Do Krakowa dotarłam cała i zdrowa, ale pierwszy dzień cały miałam przeryczany

Począwszy od powitania TŻta (a raczej jego braku), przez to że powiedział mi, że jestem pieprznięta i nie było to w żartach. Na przystanek dotarliśmy osobno, bo po tych słowach odwróciłam się tyłkiem i poszłam inną drogą na przystanek, mimo że mnie wołał

Później się okazało, że będę mieszkać sama u jego babci, a nie że on będzie w pokoju obok tak jak mówiliśmy. Nie może ze mną mieszkać, więc nocujemy całkowicie osobno, a przy jego babci to i jakieś tulenie nie za bardzo wchodzi w grę. Chciało mi się z tego wszystkiego ryczeć

ciągnął mnie na obiad do siebie do domu, ale to było ostatnie na co miałam ochotę, bo bym siedziała i ryczała, chciałam iść nad zalew. No i poszłam, on poszedł na ten obiad, więc łaziłam sama.
Zadzwonił później do mnie, spytać gdzie jestem i czy mogłabym wrócić. Powiedziałam, że jestem nad zalewem i jak chce, to żeby sam do mnie przyszedł. No i przyszedł, pogadaliśmy (w sumie on pogadał

), wróciliśmy razem, odprowadził mnie do domu, on do swojego i tyle. Później przyszedł po mnie przed samą komunią.
Cały dzień nam się zszedł na tej imprezie rodzinnej jaka się odbyła po komunii (nie muszę chyba wspominać, że wynudziliśmy się jak mopsy?), wróciliśmy około 20 do domów, a o 21 ja już muszę być w łóżku. Więc chwilę razem posiedzieliśmy i znowu on do siebie, a ja do "swojego" łóżka

No i tyle. To to nawet randki nie są, bo zawsze tłum ludzi wokół nas (rodzinka).
Pozdrowienia z deszczowego Krakowa
