Przyszłam do was bo nie mam z kim porozmawiać. Bo wszyscy już patrzą na mnie z taką litością, że nawet boją się roześmiać przy mnie co mnie totalnie dobija... stan smutku wszędzie. Niedawno okazało się, że jestem w ciąży. W sumie nieplanowana, ale razem z Tż się ucieszyliśmy. Dalibyśmy sobie radę. Zaczęły się plany co do ślubu, Tż zajął się remontem mieszkania... naprawdę byłam szczęśliwa. 2 tygodnie temu zdarzyła się rzecz straszna... mój Tż dostał zawału serca (w ogóle jak to możliwe u człowieka w wieku 27 lat!!

) umarł. Lekarze mówią, że nie mogli go uratować... Czuje się taka samotna opuszczona rozbita... Nie mogę spać... staram się jeść, żeby dziudziuś był zdrowy... nie potrafię funkcjonować... Ciągle pamiętam nasze plany, ciągle wydaje mi się, że on zaraz przyjdzie, przytuli mnie... że będziemy się śmiać wybierając kolory farb, że powie do mnie skarbie jestem z Tobą jesteś bezpieczna... Boję się

Przyszłości... tego, że nasze dziecko nie będzie znało swojego taty, który tak się cieszył na myśl o nim

Boję się, że nigdy nie wyjdę z tego letargu

Boję się o swoje dzieciątko, że to co teraz przeżywam a nad czym nie potrafię zapanować mu zaszkodzi

Boję się i ciąglę żyję jakimiś wspomnieniami... wszędzie jest jakiś kawałek jego.. piosenka w radiu zdjęcie w pokoju, szalik, który od niego dostałam... ciąglę noszę na palcu pierścionek zaręczynowy

To tak boli

Nie wiem po co tutaj piszę chyba muszę to z siebie wyrzucić... Nie wiem czego oczekuję... Może ktoś przeżył coś podobnego

Może z czasem to już nie boli aż tak bardzo, że człowiek nie ma siły żyć... Ja muszę żyć dla naszego maleństwa... ale to takie trudne
