli się odwrócę, zorientuje się, jak bardzo jestem rozgoryczona. Gdy mówił, nadal wpatrywałam się w jego rodzeństwo. Nagle spojrzała na mnie jego siostra Rosalie, ta oszałamiająca urodą blondynka. „Spojrzała” to za łagodne określenie, przeszywała mnie lodowatym wzrokiem. Nie by*łam w stanie się poruszyć - jej ciemne oczy miały paraliżującą moc. Edward przerwał w pół słowa i wydał z siebie gniewny po*mruk, niemal syk. Rosalie odwróciła głowę. Byłam wolna. Spoj*rzałam mu prosto w twarz, wiedząc, że muszę wyglądać na zdez*orientowaną i wystraszoną. On sam wydawał się spięty. - Bardzo cię przepraszam za zachowanie siostry. Po prostu się martwi. Widzisz... nie tylko ja wpakuję się w niezłe tarapaty, jeśli się najpierw będę się z tobą wszędzie pokazywał, a potem... - puścił wzrok.
- Co potem?
- A potem coś ci się stanie. - Schował twarz w dłoniach, tak jak wtedy wieczorem w Port Angeles. Widać było, że cierpi, i z całego serca pragnęłam go pocieszyć, nie wiedziałam jednak, jak się do tego zabrać.





- Czy popełnię straszne fawc pas, życząc ci milej zabawy? - spytałam, przenosząc wzrok na Edwarda.
- Nie, może być - zgodził się ze śmiechem.
Na to miłej zabawy. - Starałam się, żeby zabrzmiało to serdecznie, ale Edward oczywiście przejrzał mnie na wylot.
- Zrobię co w mojej mocy - Nadal się uśmiechał. - A ty uważaj na siebie.
- Piątek w Forks bez obrażeń? Cóż za wyzwanie.
- Dla ciebie tak. - Spoważniał. - Obiecaj. - Przyrzekam mieć się na baczności - wyrecytowałam posłusznie - Mam w planach duże pranie. To niemal sport ekstremalny. - Tylko nie wpadnij do bębna.




-Czy planując wyprawę do Seattle, liczyłaś na to, że uda ci się wyjechać z Forks przed zapadnięciem zmroku?
-Trochę więcej szacunku - odparowałam. - Moja furgonetka mogłaby być babcią twojego volvo.



Charlie mówił, że będzie ciepło - przypomniało mi się.
- Powiedziałaś mu, jakie masz na dzisiaj plany?
- Nic.
- Ale jest jeszcze Jessica, prawda? - Edward próbował się po*cieszyć. - Myśli, że pojechaliśmy razem do Seattle.
-Powiedziałam jej przez telefon, że się wycofałeś. Poniekąd nie skłamałam.
-Więc nikt nie wie, że jesteś teraz ze mną? - Był coraz bar*dziej rozzłoszczony.
- Czyja wiem... Zakładam, że powiedziałeś Alice?
- Naprawdę, bardzo mnie wspierasz, Bello.
Puściłam tę sarkastyczną uwagę mimo uszu.
- Czy Forks działa na ciebie aż tak depresyjnie, że postanowiłaś targnąć się na własne życie?
- Sam mówiłeś, że możesz mieć kłopoty, jeśli będziemy często pokazywać się razem.
- Ach, więc boisz się, że to mnie będzie coś groziło po tym, jak znikniesz w tajemniczych okolicznościach? Ha!
Pokiwałam głową, patrząc przed siebie.

---------- Dopisano o 13:12 ---------- Poprzedni post napisano o 13:07 ----------

Skarbie skończyły się... teraz lecisz od 13 rozdziału... ale mi się nudzi.......
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.



Edytowane przez Maaarcia
Czas edycji: 2009-07-13 o 12:19
Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 15:18   #24
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Ok ok jak sie dorwe do komp na dluzej niz 5 min to dodam ;O ;***
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 19:12   #25
AgeleSS
Zadomowienie
 
Avatar AgeleSS
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Zielona Góra
Wiadomości: 1 495
GG do AgeleSS
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

LOL ;d Nie jestem złośliwa - broń Boże. Pytam po prostu - Wam się poważnie chce przepisywać aż tyle? ;o ;p

__________________


" (...) Pragnęłam go tak, jak pragnęłam powietrza, by oddychać. Nie był to wybór – ale konieczność." ♥


... Daria, 22 lata.
Nauczycielka wf i instruktorka fitness
W trakcie mgr z bezpieczeństwa morskiego państwa. Służby mundurowe <3



AgeleSS jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 19:17   #26
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Jejkuuu w koncu dorwalam sie do komp ;O masakra .... juz dodaje ... uhhh jeszcze tak mnie brzuch nawala s z o k !!

