Wizaz.pl - Podgląd pojedynczej wiadomości - Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu
Podgląd pojedynczej wiadomości
Stary 2009-06-07, 19:30   #2972
ciurlikowa
Raczkowanie
 
Avatar ciurlikowa
 
Zarejestrowany: 2009-03
Lokalizacja: gdziekolwiek zechcę
Wiadomości: 424
Dot.: Wasze ulubione cytaty z sagi Zmierzchu

- Bello, śpisz jak zabita. Odkąd tu przyjechaliśmy nie powiedziałaś ani jednego słowa przez sen. Gdybyś nie chrapała, bałbym się, że zapadłaś w śpiączkę.

Chcesz, żebym Ci zaśpiewał? Będę śpiewał całą noc, jeśli to odciągnie te złe sny.

- To był tylko sen. - Nie wyzbyłam się szlochu, który załamywał mój głos. Bezsensowne łzy
przeszkadzały, ale nie miałam kontroli nad tą zdumiewającą rozpaczą, która mnie ogarnęła.
Tak bardzo chciałam, by sen był prawdziwy.
- Jest dobrze kochanie, nic Ci nie jest. Jestem tutaj. - Bujał mnie w przód i w tył, trochę za szybko by
mnie uspokoić. - Miałaś kolejny koszmar? To nie była prawda, to nie była prawda.
- To nie był koszmar. – Potrząsnęłam głową wycierając oczy. - To był dobry sen. - Głos znów mi się
załamał.
- Więc dlaczego płaczesz? - zapytał, zdezorientowany.
- Ponieważ się obudziłam – jęknęłam, oplatając rękami jego szyje.

Pragnęłam go tak, jak pragnęłam powietrza, by oddychać. Nie był to wybór – ale konieczność.

W mojej głowie aż huczało. W umyśle kłębiły się myśli, niczym zdezorientowany rój pszczół. Od czasu do czasu żądliły. To musiały być szerszenie. Pszczoły umierają po jednym użądleniu. A moje myśli żądliły mnie raz po razie.

Claire zapiszczała na jego ramionach i wskazała paluszkiem na ziemię. - Śliczny kamień, Qwil! Dla mnie, dla mnie!
- Który maleńka? Ten czerwony?
- Nie czerwony.
Quil uklęknął – Claire krzyknęła i pociągnęła go za włosy niczym za lejce.
- Ten niebieski?
- Nie, nie, nie… - śpiewała mała dziewczynka, w zachwycie nad nową zabawą.(…)
- Ładny kamień! Ładny kamień! - krzyknęła Claire kiedy ten nie kontynuował ich zabawy. Uderzyła go piąstką w tył głowy.
- Przepraszam, Clair. A może ten fioletowy?
- Nie - zachichotała. - Nie fioletowy.
- Daj mi jakąś wskazówkę. Proszę maleńka.
Clair pomyślała przez chwilkę. - Zielony. - powiedziała w końcu.
Quil spojrzał uważnie na kamienie. Podniósł cztery kamyki, każdy w innym odcieniu zieleni, i podał je dziewczynce.
- Udało się?
- Tak!
- Który?
- Wszyyyyyyystkie!!

Byli tu wszyscy, wszyscy razem, ale to nie to zmroziło mnie w miejscu i to nie to spowodowało, że
szczęka opadła mi do samej ziemi.
To był Edward. A raczej wyraz jego twarzy.
Widziałem go już wściekłego i widziałem go aroganckiego, a raz nawet cierpiącego. Ale to - to było
bliskie agonii. Jego oczy wyglądały jak oczy szaleńca. Nie podniósł wzroku, żeby rzucić mi standardowe piorunujące spojrzenie. Wpatrywał się w kanapę obok siebie z miną, jakby ktoś go co najmniej wrzucił w szalejące płomienie

