Raczkowanie
Zarejestrowany: 2008-08
Lokalizacja: Poznań
Wiadomości: 249
|
Jak odnaleźc się we własnym życiu,ktore runęło z dnia na dzien?
Może nie powinnam pisac,ale w tym momencie muszę coś ze sobą zrobić,żeby nie zwariować..żeby nie myśleć o NIM..
Znam go od zawsze,mieszkamy w małym miasteczku..od drugiej klasy gimnazjum coś się zaczęło z jego strony,mam tu na myśli zaczął się mną interesować,próbował coś zrobić, żebym zwrócila na niego uwagę,ale ja mając 15lat nie myślałam o tym, żeby miec chlopaka..moze dziwne,ale nie czułam takiej potrzeby,rok później znowu zaczął się koło mnie kręcić,ja nadal pozostawałam obojętna.. gdy rok później będąc juź w liceum odewał się do mnie stwierdziłam a co mi szkodzi... pójdę znim na spacer..przeżywałam to strasznie..mój pierwszy spacer,nie wiedziałam co z tego wyniknie..Spotkaliśmy się,było bardzo miło, spotykaliśmy się przez jakiś tydzień na takim neutralnym koleżeńskim gruncie, niczego mu nie obiecywałam,ale jakoś to samo wyszło,pokochałam go jak szalona... Trzy lata temu w maju..czułam motylki w brzuchu i nie mogłam się doczekać kiedy go zobaczę. Przez trzy lata był codziennie u mnie(w mairę możliwości oczywisci)..Czułam jak mnie kocha, to była niesamowita miłość..Były lepsze i gorsze momenty,ale zawsze potrafiliśmy się na siebie wkurzać moze jeden dzień,a póżńiej przychodził i mówił: "niunia ot nie ma sensu, przeciez ja Cię tak kocham.." Ufałam mu, bo co to za związek bez zaufania..on jest człowiekiem bardzo zaradnym, pracuję,uczy się i oprócz tego w weekendy prowadzi imprezy..Kiedyś tam znalazłąm jakieś smsy od jakiejś dziewczyny.. zapytałam go,kto to,powiedział,ze nikt ważny,że ona jestw Anglii.. pokłóciłam się z nim wtedy bardzo..ale on mnie błagał, żebym dała mu szansę,przecież on tak mnie kocha..to miało miejsce w sierpniu poprzedniego roku..No i co miałam zrobić? przez jakies smsy,niby nic w nich takiego nie było,ale miałam złe przeczucie.. Wszytsko było w porządku,od października zaczęłam studia w dużym mieście,co prawda to tylko 85km,a do tego tak świetnie się złożyło,że zajecia maiałam rozłożone na trzy dni. Jechałam w niedzielę na wieczór, w środę wracałam. Zawsze się cieszył jak wariat, że wracam,dzwonił,pisał, podtrzymywał na duchu. Istna sielanka..Zaczęła się sesja,28 stycznia pojechałam na egzamin była to środa, miałam jeszcze kolkwium z matematyki w poniedziałek, tak więc postanowiłam zostać pierwszy raz na weekend tam,żeby sie dobrze przygotować, wponiedziałek miałam wracac na wieczór do domu. W sobotę i niedzielę dzwonił normalnie,było tak jak zawsze..w poniedziałek nie odzywał się praktycznie wcale..nie odpisywał na na moje smsy, zadzwoniłam do niego zpociągu, był jakis dziwny,ale tylko go opierniczyłam, że się nie odzywał.. Kiedy następnego dnia sytuacja się powtórzyła, napisałam mu z samego rana: Kochanie dlaczego się nie odzywasz? a on: musze pobyc troche sam,odpocząć,przemyślec to wszystko,przepraszam..a ja ale co sie stało chyba mi możesz powiedziec? kolejny sms: nie chce Cie krzywdzic,musze pobyć sam..Zadzwoniłam do niego,poprosilam,zeby wpadł po pracy,czekałam ale go nei było.. nie myśląc wcale,ubralam się i poszłam do niego. Siedział sam w pokoju,był jakiś dziwny,ja zaczęlam krzyczę,poprosil,zebym sie uspokoiła..Powiedział mi,że był na imprezie w niedziele na wieczor, był ottalnie pijany i pocałował kogoś,nawet nie wie kto to był..byłam w cięzkim szoku..ale trzymałam się dzielnie.. dostał w papę.. powiedział,ze musi to wszytsko sobie ułożyć w głowie...zapytałam co ze mna,byłam tak zla na to jego "ułożyc sobie w głowie", że nie potrafiłam być zła o sam fakt pocałunku. Odwiózł mnie do domu,powiedziałam, że chce,żeby sie od mnie odzywał i zeby wpadał chociaz na chwile,jechal jesczze do pracy..po pracy wpadl do mnie,rozmawilaismy, obiecal, że spróbuje to naprawić, że ,mnie kocha i jednoczesnie krzywdzi...