''Chociaż nic odrywałam od Edwarda wzroku przezcale popołudnie, za nic nie mogłam się przyzwyczaić. Rano skóra była jak zwykle mlecznobiała, odrobinę tylko zaróżowiona po trudach wczorajszego polowania. Teraz, w słońcu, nie, nie lśniła, po prostu się iskrzyła, jakby jej powierzchnię przyozdobiono milionami mikroskopijnych brylancików. Edward leżał w trawie zupełnie nieruchomo, a jego nagi tors i odsłonięte przedramiona wyglądały jak obsypane gwiezdnym pyłem. Oczy miał zamknięte, choć, rzecz jasna, nie spał. Bladofioletowe powieki również wyglądały na pokryte brokatem. Przypominał wspaniały posąg o idealnych proporcjach, wyrzeźbiony z nieznanego kamienia - gładkiego niczym marmur, połyskującego jak kryształ.''


''Za pierwszym razem pomyślałam, że to jakieś drgawki, ale gdy spytałam go o to, wyjaśnił, że śpiewa - zbyt cicho, bym mogła go usłyszeć''



''Z początku miejsce to wydawało mi się magiczne - teraz uro*da Edwarda przyćmiewała pocztówkową malowniczość łąki. Mi*mo, że zaszliśmy w naszej znajomości tak daleko, wciąż bałam się. że to tylko piękny sen, a obiekt mych uczuć lada chwila rozpłynie się w powietrzu.''



Nieśmiało wyciągnęłam przed siebie rękę i jednym palcem po*głaskałam wierzch iskrzącej się dłoni. Znów zachwyciła mnie niezwykła faktura, satynowa gładkość połączona z chłodem kamiennej posadzki. Kiedy podniosłam wzrok, okazało się, Edward na mnie patrzy. Jego miodowe ostatnio oczy pojaśniały po polowaniu. Uśmiechnął się, co skierowało moją uwagę na idealnywykrój jego ust.''


''Uśmiechnął się szerzej. Białe zęby błysnęły w słońcu.''



''Przysunąwszy się odrobinę bliżej, zaczęłam wodzić opuszkami palców po konturach mięśni jego przedramienia. Trzęsła mi się ręka - byłam pewna, ze to zauważy.
- Mam przestać? - upewniłam się, bo zamknął powieki.
- Nie - odparł, nie otwierając oczu. - Nawet nie potrafisz sobie wyobrazić, co czuję, gdy tak robisz - westchnął.''



''Zorientowawszy się, co za*mierzam uczynić, Edward obrócił ją błyskawicznie, jak zawsze, gdy robił coś tak niesamowicie szybko, zbijając mnie z tropu. Zaskoczo*na przestałam przesuwać palcami po jego ciele. - Wybacz - mruknął. Znów miał zamknięte oczy. - W twoim towarzystwie zbyt łatwo jest mi być sobą. Uniosłam odwróconą dłoń i zaczęłam sprawdzać jak się mieni zależnie od nachylenia, po czym zbliżyłam ją do swojej twarzy, by wypatrywać na skórze ukrytych diamencików.''

''- Żałowałam właśnie, że nic wiem, o czym ty myślisz. I jeszcze… - Zamilkłam.
- Co takiego?
- Myślałam jeszcze o tym, że chciałabym uwierzyć, że jesteś prawdziwy. I marzyłam, że nie czuję strachu. - Nie chcę, żebyś się bała - szepnął miękko. Usłyszałam to, co tak naprawdę pragnęłam usłyszeć, a czego nie mógł powiedzieć na sercu: że mój lęk jest irracjonalny, że nie mam się czego bać.
- Nie dokładnie o to mi chodziło, ale twoje słowa z pewnością dają mi wiele do myślenia. Edward po raz kolejny poruszył się z niezwykłą prędkością - przegapiłam moment, w którym zmienił pozycję. Nagle półleżał koło mnie wsparty na prawej ręce, a jego twarz anioła znajdowała się tylko parę centymetrów od mojej. Nadal trzymałam go za lewą dłoń. Mogłam, powinnam była natychmiast się odsunąć, ale porażona spojrzeniem miodowych oczu nie byłam w stanie się poruszyć.
- To czego się boisz?
Nie potrafiłam wykrztusić z siebie ani słowa, nawet nie próbowałam. Tak jak wtedy w aucie, owionął mnie chłodny, słodki oddech Edwarda. Jego woń była tak apetyczna, że ślina napłynęła mi do ust. Nie przypominała żadnego znanego mi zapachu. Skuszona nią, bezwiednie przysunęłam się bliżej.
Wyrwał gwałtownie dłoń z mojego uścisku i nim zdążyłam choćby mrugnąć, stał już w cieniu wielkiego świerka na skraju polany. Spoglądał stamtąd na mnie z nieokreślonym wyrazem twarzy.''


