Wlasnie przestalam rozmawiac z moim exem. Gadalam z nim ponad dwie godziny. W sumie to o wszystkim. Ale moze tak po kolei:
To ja sie pierwsza odezwalam. Niestety ja juz jestem od dawna na spalonej pozycji, wiec pomyslalam ze co tam sie moze takiego stac, no i napisalam. Na poczatku rozmawialismy troche sluzbowo, ja go zapytalam o mature, on mnie o szkole...Tak jakbysmy dopiero co sie poznali i byli ostrozni... A pozniej zapytalam sie go wprost: dlaczeo zaprosli mnie na te impreze. Odpisal ze poniekad z grzecznosci a poniekad z tego ze chce, ale boi sie ze atmosfera bedzie ciezka. Wiec postanowlam ze nie pojde. Stwierdzil ze sam nie wie jak by sie zachowal, w koncu od rozstania sie nie widzielismy.
I tak jakos temat sie zmienil. Zaczelismy rozmawiac o tym koncercie na ktorym byl w katowicach. Zapytalam sie czy chcialby utrzymywac ze mna jakie kolwiek stosunki czy po prostu definitywnie zerwac kontakt. Powiedzial ze chcialby wiedziec co tam u mnie slychac.
A pozniej wspomnial o liscie, ktory napisalam do tej mojej "przyjaciolki" w ktorym wyrzucilam wczystko to, co mi lezalo na serduchu. Rowniez to ze sie w niej zakochal... Definitywnie zaprzeczyl. Stwierdzil ze poszukuje dziury w calym. I chyba moge mu wierzyc.
Pozniej sie go zapytalam czy naprawde mnie nie kocha, i czy kiedykolwiek kochal. Powiedzial ze nie kocha mnie a czy kiedys kochal to nie wie...
Zapytalam po co w takim razie ze mna byl. Nie wie...

Przepraszal mnie, wiele razy mnie przepraszal ze tak sie stalo, ze mnie skrzywdzil. Nazywal siebie egoista i klamca. Zalowal.
Wyjasnil mi skad mial pewnosc ze mnie juz nie kocha i jak dlugo o tym wiedzial... (na 100% byl pewny dzien przed rozstaniem). Powiedzial ze wczesniej sie wahal i nie byl tego pewien, dlatego to tyle trwalo (nasz zwiazek).
Zaczal mi sie zalic ze nie potrafi pokochac, ze teraz drugi raz nie skrzywdzi tak innej kobiety, ze bedzie rozwazniejszy.
Pozniej zapytalam: "czy...chociaz raz pomyslales sobie o mnie od rozstania...ze bylo fajnie, i czy chociaz raz zateskniles...?" I jego odpowiedz:
"za toba nie, ale za ta stabilizacja tak".
Dostalam od niego na urodziny sexowna bielizne (byly 4 dni przed rozstaniem) i nie zdazylam jej wyprobowac. Wspomnialam o niej a on kazal mi ja wyrzucic.
A zapytany czy wogole wie ile bylismy razem odpowiedzial co do dnia, rowniez to ze wczoraj mielibysmy rocznice...
No i zaczelismy wspominac. To co sie wydarzylo przez ten caly czas. Wspolne chwile, czas spedzony razem. Robilismy to w taki sposob...jak dwoje doroslych ludzi po wielu latach, ktorzy maja juz swoje rodziny i wspominaja glupie, mlodziencze lata. Duzo buziek, usmiechow...
Zapytal sie, czy moge wymienic mu jego wady, by mogl nad nimi w przyszlosci pracowac. Nie umialam nic konkretnego wymienic, a to co powiedzialam to byly delikatne bledziki. Poprosilam go o to samo. Tu nie bylo juz tak milo.
"Czasem ranisz ludzi samym slowem i to doglebnie", "za duzo wymagasz od ludzi a za malo dajesz w zamian", "nie potrafisz pojsc na kompromis", "ludzi chcesz miec na wlasnosc"... oskarzenia jak na lawie przysieglych... Widac ze dal sie poniesc emocjom. Teraz boli jeszcze gorzej, ze wogole mogl tak pomyslec. Najwidoczniej jednak mnie nie zna. Moje lzy, jego dalsze "argumenty"...a mi coraz ciezej.
ex: "despotka..."
Pozniej mowilismy o roznicach ktore nas dziela oraz o rzeczach ktore nas lacza. Tych drugich bylo o wiele wiecej...
Ciekawilo mnie czy chociaz mu sie podobalam. Na szczecie chociaz tu odpowiedzial pozytywnie.
I nagle: "ide spac. narazie"
I co ja mam o tym myslec?! Dziewczyny to koniec ale taki definitywny, prawda?? Innej mozliwosci nie ma..
Przepraszam ze sie tak rozpisalam, ale potrzebowalam to gdzies umiescic. Jezeli doczytalyscie to jestescie wielkie