- Cześć, wilku.
- Cześć, malutka

. Była naprawdę cicho. Równie dobrze mogę się zdrzemnąć, pomyślałem.
I wtedy...
- Mówiłaś coś? – Edward spytał zdziwionym tonem. Dziwne. Ponieważ nikt nic nie powiedział, a ponieważ słuch Edwarda był tak samo dobry jak mój, powinien o tym wiedzieć.
Patrzył na Bellę, a ona na niego. Oboje wyglądali na zaskoczonych.
- Ja? - spytała po chwili. – Nic nie powiedziałam.
Upadł na kolana, wpół leżąc na niej, jego zachowanie nagle się zmieniło. Zaskoczone czarne oczy utkwił w jej twarzy.
- O czym teraz myślisz?
Spojrzała na niego bezmyślnie.
- O niczym. Co się stało?
- A o czym myślałaś minutę temu? – spytał.
- Tylko o… Wyspie Esme. I piórkach.
To brzmiało dla mnie całkowicie niezrozumiale, ale oblała się rumieńcem i pomyślałem, że chyba nie chcę tego rozumieć.
- Pomyśl o czymś innym – wyszeptał.
- Na przykład? Edward, co się dzieje?
Jego twarz znowu się zmieniła, i zrobił coś, co sprawiło, że otwarłem usta ze zdziwienia. Słyszałem jak
ktoś głośno wciągnął powietrze, wiedziałem, że Rosalie jest tuż za mną, tak samo zaskoczona jak ja.
Edward, bardzo delikatnie, położył obie ręce na jej wielkim, okrągłym brzuchu.
- To coś… - zająknął się. – To... dziecko lubi dźwięk twojego głosu.
Przez chwilę zapadła całkowita cisza. Nie mogłem ruszyć żadnym mięśniem, nawet zamrugać. Wtedy...
- Jasna cholera, ty go słyszysz! – wykrzyknęła Bella. W następnej chwili drgnęła. Ręka Edwarda
poruszyła się na górę jej brzucha i delikatnie pogładziła miejsce, gdzie to musiało ją kopnąć.
- Ciii – mruknął. – Straszysz to... go.
Jej oczy zrobiły się wielkie i zdumione. Pogłaskała się po brzuchu.
- Wybacz, malutki.
Edward słuchał, opierając głowę o jej brzuch.
- O czym teraz myśli? – spytała ochoczo.
- To.. on lub ona jest... – przerwał i spojrzał jej w oczy. Jego spojrzenie było pełne czegoś podobnego do
zachwytu, jednak więcej w tym było troski i żalu. – Jest szczęśliwy. - Powiedział Edward,
niedowierzając.
Wciągnęła powietrze, nie można było nie dostrzec fanatycznego błysku w jej oczach. Nabożeństwa i
uwielbienia. Wielkie łzy wezbrały się pod jej powiekami i cicho spłynęły po twarzy, obok uśmiechniętych
ust.
Kiedy na nią spojrzał, w jego wzroku nie było już przerażenia, złości, bólu ani żadnego z uczuć, które
widniały na jego twarzy od momenty, gdy wrócili. Był zachwycony razem z nią.
- Oczywiście, że jesteś szczęśliwy, mój mały, oczywiście, że jesteś – zanuciła, gładząc swój brzuch, a
łzy spływały jej po policzkach. – Jak możesz nie być, bezpieczny, w cieple i miłości? Tak bardzo cię
kocham(…)
- Lubi też mój głos.
- Oczywiście, że tak. – Jej głos był niemal triumfujący. – Masz najładniejszy głos na świecie. Kto by go
nie kochał?