''-Wybacz mi... proszę... - szepnęłam, wiedząc, że mnie sły*szy.
-Jedną chwilkę - zawołał, pamiętając, że mój słuch nie jest tak wyostrzony. Siedziałam nieruchomo jak trusia.
Po jakichś dziesięciu sekundach, które ciągnęły się dla mnie w nieskończoność, ruszył wolnym jak na siebie krokiem. Stanąw*szy kilka metrów ode mnie, usiadł jednym zgrabnym ruchem, jakby miał zapaść się pod ziemię. Przez cały ten czas nie spuszczał mnie z oczu. Dwukrotnie odetchnął głęboko, a potem uśmiechnął się przepraszająco.
- Wybacz. - Zawahał się na moment. - Czy zrozumiałabyś, co mam na myśli, gdybym powiedział, że jestem tylko człowiekiem?
Skinęłam głową, nie do końca w stanie śmiać się z jego żartu. ''


''- Czyż nie jestem najdoskonalszym drapieżnikiem na świecie? Wszystko we mnie cię przyciąga, pociąga, kusi - mój glos, moja twarz, nawet mój zapach! I po co to wszystko? - Niespodziewanie znów zerwał się na równe nogi i zniknął w lesie, by okrążywszy w pól sekundy polanę, znaleźć się pod tym samym świerkiem co poprzednio. - I tak mi nie uciekniesz - zaśmiał się gorzko. Objął od spodu na ponad pól metra konar i samym naciskiem przedramienia złamał go bez wysiłku z ogłuszającym trzaskiem. Przez chwilę balansował belką na dłoni, po czym ci*snął nią przed siebie z oszałamiającą prędkością. Kawał drewna trafił w inne sędziwe drzewo, które zatrzęsło się od uderzenia. Edward był już tymczasem obok mnie, stał nieruchomo niczym rzeźba.
- I tak mnie nie pokonasz - dokończył łagodniejszym tonem. Siedziałam jak sparaliżowana. Z poszarzałą twarzą i szeroko rozwartymi oczami musiałam przypominać zwierzątko zahipnoty*zowane spojrzeniem węża. Bałam się go teraz bardziej niż kiedykolwiek. Po raz pierwszy bez najmniejszego skrępowania pokazał mi swoje prawdziwe oblicze. Nigdy nie wydawał mi się równie nieludzki... albo równie piękny. W trakcie tego pokazu siły cudowne złote oczy rozbłysły dziko, wtem zaczęły stopniowo przygasać. ''


''- Nie bój się - szepnął tym swoim uwodzicielskim głosem. Obiecuję... Przysięgam, że cię nie skrzywdzę.
Wydawało się, że najbardziej pragnie przekonać o tym samego siebie.
- Nie bój się - powtórzył, robiąc krok do przodu. Usiadł świadomie spowalniając swoje ruchy. Był tak blisko, ze mogłabym pogłaskać go po policzku. - Wybacz mi, proszę. Naprawdę potrafię siebie kontrolować. Po prostu nie spodziewałem się takiego zachowania z twojej strony. Teraz będę już przygotowany. - Czekał, aż coś powiem, ale nadal nie byłam w stanie.
- Zaręczam ci, nie czuję dziś pragnienia. - Mrugnął z łobuzerską miną. Na to nie mogłam nie zareagować. Parsknęłam śmiechem, ale głos jeszcze mi się trząsł.
- Nic ci nie jest? - spytał z troską, ostrożnie wsuwając z powrotem swoją marmurową dłoń w moją.
Spojrzałam na nią, a potem w jego oczy. Spoglądał na mnie przyjaźnie, wyraźnie skruszony. Przeniosłam wzrok na jego dłoń, a potem wróciłam do badania jej faktury opuszkiem palca. Zerknęłam na Edwarda i uśmiechnęłam się nieśmiało.''


''- O czym to rozmawialiśmy, zanim ci tak brutalnie przerwa*łem? - spytał, nie ukrywając nieco staroświeckiej wymowy.
- Szczerze, nie pamiętam.''


