|
Dot.: Sprzątanie po psach
Wychodze z założenia, ze ludzie w miastach, zyjący w ogromnym zaltoczeniu, powinni nauczyc sie bardziej szanowac zasady wspólzycia spolecznego, zeby sie nie pozabijac i zeby przede wszystkim zyc komfortowo w miare. A do tego trzeba troche szacunku dla potrzeb innych. Ja w swoim mieszkaniu nie robie glosnych imprez - od tego sa kluby w miescie, nie wydzieram sie, nie prowadze konwersacji przez telefon na balkonie, nie pale papierosow na klatce schodowej czy balkonie i szczyt blokowej perwersji - nie rozpalam smierdzacego grilla na balkonie zadymiac i zasmradzajac wszystko dookola. i nie trzymam psa, bo przyznaje nie chcialoby mi sie po nim sprzatac. A da sie sprzatac po psie, znam osoby, ktore to robia i chwala im za to, tylko ze z tym jest jak ze wszystkim - kto chce, szuka sposobow, a kto nie chce szuka powodow.
Stare bloki sa rowniez obsikiwane przez psy, bo niektorzy wlasciciele po prostu otwieraja drzwi od mieszkania i pies sam wychodzi zalatwic swoja potrzebe fizjologiczna.
Smieci na osiedlu nie mam, za to powodz psich odchodow, tak.
Nie winie za to zwierzat, tylko wlascicieli, ktorzy jak lwy walcza o prawo do zalatwiania sie swoich zwierzat pod blokiem, za to maja gdzies, ze innym ludziom to przeszkadza, bo nie chca ciagle patrzec pod nogi, zeby nie wdepnac w niespodzianke. I nie patrzec na te walajace sie kupy. Co by bylo jakby wszyscy mieszkancy bloku mieli psy i wszyscy po nich nie sprzatali, wychodzac z zalozenia, ze to nawoz?
Zalozenie, ze psie odchody to nawoz, jest bledne. Nawet mimo odrobaczania czesto znajduja sie w nim pasozyty, bo nawet szczenieta po odrobaczanej matce sa strasznie zarobaczone przed pierwszym odrobaczeniem. Chcialby ktos nawozic tak rosliny w doniczkach w mieszkaniu? watpie.
|