poczułem fale gorąca, która
zaczęły mnie zmieniać, podczas gdy przyciąganie do tego zabójcy rosło – było mocniejsze niż do tej
pory. Tak mocne, że przypominały mi się polecenia Alfy, tak silne, że by mnie zmiażdżyły, gdybym ich nie posłuchał.
Teraz chciałem słuchać.
Morderca spojrzał na mnie przez ramię Rosalie, jego wzrok był bardziej skupiony niż powinien być.
Ciepłe brązowe oczy, kolor mlecznej czekolady – identyczny kolor jak u Belli.
Trzęsące się drżenie ustało; gorąco zalało mnie jeszcze bardziej, ale był to inny rodzaj gorąca – nie
paliło.
Błyszczało.
Wszystko wewnątrz mnie się rozsupłało, kiedy wpatrywałem się w tą malutką, porcelanową twarzyczkę
pół- wampira, pół- człowieka. Wszystkie liny, które trzymały mnie przy życiu zostały przecięte szybkimi
cięciami, jak ucięcie sznurków w pęku balonów. Wszystko, co określało to, kim jestem – miłość do
martwej dziewczyny na górze, miłość do mojego ojca, lojalność do mojej nowej sfory, miłość do moich
innych braci, nienawiść do wrogów, mój dom, moje imię, moje ja – odłączyło się ode mnie w sekundę –
ciach, ciach, ciach – i poszybowało w przestrzeń.
Jednak ja nie dryfowałem. Nowy sznur trzymał mnie tam gdzie byłem.
Nie jeden, ale milion. Nie sznurki, ale stalowe kable. Milion stalowych przewodów, wszystkie wiodące do
jednej rzeczy – do samego centrum wszechświata.
Teraz to rozumiałem – jak wszechświat wirował wokół tego jednego punktu. Nigdy nie widziałem symetrii
wszechświata, ale teraz to było jasne.
Grawitacja ziemi dłużej nie trzymała mnie w miejscu, w którym stałem.
To ta dziewczynka, będąca w ramionach blond wampirzycy, mnie tu trzymała.
Renesmee.

To mogły być sekundy lub dnie, tygodnie lub lata, ale ostatecznie czas znów zaczął coś znaczyć.

Moje serce uderzyło dwa razy i zabiło cicho jeszcze tylko jeden raz.

Dwadzieścia jeden tysięcy dziewięćset siedemnaście i pół sekundy później, ból się zmienił.

Może po prostu będę kochała Edwarda mocniej niż ktokolwiek w historii świata kochał kogoś innego.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już dawno temu pogodziłam się z tym, że niczym już nie zabłysnę. Starałam się po prostu jak najlepiej wykorzystywać to, co było mi dane, zawsze nieco odstając od swojego otoczenia.

Patrzyliśmy na to, bez czego żadne z nas nie było w stanie żyć – siebie nawzajem

Nie mógłbym pozwolić ci odejść nawet na chwilę – wyjaśnił szeptem – Już sama myśl o tym sprawia mi ból.

Zatrzasnęłam drzwi od samochodu, słuchając jednocześnie, jak piosenka zatacza teraz koło i zmienia się w moją kołysankę. Edward witał mnie w domu.

nie powiedzieliśmy sobie żegnaj, ale byliśmy blisko siebie, ciągle się dotykając. Jakkolwiek
znajdzie nas koniec, nie znajdzie nas rozdzielonych.

Podniosłam głowę i pocałowałam go z taką namiętnością, że prawdopodobnie las stanął w płomieniach

Zaopiekuj się moim sercem- zostawiłem je przy Tobie

Jego palce były lodowate, jakby przed lekcją trzymał je w śnieżnej zaspie. Ale to nie dlatego odskoczyłam, cofając rękę. Kiedy mnie dotknął, przeszła jakaś iskra, poczułam się tak, jakby poraził mnie prądem.

Patrzył jednak dalej, zaglądał w zakamarki duszy, hipnotyzował. Nie mogłam się ruszyć. Zaczęły drzeć mi dłonie

skoro i tak skończę w piekle to mogę po drodze zaszaleć.

Trafiłam do nieba. W samym środku piekła.

Miłość także kąsa

– Usiłujesz powiedzieć, że jestem twoim ulubionym gatunkiem heroiny?

Gdybym mógł śnić, śniłbym tylko o tobie. I nie wstydziłbym się tego.

Pierwsza miłość odurza, upaja i takie tam.

To niesamowite, jak wielka jest różnica pomiędzy czytaniem o czymś, oglądaniem o tym filmów, a doświadczaniem tego czegoś w prawdziwym życiu
__________________
ciurlikowa jest offline Zgłoś do moderatora