''- Bałam się, ponieważ, cóż, z oczywistych względów, nie powinnam przebywać z tobą sam na sam. A obawiam się, że tego właśnie bym chciała i jest to stanowczo zbyt silne uczucie. - Mówiąc, przyglądałam się własnym dłoniom. Ciężko mi było się do tego przed nim przyznawać.
- Rozumiem - odparł w zamyśleniu. - Rzeczywiście, jest, czego się bać. Pójście za głosem serca w takim przypadku z pewnością nie leży w twoim interesie.
Spochmurniałam.
- Powinienem był zostawić cię w spokoju - westchnął. - Powinienem teraz wstać i odejść w siną dal. Tylko nie wiem, czy potrafię.
- Nie chcę, żebyś sobie poszedł - wymamrotałam żałośnie ze wzrokiem wbitym w ziemię - i właśnie dlatego powinienem tak uczynić. Ale nie martw się, z natury jestem samolubną istotą. Pragnę twego towarzystwa zbyt mocno, by słuchać głosu rozsądku.
- Cieszy mnie to.''


''- Pragnę nie tylko twojego towarzystwa! Nigdy o tym nie za*pominaj! Nigdy! Dla nikogo innego prócz ciebie nie stanowię tak ogromnego zagrożenia. - Niewidzącym wzrokiem uciekł gdzieś w bok, w las.''

---------- Dopisano o 20:17 ---------- Poprzedni post napisano o 20:13 ----------

Cytat:
Napisane przez AgeleSS Pokaż wiadomość
LOL ;d Nie jestem złośliwa - broń Boże. Pytam po prostu - Wam się poważnie chce przepisywać aż tyle? ;o ;p

Nom jakos tak wyszlo ze hmm lubimy to ;D baaa dobry sposob na nude ;D

AgeleSS jak chcesz to dawaj z nami wiadomo ;P nie musisz jednego fragmentu na kilka stron dodac ;P tyryryyyyyy
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 19:22   #27
edc1038688278b1fab0cf2613046cc881c44e329
Konto usunięte
 
Zarejestrowany: 2006-11
Wiadomości: 128
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Treść usunięta
edc1038688278b1fab0cf2613046cc881c44e329 jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 19:35   #28
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

a czemu to ma byc lamanie prawa ? przeniez nie uzywam tych fragmentow do jakis celow .... dodaje te cytaty ktore mi sie podobaja ... to jezeli to jest lamanie prawa to tak samo dodawanie krotkich cytatow ...

---------- Dopisano o 20:35 ---------- Poprzedni post napisano o 20:30 ----------

''-... - Nie wydając się wcale głowić nad odpowiedzią, ponow*ne podał mi dłoń, a ja schwyciłam ją mocno obiema rękami. Zerknął na nie.
-Zadziwiająco przyjemne to ciepło - przyznał.''


''-Może to nie najlepsze porównanie. Zapomnijmy o tej nieszczęsnej brandy. Weźmy zamiast alkoholika człowieka uzależnio*nego od heroiny.
-Usiłujesz powiedzieć, że jestem twoim ulubionym gatunkiem heroiny? - zażartowałam, żeby polepszyć atmosferę.
Na twarzy Edwarda zagościł przelotny uśmiech - doceniał moje wysiłki.
-Tak, trafiłaś w samo sedno.''


''-Rozmawiałem o tym z moimi braćmi - odezwał się, nie od*wracając głowy. - Dla Jaspera każde z was jest tak samo pociąga*jące. Jest zmuszony bezustannie walczyć sam ze sobą, żeby po*wstrzymać się od ataków. Widzisz, dołączył do nas jako ostatni. Nie miał dość czasu, by wyrobić sobie wrażliwość na różnice w smaku i zapachu. - Edward zerknął na mnie odrobinę spłoszo*ny. - Wybacz, może nie powinienem tak wprost...
-Naprawdę, nic nie szkodzi. Nie przejmuj się, że mnie obrazisz, przestraszysz, czy co tam jeszcze. Tak po prostu jest. Rozumiem, co czujecie, a przynajmniej staram się to zrozumieć. Po prostu wyjaśnij mi wszystko jak umiesz najlepiej.
Wziął głęboki oddech.
- Jasper nie miał, zatem pewności, czy kiedykolwiek napotkał na swej drodze kogoś, kto byłby dla niego równie... - usiłował dobrać odpowiednie słowo - równie pociągający smakowo, jak ty.
Sadzę, że tak się istotnie nie stało. Pamiętałby. Emmett, że tak to ujmę siedzi w tym dłużej i wiedział, o co mi chodzi. Powiedział, ze zdarzyło mu się to dwukrotnie, przy tym w jednym przypadku uczucie było silniejsze.
- A tobie ile razy się to zdarzyło?
- Nigdy.''


