| 
				
				
				Dot.: o braniu "leków na nerwy"
				
			 
 
			
			Bo to jest najprostsze wyjście. I najszybsze, bo przecież tempo obecnego życia mamy zabójcze. Zgodnie z tym, co przedstawiają reklamy, weźmiesz Deprim i już jest cacy, a na niebie tęcza.Myślę, że jesteśmy sami sobie winni, wartości i priorytety trochę się nam w życiu poprzestawiały. W głównej mierze stres wynika teraz z pogoni za pieniędzmi- bo mieszkanie, samochód na raty, bank się dobija o spłaty. Nie mamy czasu na cieszenie się drobnymi przyjemnościami.
 Kiedyś, przyznam się, dostałam od lekarki tabletki uspokajające, valdispert zdaje się, bo skarżyłam się na bóle w klatce piersiowej, zdenerwowanie, etc, i nie zauważyłam żadnej różnicy - czy je stosowałam, czy nie. I wtedy po prostu zaczęłam chodzić na spacer. Czasem wybrałam się do zoo, ogrodu botanicznego. Czasem, nie śmiejcie się ze mnie, poszłam zwyczajnie na zakupy. Potem zapisałam się na Tai-Chi. Trzy, cztery godziny w tygodniu i czułam, jak cały stres dosłownie ze mnie spływa. I jakoś samo przeszło.
 Prawda, nie miałam jakichś silnych zaburzeń, ot czasem po prostu coś mnie wytrącało z równowagi.
 I na Twoim miejscu, też bym kobiecie zasugerowała, że zanim walnie sobie prochy, spróbowała  metod bardziej "naturalnych", a nuż coś by z tego było. Nie byłoby rezultatu, to do psychologa i po leki.
 
				__________________ "Bynajmniej" nie znaczy "przynajmniej"  
 Bazarek na rzecz Azylu dla świń "Chrumkowo"
 
				 Edytowane przez Vilqa
 Czas edycji: 2009-05-29 o 16:16
 |