U mnie stagnacja chwilowa, z nowosci : zabladzilam na zakupach, nie wiem skad, a zwlaszcza i za po co przynioslam te wszystkie paczki. Kto mi na to dal tez nie wiem, bo debetowac bym nie smiala.
Aktualnie przygladam sie malzonkowi memu podejrzliwie zgola ( ten sam, ale nico inny, co nie znaczy ze lepszy ). Przeczucie mnie mierzi, albo mnie zostawi albo planuje samobojstwo-niespodzianke. Z dwojga zlego nie wiem co lepsze, musze sprawdzic polisy.
Rano przegladal stare zdjecia i mowi:
- Ten tu, ten kolega, z nim mi sie najlepiej spalo.
Nie powiem, dalo mi to do myslenia, zakupy jednak przytlumily kielkujacy sie niepokoj.
Pozniej pokazal srubokrecik ( ten maaaaly

) i mowi:
- Tu, matole, tu go klade, jakbym przypadkiem umarl to sama sobie srubki musisz dokrecic.
Matole, to u nas w stadle piszczotliwe slowo, prosze sie nie obruszczac, rozne sa wyrazy milosci i roznorako artykulowane w przepelnionych miloscia stadlach.
Ide, wrocil, musze obserowac