''-Nawet najsilniejsi z nas czasem ulegają pokusom, nieprawdaż?
-Czego ode mnie chcesz? Przyzwolenia? - Mój glos za*brzmiał surowiej, niż to miałam w planach. Wiedząc, ile kosztują go te szczere wyznania, spróbowałam jednak się uspokoić. - A za*tem nie ma nadziei? - Z jakim opanowaniem potrafiłam dyskuto*wać o własnej śmierci!
Nie, skąd - oburzył się. - Oczywiście, że jest nadzieja! To znaczy, nie mam najmniejszego zamiaru... - Pozwolił sobie nie dokończyć tego zdania, Jego złote oczy płonęły. - My to co innego - Kiedy Emmett... To byli dla niego obcy ludzie. Zresztą zdarzyło się to dawno, dawno temu, gdy nie był jeszcze tak... wprawiony we wstrzemięźliwości, tak ostrożny, jak teraz. Zamilkłszy, przyglądał mi się uważnie, ciekawy, jak zareaguję na jego słowa.
- Więc gdybyśmy wpadli na siebie w ciemnym zaułku... - Przeszedłem samego siebie, starając się nie rzucić na ciebie wtedy na biologii, w klasie pełnej dzieciaków. - Zamilkł na moment i znów odwrócił głowę. - Kiedy mnie minęłaś w jednej chwili mogłem zniweczyć wysiłki Carlisle'a. Gdybym nie ćwiczył się w ignorowaniu swego pragnienia przez ostatnie cóż, przez wiele lat, nie potrafiłbym się wówczas opanować.''


''-Musiałaś dojść do wniosku, że jestem chory psychicznie.
-Nie rozumiałam, co takiego się stało. Jak mogłeś tak szybko mnie znienawidzić?
Według mnie byłaś demonem zesłanym z piekieł na moją zgubę. Zapach twojej skóry... Ach, byłem bliski szaleństwa. Siedząc z tobą w ławce, wymyśliłem ze sto różnych sposobów na to jak cię wywabić z klasy. ''


''- Potem, co nie miało zresztą większego sensu, próbowałem zmienić swój plan zajęć, by móc cię unikać, i właśnie wtedy musiałaś wejść do sekretariatu. W tak niewielkim, tak ciepłym pomieszczeniu zapachy rozchodzą się wyjątkowo łatwo. Twój też. To było nie zniesienia. O mało, co nie rzuciłem się do ataku. Świadkiem byłaby zaledwie jedna słaba kobieta - jakże szybko mógłbym się z nią później uporać.
Drżałam w ciepłych promieniach słońca, przeżywając te chwile na nowo z jego punktu widzenia, dopiero teraz świadoma grożącego mi wówczas niebezpieczeństwa. Biedna pani Cope, wzdrygnęłam się ponownie. Niewiele brakowało, a stałabym się poniekąd odpowiedzialna za jej śmierć.
- Sam nie wiem, jak się powstrzymałem. Zmusiłem się, by nie czekać na ciebie pod szkolą, by ciebie nie śledzić. Na dworze twój zapach ginął w masie świeżego powietrza, było mi, więc łatwiej trzeźwo myśleć. Odstawiłem rodzeństwo do domu - wiedzieli, że coś jest nie tak, ale wstyd mi było przyznać się przed nimi do własnej słabości - a potem pojechałem prosto do szpitala, do Carlise`a powiedzieć mu, że wyjeżdżam, na dobre. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia.
- Wymieniliśmy się samochodami, bo miał pełny bak, a ja nic chciałemzwlekać. Nie ośmieliłem się zajrzeć do domu, by stanąć twarzą w twarz z Esme. Nie pozwoliłaby mi wyjechać bez strasznej awantury. Usiłowałaby mnie przekonać, że nie jest to konieczne... - Nazajutrz rano byłem już na Alasce. - Edward powiedział to takim tonem, jakby przyznawał się do wielkiego tchórzostwa. - Spędziłem tam dwa dni wśród starych znajomków, ale... tęsk*niłem za domem. Źle mi było z tym, że sprawiłem przykrość Esme i wszystkim innym, całej mojej przyszywanej rodzinie. W górach na północy powietrze jest tak czyste... Nabrałem do wszystkiego dystansu. Trudno mi było uwierzyć w to, że tak bardzo nie mogłem ci się oprzeć. Wytłumaczyłem sobie, że uciekając okazałem się słaby. Wcześniej odczuwałem pokusy, nie tak silne, rzecz jasna, nieporównywalnie słabsze, ale jakoś sobie z nimi radziłem. Do czego to podobne, myślałem, żeby jakaś dziewczyna - tu Edward uśmiechnął się - jakaś zwykła uczennica zmuszała mnie do opuszczenia rodzinnego domu. Więc wróci*łem. Nie mogłam dobyć głosu.
- Do naszego następnego spotkania przygotowałem się odpowiednio polowałem więcej niż zwykle. Byłem pewien, że mam w sobie dość siły, by traktować cię jak każdego innego człowieka.''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 19:43   #29
Maaarcia
Raczkowanie
 