Powiedziłam,że mu pomoge, że tak się kochamy, że na pewno damy rade..następnego dnia mimo tego,że obiecał się odzywać nie zrobił tego, rozmawialiśmy przez telefon,powiedział,ze jednak potrzebuje troche samotnosci..
Zrozumiałam, mimo tego, ze cięzko było mi do niego się nie odzywać milczałam, płakałam, zadręczałam się, ale postanoiwłam to przeczekać..Wszyscy mi mówili,przecież on jest w Tobie taki zakochany,na pewno wróci,zobaczysz... wczoraj siedziałam i myślałam,nagle zadzwonił telefon,jego mama... zapytała co on Ci zroibił?dlaczego nie przychodizsz od nas? a slyszlam jak on na nią krzyczał,zeby sie nie wtracala i krzyknał, zebym nic nie mowila. Powiedzilałam, żeby sam jej to wytlumaczyl... Nagle zadzwonił on.Powiedzial,ze mama się we wszytsko wtrąca, powiedział mi, że wrócił ktos z anglii i coś jest z nim nie tak,że nei wie co czuje..a co ze mna???powiedział,żebym spróbowała zapomnieć, ja nie myśląc ani chwili, powiedzialam mu to kup sobie wieniec,moze Ci się przyda,zegnaj..wyłaczyłam telefon..Wiem, że ten tekst był płytki i prymitywny,ale On kiedys powiedzial mi tak samo..Więc oko za oko...
Wyszłam z domu i poszłam tam gdzie zabrał mnie na pierwszy spacer..szłam i płakałam z żalu,rozgoryczneia,ze wszytskiego..z tego jak mój swiat runąl z dnia na dzień.. właczyłm na chwilę telefon,wiedziałam,ze mnie szuka..ale wylaczyłam go znowu..Nagle zajechał mi drogę.. wsyaidł z samochodu i powiedział, ze prawie umarł,że szukałmnie wszędzie..trzeslam się strasznie,on mnie mocno objął i powiedział,ze wwzytsko bedzie dobrze..uwierzyłam mu.. zapytał co on ma zrobić, jesli jest taki zagubiony i nie wie co czuje.. ja mu wyrzuciłam wszytsko co mi leżało na sercu  pojechalismy do mnie..siedzielismy w mileczniu, powiedziłam mu, że nie iwem czy robie odbrze czy nie,ale musze to zrobic, pocałowałam go tak jak zawsze..on tez zaczał mnie calowac..bylismy razem chyba 4godizny..calowal i przytulał, powiedział,ze tak go ciągnie do mnie..pożegnaliśmy sie czule..dzisiaj mielismy spedzic romantyczny wieczor,napisalam mu,ze czekam naniego,a on,ze to przemyslal i nie moze mnie tak krzywdzic..zadzwonilam do niego, powiedzial,ze moze czas zmieni to wszystko,ze moze bedzie dobrze..ale teraz nie bedzie..chce,zebym sie do niego odzywala i zebysmy zyli w zgodzie, powiedzial: "Bedzie dobrze maleńka"...
i co ja mam myślec... co ja mam zrobic,chyba ni emusze pisac,ze go kocham, trzech lat nie da sie wymazac w ciagu tygodnia czy dwoch.. moja milosc jest tak ogromna,ze ja jestemw stanie zrobic wzytsko,zeby byl..bede chodizla chyba za nim tak jak on na poczatku za mna...chodizl trzy lata..i byl kolejne trzy.. a teraz co? adieu?zegnaj? nieeeeeee! na pewno tego tak nie zosatwie,bede walczyc o Niego jak lwica. Niektóre z was pewnie pomysla,ze postradałam zmysły,ale nie, ja jestem wpełni świadoma..śwaidoma tego jak go kocham i śwaidoma tego,ze on tez nie mogl tego zapomniec, po tym wszytskim.. ja wiem, że kiedy jest blisko mnie to sam nie wie co czuje..tylko z daleka jest taki odważny..a ja zostałam sama..ale nie bede bezczynnie patrzec na to, jak rozpada się cos tak pieknego.. będę działac dopoki starczy mi sił..
|