Origins, Make a Difference Plus +, Rejuvenating Treatment (Krem nawilżający o żelowej konsystencji)

To jest takie 3.8, na pograniczu z 4. Niestety nie ma takiej opcji w ocenach wiec zanizylam do 3 (glownie z uwagi na wielkie rozczarowanie spowodowane testami na zwierzetach). Krem kupilam w salonie origins. Potrzebowalam mocnego nawilzania do skory suchej i wrazliwej. Nie sadze bym po niego wrocila. Bylam dostatecznie zadowolona ALE oczekiwalam czegos wiecej, zwlaszcza przy tak wysokiej cenie. Niestety kosmetyki origins nie naleza do najtanszych. Nie mam pewnosci, czy za nie nie przeplacamy. fakt, ze krem dosc fajnie nawilza, ale posiada przy tym sporo wad..

Na wstępie zaznaczę, że miałam tylko dwie próbki - starczyły łącznie na 4 dni. Byłam niezadowolona. Dla mnie ten krem długo się wchłaniał, uczucie lepkości skóry trwało i trwało, co nie pozwalało na błyskawiczne zrobienie makijażu. Czułam, że się "lepię". Jeśli chodzi o zapach to przyjemny- dla mnie cytrynowy, świeży. Krem jednak nie spełnił oczekiwań. Nie ma czasu rano na długie czekanie, aż się wchłonie. O cenie nie wspomnę.

Rewelacyjny!

Krem otrzymałam w akcji rabatowej jednego z magazynów, zupełnie w prezencie za zrobione zakupy. Fajnie, lubię kremy, a w ciemno bym się na zakup nie zdecydowała. Zwłaszcza, ze miałam kilka miniatur z origins i szczerze powiedziawszy, żadna nie przekonała mnie do ponownego zakupu czy spróbowania czegoś innego tej marki...

Zapakowany w kartonik, jak dla mnie z papieru z recyklingu, takiego dziwnego w dotyku, na którym znajdziemy najważniejsze informacje dla kogo skierowany jest produkt, oraz skład itp. W środku skrywa się półprzezroczysty plastikowy słoiczek w kolorze butelkowej zieleni z białą zakrętką. Dosyć ciężki, ale bardzo porządnie wykonany, imitujący szkło. Bez problemu przetrwał kilka upadków z wysokości ;) Na półce bardzo przyjemnie się prezentuje.

Kojarzycie napój Costa lub Caprio o smaku czerwonej pomarańczy? Tak, to dobrze, bo własnie poznaliście zapach tego kremu :) Już podczas pierwszego użycia wiedziałam, że to jest to! Zapach jest mocny, wyczuwalny, ale nie męczący. Dosyć szybko przestaje być wyczuwalny, ale sprawia, ze aplikacja jest przyjemna. Mi się bardzo podoba!

Konsystencja jest bardzo lekka, aż miałam opory czy sobie poradzi z nawilżeniem. Jest biały, ale nie bieli. Z łatwością rozprowadza się po twarzy, nawet przy minimalnie zastosowanej ilości. Nie wiem czy zostawia warstwę po użyciu, gdyż ja od razu po zastosowaniu idę spać ;)

Mam cerę mieszaną w kierunku suchej i zazwyczaj jest tak, że jak wybiorę krem matujący to mam suche placki na policzkach, a jak nawilżający to moja strefa T jest wiecznie przetłuszczona. Obecnie, po skończeniu kremu, którego używałam przez ostatnie 4 miesiące mogę śmiało stwierdzić, ze podziałał cuda! Nie miałam w trakcie jego używania problemów ani z przetłuszczającą się strefą T, ani z suchymi plackami. Nie zapchał, nie uczulił, nie wywoływał krost czy zaczerwienień. Bardzo dobrze nawilżał, ale nie przetłuszczał, do tego przynosił ukojenie po źle działających na mnie maseczkach.

Czy kupię ponownie? Tak, a właściwie już się zaopatrzyłam na ostatnich dniach VIP ;) Po zniżce kosztuje 148zł, wystarcza na 4 miesiące, więc biorąc to pod uwagę cena już nie wydaje się taka straszna, a krem jest rewelacyjny i z czystym sumieniem polecam cerom mieszanym :)

Zacznę od tego, że uwiodło mnie opakowanie, więc zdecydowałam się go kupić, ale już pierwsze użycia przyniosły rozczarowanie. Zacznijmy od zapachu - otóż dla mnie kosmetyki origins śmierdzą i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ten krem również śmierdział, więc już pierwsza nieprzyjemność ze stosowania.
Konsystencja jest biała i całkiem nieźle rozprowadza się na twarzy, niestety potem jest już tylko gorzej. Krem wcale się nie wchłania, a do tego pozostawia tłustą warstwę na twarzy, co jest dla mnie dziwne, ponieważ mam skórę mieszaną w stronę suchej.
Co do nawilżania to cośtam nawilża, ale niezbyt mocno, nie zauważyłam żadnych innych cudotwórczych właściwości, jakie obiecuje producent. Po jakichś 3 tygodniach jednak ze względu na ten obrzydliwy smród i tłustą warstwę na twarzy miałam dość używania go i postanowiłam, że resztę sobie zużyję do smarowania nóg, co by tak nie wyrzucać drogiego kremu do kosza. Posmarowałam nogi i myślałam, że nos mi zwiędnie, ten zapach mnie po prostu odrzuca. Na nogi więc też nie mogłam używać. Podsumowując - cuchnie, nie działa i się nie wchłania, także ja nie polecam.

Zapach, żelowa konsystencja i efekt nawilżenia - dla mnie wszystko na 5! :) Mógłby być troszkę tańszy... Nie wspomnę o składniach, które nie są naszpikowane czystą chemią. Z wersją bogatszą na noc tworzą idealną parę.

Najlżejszy krem nawilżający!

Jedna z trzech konsystencji na dzień (żelowy treatment, kremowy moisturizer i gęsty ultra-rich). Przy mojej skórze skłonnej do zapychania, jednocześnie odwodnionej i wrażliwej sprawdził się idealnie.
Bardzo szybko się wchłania, błyskawicznie nawadnia naskórek, rozświetla i łagodzi podrażnienia.
Jeden słoiczek starcza ze spokojem na trzy miesiące (smaruje jeszcze szyję i dekolt).
Mój ideał pielęgnacyjny :-)