Avatar Maaarcia
 
Zarejestrowany: 2009-06
Lokalizacja: Wrocław
Wiadomości: 240
GG do Maaarcia
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

Cytat:
Napisane przez edc1038688278b1fab0cf2613 046cc881c44e329 Pokaż wiadomość
Treść usunięta


Evidriell - sorki a, pisanie jakiś opowiadań, z wiadomości zaczerpniętych z książek, np. opowiadania o sadze, z informacjami które podała Meyer to nie jest łamanie praw autorskich?! Sorki, wklejanie ulubionych cytatów, czy fragmentów książek, nie jest łamaniem praw autorskich.. nie wykorzystujemy tego do pisania jakiś biednych opowiadań, czy pisania Zmierzchu z innej perspektywy, ani nic takiego, więc proszę Cię łaskawie nie wyjeżdżaj mi z takimi tekstami...

---------- Dopisano o 20:43 ---------- Poprzedni post napisano o 20:41 ----------

Cytat:
Napisane przez AgeleSS Pokaż wiadomość
LOL ;d Nie jestem złośliwa - broń Boże. Pytam po prostu - Wam się poważnie chce przepisywać aż tyle? ;o ;p




Skarbie nie nauczyłaś się jeszcze, że dla mnie, Saga to cały świat.. pomijam fakt, że czytam ją po raz 4 z rzędu, ale to naprawdę nie jest męczące ani nic....
__________________
-Znowu to robisz.
-Co takiego?
-Mącisz mi w głowie.


Maaarcia jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Stary 2009-07-13, 19:48   #30
Liquidgold
Użytkownik ma kliknąć w link aktywujący (mail)
 
Zarejestrowany: 2009-06
Wiadomości: 216
Dot.: `.Twilight again .!- chronione przez Blond Psychopatke.!.´

''-Pragnąłem, żebyś zapomniała o tym feralnym pierwszym dniu, starałem się, więc rozmawiać z tobą jak z każdą inną osobą. Poniekąd nie mogłem się już tych pogawędek doczekać, mając nadzieję, że uda mi się wreszcie odczytać twoje myśli. Ale okazało się, że nie jesteś taka jak wszyscy inni... Byłem zafascynowany. A od czasu do czasu ruchem dłoni lub włosów nieświadomie przyspieszałaś cyrkulację powietrza i twój zapach znów mnie oszałamiał...
-A potem ten wypadek na szkolnym parkingu. Później wymyśliłem świetną wymówkę, dlaczego zareagowałem tak, a nie ina*czej. Gdyby na moich oczach polała się krew, nie potrafiłbym się opanować i pokazał swoją prawdziwą twarz. Tyle, że wpadłem na to dopiero po fakcie. W tamtej chwili przez głowę przemknęło mi jedynie: „Błagam, tylko nie ona”.''


''- A w szpitalu?
Edward spojrzał mi prosto w oczy.
- Czułem do siebie wstręt. Jak mogłem narazić swoją rodzinę na tak wielkie niebezpieczeństwo? Mój los, nasz los był w twoich rękach. Właśnie twoich! Co za ironia. Jakby tego mi było trzeba - kolejnego motywu, by chcieć cię zabić. - Tu wzdrygnęliśmy się oboje.
- Przyniosło to jednak przeciwny efekt - ciągnął Edward. - Rosalie, Emmett i Jasper zasugerowali, że oto nadeszła pora…
Nigdy nie kłóciliśmy się tak zajadle. Carlisle stanął po mojej stronie, podobnie Alice. - Nie wiedzieć czemu, skrzywił się, wymawiając jej imię. - Esme oświadczyła z kolei, że mam zrobić wszystko, co w mojej mocy, by móc zostać w Forks. - Pokręcił głową z pobłażliwym wyrazem twarzy.
- Cały następny dzień spędziłem, podsłuchując myśli twoich rozmówców. Byłem zaszokowany, że dotrzymywałaś słowa. Nie mogłem pojąć, co tobą kieruje. Wiedziałem jedno - że nie powinienem kontynuować tej znajomości. O ile było to możliwe, trzymałem się, zatem od ciebie z daleka. Tylko ten twój zapach, na twojej skórze, w oddechu, we włosach... Wciąż działał na mnie tak samo silnie co pierwszego dnia.
Nasze spojrzenia znów się spotkały i w oczach Edwarda do*strzegłam zaskakująco dużo czułości.''


