Givenchy, Sari Glow, Iridescent Blush (Róż do policzków)

Róż kupiłam pod wpływem impulsu - w Sephorze była wyprzedaż. Wybrałam odcień ceglastej pomarańczy - tak, ceglasty. Jeśli ktoś się spodziewa brzoskwinki, to nie jest to dobry wybór, w tym różu nie ma ani grama różowości, jest to po prostu lśniąca cegiełka.

Róż jest bardzo mocno napigmentowany, ale daje się go łatwo nałożyć, nie tworzy na twarzy clownich ciapek, daje się cieniować.
Jest mega trwały - po całym ciepłym dniu, kiedy podkładu na mojej twarzy było już jakby nieco mniej, róż wciąż trwał nienaruszony tak jak go nałożyłam rano.
Zawiera złociste drobinki, ale jest ich mało i na twarzy są zupełnie niewidoczne, nie ma obaw że uzyska się sylwestrowy look.
Zarówno ten pomarańczowy, jak i różowy róż są bardzo intensywnie napigmentowane, nadają się więc dla osób, które mają już jakieś doświadczenie w makijażu i lubią eksperymentować bądź nie obawiają się intensywnego makijażu.

Pomarańczowy róż w naszej strefie klimatycznej będzie moim zdaniem pasował nie komuś z ciemną karnacją, jak sugeruje producent, ale raczej bladolicej dziewczynie, o chłodnym odcieniu skóry - do tego smoky eyes, usta nude i efekt jest powalający!

Co do opakowania - jak to u Givenchy śliczne. Małe, więc i lusterko w środku małe, raczej nie do wykonania makijażu, a do sprawdzenia, czy wszystko z nim ok w ciągu dnia. Solidne zawiaski, nic się nie powinno popsuć. Pędzelek mało przydatny, trochę za miękki, lepiej nakładać dużym ściętym, to pozwala lepiej wycieniować, niż tym maleństwem dołożonym w kasetce.

Zaznaczyłam, że nie wiem, czy kupię ponownie, ponieważ mam w toaletce całe mnóstwo róży i właściwie nigdy nie zużywam ich do końca - nie ma kiedy. Ale gdyby wpadła mi w ręce w korzystnej cenie wersja różowa - chyba bym się skusiła.

Używam tego produktu od: prawie roku

Ilość całych opakowań: jedno w trakcie