Angel Schlesser, Oriental Edition II EDT

Taką konfiturową różę że grali ją już nie raz i nie dziesięć razy także Oriental II to nie jest nic mega oryginalnego czego nie doświadczyłabym nigdzie indziej co nie zmienia faktu, że jest to świetnie skonstruowane pachnidło właśnie dla niepoprawnych amatorów słodkiej róży. Co dziwne ja tu wyraźnie odnotowuję obecność oudu, którego nie ma w składzie. On jest delikatny, trzyma się z tyłu, ale jest od początku do końca. A róża? Jest z jednej strony zbuntowana i bezczelna, a z drugiej potrafi się ładnie uśmiechnąć i nawet dać buziaka, nie focha się cały czas i daleko jej do wulgarności. Jest bordowa i słodka jak babcina konfitura, ale nie zasłodzona, bo temperuje ją właśnie ten dodatek niby niewidzialnego oudu. Dalej nie ma już nic, bo ten zapach na mnie kompletnie nie ewoluuje aczkolwiek nie przeszkadza mi to. Ta dżemowa róża z oudem to zgrany duet szkoda tylko, że jak na złość całość jest na mnie strasznie bliskoskórna i znika za szybko.

ASOE II to w mojej opinii zapach z kategorii "obrzydliwych, a jednocześnie pięknych", czyli taki, który odrzuca, paradoksalnie intryguje i się podoba. Jest trudny, niezaprzeczalnie mroczny i z pewnością nie każdemu przypadnie od razu do gustu.
Powtórzę za innymi: główną nutą jest róża. To róża o mocno nasyconym kolorze, tylko w połowie ukazująca swoje płatki, róża z ostrymi jak brzytwa kolcami...róża majestatyczna, tajemnicza, trująca, o odurzającym, gęstym, wytrawnym zapachu. Jest w towarzystwie krągłych pralinek, które swoją słodyczą przełamują delikatnie jej aromat. Praliny te są drogie, z najlepszej pod słońcem czekolady, wyrabiane długo i z największą precyzją. W tle migoczą inne składniki, ale nie wybijają się za mocno. Całość - gorzko - słodki, aromatyczny wywar - uderza w nozdrza, osiada wygodnie na skórze i spowija nas oszałamiającą mgiełką. A ta odurza wszystkich - zarówno nosicielkę, jak i jej towarzyszy. Na pewno wielu będzie odrzucać przeokrutnie, bowiem róża przekracza tutaj wszelkie granice, stanowczo i bezceremonialnie je zaciera wyznaczając przy tym nowe. Jest po prostu potężna. Trzeba ją naprawdę kochać, aby OE II polubić, a przede wszystkim zrozumieć.
I to właśnie fanom róży gorąco ten zapach polecam.


Trwałość na mnie ok. pięciogodzinna. Projekcja zabójcza.

Używam tego produktu od: Dłużej niż 3 miesiące
Ilość zużytych opakowań: Mniej niż 1

Trudno by o tym zapachu napisać coś nowego, czego by nie było w poprzednich recenzjach.

W posiadanie odlewki weszłam zupełnie przypadkiem, przyznam, że nie zainteresowałabym się tym zapachem. A warto! Zdecydowanie warto chociażby poznać.

Oriental Edition II to róża. Róża lekko konfiturowa, słodka ale nie plastikowo-cukrowa. Jak pralinki to tylko z dobrej, gorzkiej czekolady. Całość doprawiona paczulą i czymś lekko dymnym. Wszystko razem daje wrażenie lekko wilgotnej słodyczy.

Wspaniale nosi się w szare i mgliste listopadowe dni w towarzystwie miękkich, ciepłych tkanin.

Trwałość bardzo dobra - ok 8 godzinna, projekcja też przyzwoita.

Używam tego produktu od: kilka razy
Ilość zużytych opakowań: odlewka

Kupiłam w ciemno pod wpływem skrajnych opinii, a takie lubię najbardziej.
Zapach mieści się w czarnej, pod światło przeźroczystej, kwadratowej butelce z plastikowym korkiem [lepszy byłby drewniany]. Cena za 100ml-115zł w perfumerii internetowej.
Błam się tego oudu [choc go tutaj brak, ale wyczuwalny], ale niepotrzebnie. Zapach rozpoczyna się gęstą różą na paczulowym tle. Oud gdzieś przemyka, ale nie jest męczący. Potem wkraczają pralinki i jest pięknie. Taka czekoladka z nadzieniem różanym. Dla mnie trochę też dymna. Otoczenie jest zachwycone. Pół gwiazdki odejmuję za wątpliwą [NA RAZIE] trwałosc, bowiem ja przestaję czuc szybko, ale otoczenie czuje, dlatego muszę od niego odpoczywac, bo szybko się przyzwyczajam. Pod tym względem jeszcze im się przyglądam. Jak ktoś szuka mroczej róży-to są dla niego. Nietuzinkowe, eleganckie. Polecam :)
Edycja: dodaję te pół gwiazdki, nos się przyzwyczaja, a zapach trwa i czuje go otoczenie; kocham ten zapach! czasem przed snem psikam za uchem i się rozkoszuję; moje KWC!