''-Isabello - wymówił starannie moje imię, wolną dłonią mierz*wiąc mi pieszczotliwie włosy. Gest ten był tak swobodny, że prze*szył mnie dreszcz. - Bello, nie potrafiłbym żyć z myślą, że pomo*głem ci zejść z tego świata. Nawet nie wiesz, jak mnie ta wizja prześladuje. - Spuścił oczy ze wstydem. - Twoje ciało, blade, zimne, nieruchome... Już nigdy miałbym nie zobaczyć twoich ru*mieńców i tego błysku intuicji w oczach, gdy domyślasz się prawdy…Nie, tego bym nie zniósł. - Spojrzał na mnie z twarzą wy*krzywioną bólem. - Jesteś teraz dla mnie najważniejsza. Jesteś najważniejszą rzeczą w całym moim życiu.
Od słów Edwarda zakręciło mi się w głowie. Nie spodziewałam się że ta rozmowa przybierze taki obrót. Oto jeszcze przed chwilą wysłuchiwałam wesołych historyjek o tym, kiedy to mogłam zginąć, a tu nagle taka deklaracja uczuć. Czekał na jakąś reakcję z mojej strony i choć wpatrywałam się w nasze dłonie, czułam, że mnie obserwuje.
- Wiadomo ci już oczywiście, co ja czuję - powiedziałam - Siedzę teraz tu z tobą, co oznacza, że wolałabym umrzeć niż trzymać się od ciebie z daleka. - Skrzywiłam się. - Co za idiotka ze mnie.
- Bez wątpienia - zgodził się parskając śmiechem.''


''-A to dopiero - mruknął Edward. - Lew zakochał się w jagnięciu. - Spuściłam wzrok, drżąc z ekscytacji na dźwięk tego najcudowniejszego ze słów.
-Biedne, głupie jagnię - westchnęłam.
-Chory na umyśle lew masochista. - Przez dłuższą chwile wpatrywał się w ciemną ścianę lasu i zaczęłam się zastanawiać, o czym rozmyśla.''


''-Powiedz mi, proszę, dlaczego wtedy ode mnie odskoczyłeś? Spochmurniał.
-Dobrze wiesz, dlaczego.
- Nie, nie. Chodzi mi o to, co dokładnie zrobiłam nie tak. Bę*dę musiała odtąd mieć się na baczności, więc lepiej, żebym na*uczyła się, czego unikać. To, na przykład - pogłaskałam go po rę*ce - jakoś ci nie przeszkadza.
Rozpogodził się.
-To nie była twoja wina, Bello, tylko wyłącznie moja.
-Ale, mimo wszystko, mogę ci przecież jakoś pomóc, ułatwić życie.
-Cóż... - Zamyślił się na chwilę. - To, dlatego, że byłaś tak bli*sko. Większość ludzi instynktownie nas unika, nasza odmienności odrzuca. Nie spodziewałem się, że się do mnie przysuniesz. I ten zapach bijący od twojej szyi... - Zamilkł, niepewny, jak to przyjmę.
- Nie ma sprawy - rzuciłam swobodnie, chcąc rozładować atmosferę. Podciągnęłam koszulkę pod brodę. - Zakaz eksponowania szyi.''


''- Tak słodko się rumienisz - zamruczał, oswobadzając delikatnie swoją drugą rękę, po czym pogłaskawszy mnie wpierw po policzku, ujął moją twarz w dłonie.
- Nie ruszaj się - poprosił szeptem, jakbym nie była już jak sparaliżowana.
Powoli, cały czas patrząc mi prosto w oczy, pochylił się do przodu.Przez chwilę opierał się lodowatym policzkiem o wgłębienie pod moim gardłem, a ja, wsłuchana w jego wyrównany oddech, obser*wowałam iskierki słonecznego światła igrające w bujnej, miedzianej czuprynie. Najbardziej ludzkie były w nim właśnie te włosy.
Dłonie Edwarda zaczęły ześlizgiwać się niespiesznie ku mojej szyi. Zadrżałam. Wstrzymał na moment oddech, ale jego dłonie nie przerwały swojej wędrówki i spoczęły na moich ramionach. Wreszcie musnąwszy nosem obojczyk, oparł głowę na mojej piersi. Słuchał, jak bije mi serce. Westchnął. Nie wiem, jak długo siedzieliśmy tak nieruchomo. Być może było to kilka godzin. Tętno w końcu mi się uspokoiło, ale Edward ani razu się nie odezwał, ani nie zmienił pozycji. Byłam świadoma tego, że w każdej chwili może z nadmiaru wrażeń stracić nad sobą kontrolę, a wtedy przypłacę chwile szczęścia życiem. Być może zadziałałby tak szybko, że nawet bym nie zauważyła... Mimo wszystko nadal nie odczuwałam strachu. Potrafiłam myśleć tylko o tym, że Edward mnie dotyka.
Gdy wypuścił mnie z objęć, nie miałam jeszcze dosyć.''


''-Następnym razem nie będzie już to takie trudne - oświadczył z satysfakcją w głosie.
-Bardzo musiałeś ze sobą walczyć?
-Myślałem, że będzie gorzej. A jak ty się czułaś?
-Nie było źle. To znaczy, mnie nie było źle. Uśmiechnął się, słysząc to sprostowanie.
-Wiesz, co mam na myśli. Teraz ja się uśmiechnęłam.
- Zobacz. - Chwycił moją dłoń i przyłożył sobie do policzka.''


''Trudno mi jednak było skoncentrować się na temperaturze, bo właśnie po raz pierwszy dotykałam jego twarzy. Było to coś, o czym marzyłam, odkąd go poznałam.
- Nie ruszaj się - szepnęłam.
Edward umiał znieruchomieć jak nikt inny. W okamgnieniu zmienił się w marmurowy posąg.
Starałam się obchodzić z nim jeszcze ostrożniej niż on ze mną. Pogładziłam go po policzku, przejechałam opuszkiem palca po po*wiece, po sinych cieniach pod jego oczami. Zbadałam kształt ideal*nie zbudowanego nosa, a potem ust. Wargi Edwarda rozwarły się pod moim dotykiem i poczułam na skórze dłoni jego zimny oddech. Zapragnęłam przysunąć się bliżej, aby napawać się jego słodką wonią, więc opuściwszy rękę, cofnęłam się, żeby nie kusić losu.''


''- Żałuję - powiedział Edward cicho - żałuję, że nie możesz poczuć tego, co ja czuję. Tej złożoności targających mną emocji, tego zamętu, jaki mam w głowie.
Powolnym ruchem odgarnął mi włosy z twarzy.
- Opowiedz mi o tym.
- Raczej nie potrafię. Mówiłem ci już, z jednej strony jest głód, pragnienie. Pożądam twojej krwi. To takie żałosne. Sądzę, że to akurat jesteś w stanie zrozumieć, przynajmniej do pewnego stopnia. Byłoby ci łatwiej - uśmiechnął się nieco zjadliwie - gdybyś była narkomanką czy kimś takim. Ale to nie wszystko. - Dotknął palcami moich warg i znów przeszedł mnie drzesz. - Do tego dochodzą jeszcze inne pragnienia. Pragnienia, których nie znam i których nie rozumiem.
- Cóż, istnieje możliwość, że wiem, o co ci chodzi, lepiej, niż ci się to wydaje.
-Nie jestem przyzwyczajony do ludzkich odruchów. Często się tak czujesz?
-Jak teraz przy tobie? - Przełknęłam ślinę. - Nie. To pierw*szy raz.
Ujął moje dłonie. Wydały mi się takie kruche w jego silnym uścisku.
- Nie wiem, jak mam się zachowywać, gdy jestem tak blisko ciebie - przyznał. - Nie wiem, czy potrafię być tak blisko.
Dając mu znać oczami, co zamierzam uczynić, pochyliłam się ostrożnie do przodu i oparłam policzkiem o jego nagi tors. Mil*czał, słychać było tylko jego oddech.
- Tyle wystarczy - szepnęłam, zamykając oczy.
Bardzo ludzkim gestem przycisnął mnie mocniej do siebie, wtulając jednocześnie twarz w moje włosy.
-Dobrze ci idzie - zauważyłam.
-Kryje się we mnie wiele człowieczych instynktów. Są scho*wane głęboko, ale gdzieś tam są.
Zastygliśmy tak znów na dłuższą chwilę. Chciałam, żeby to trwało wiecznie, i zastanawiałam się, czy i on myśli podobnie. ''
Liquidgold jest offline Zgłoś do moderatora   Odpowiedz cytując
Odpowiedz

Nowe wątki na forum Wizażowe wyliczanki


Ten wątek obecnie przeglądają: 1 (0 użytkowników i 1 gości)
 

Zasady wysyłania wiadomości
Nie możesz zakładać nowych wątków
Nie możesz pisać odpowiedzi
Nie możesz dodawać zdjęć i plików
Nie możesz edytować swoich postów

BB code is Włączono
Emotikonki: Włączono
Kod [IMG]: Wyłączono
Kod HTML: Wyłączono

Gorące linki


Data ostatniego posta: 2014-01-01 00:00:00


Strefa czasowa to GMT +1. Teraz jest 03:24.