Używam tego produktu od: tygodnia
Ilość zużytych opakowań: zaczęte 100ml

Jestem zakochana od pierwszego niucha :)
To piękny orientalny ciężki otulacz, w sam raz na zimę.
W mojej ocenie linearny, z dobrą projekcja, trwaly.
Czuję różę, oud (nie ma w składzie) i coś zawiesisto-oleistego, czego nie potrafię rozłożyć na czynniki pierwsze. Żadnej piwnicznej paczuli, żadnego niepokojącego ciemnego klimatu (o którym często można przeczytać w recenzjach) po prostu piękny orient, z mocną różą, ale pięknie połączona w unikalną mieszankę.
Mój KWC!

Używam tego produktu od: 2 mcy
Ilość zużytych opakowań: W trakcie pierwszej 1 setki

Zapach- siostra Rose Anonyme, dla mnie róża mistrzowska, idealna . Oczarował mnie od pierwszego spotkania swoją kompozycją i rewelacyjną trwałością jak na EDT.Róża odurza, przyprawy czarują a wszystko pobrzmiewa orientem i oudem. Jeden z piękniejszych różanych zapachów, z którym może równać sie tylko Rose Anonyme, mimo róży bardzo nowoczesny , zapach z bardzo dobrą projekcją, polecam!!!

Używam tego produktu od: 3 m-cy
Ilość zużytych opakowań: 50 ml

Róża mocna, odrobinę słodka, odrobinę kwaskowata, wieczorna i zamglona - o rozmytych krawędziach, a może po prostu nie do końca wyrazista przez to, że otulona grubą warstwą czegoś zawiesistego, gęstego, jak miękka tkanina, gdzieniegdzie jednak drapiąca delikatnie jakąś przyprawą (?) W przeciwieństwie do Sa Majeste la Rose Lutensa, nie jest dzienna, jasna, a przede wszystkim nie jest naturalistycznie różana. Jest za to odrobinę niepokojąca, ale tylko na tyle, by nadal wzbudzać tą odrobiną kontrolowanego mroku pozytywne uczucia u szerokich mas odbiorców.

Zapach wyróżnia się na tle dzisiejszych nowości, jednak mnie nie porwał. Odbieram go jako takiego grubymi nićmi szytego, pozbawionego jakiejś finezji, a może po prostu duszy - pomimo, że głęboki i mocny, może nawet odurzający. Nie znam się na oudach, nie wiem, czy lepszy, czy gorszy od innych, wiem tylko, że wolę subtelne, bardziej migocące, świetliste różyczki.

Widziałabym tego Angela ubieranego na jakieś imprezy, luźne spotkania. Nie jest dla mnie ani "pracowy" ani elegancko-wyjściowy.

Używam tego produktu od: miesiąca
Ilość zużytych opakowań: odlewka

Trochę się ociągałam z tą recenzją. Dlaczego?

Kupiłam w ciemno i pod wpływem impulsu.. Pierwsze wrażenie - róża. Jeny, za dużo róży, chyba się uduszę!

Teraz z każdą chwilą odkrywam coś innego.. róża, kadzidło, przepiękna pralinkowa wanilia i paczula.. Na początku w tym zatęchłym, piwnicznym wydaniu, które wielbę, później się ociepla.. ale ociepla do tego dobrego nie_ulepowego wcielenia.
Pomiędzy tym coś metalicznego, kojarzącego mi się ze starym szpitalem, stalowymi narzędziami i zimną posadzką.. Prawie słyszę skrzypienie łóżek szpitalnych - kolejna odsłona która mnie niezwykle urzeka.

No nie! Jak na początku bałam się tych perfum i po cichu lekko żałowałam, że je kupiłam tak teraz wiem, że nie oddałabym ich za nic.

Trwałość - na mnie świetna - ponad 8 godzin. Do tej pory po racy czuję na włosach waniliowe cukierki. :)

Uwielbiam!