Depresja :(
Dziewczyny przepraszam, że zawracam wam głowę, ale nie mam z kim pogadać. Siedze, pije, rycze i nie chce mi się żyć.
Niezrozumienie ... tyle powiem.
Narzeczony mnie nie rozumie, przyjaciółka nie rozumie czemu z nim jestem, mama nierozumie czemu już dawno stąd nie uciekłam.
Kocham go? Już sama nie wiem. Ale chyba go kocham, ale czy on mnie kocha. Ja rozumiem że ma dużo pracy, że zarabia na wszystko, ale ja też pracuje, ja też się staram, a jednak mam czas dla niego. A on? Albo w pracy, albo przed kompem. Miał mieć dzisiaj wolne, planowaliśmy wspólny dzień, miał tylko jechać do dziadków na 2/3 godziny. Zadzwonili z pracy, nie musiał jechać, pojechał. Miał być tam 20 minut, był 2 godziny. Poranek miał być dla nas, wyszedł rano, wróci pewnie około 14, potem siądze do kompa, wieczorem stwierdzi że jest zmęczony i idzie spać. Nie mam już siły, nie rozmawiamy prawie ze sobą, nie sypiany (no chyba że od wielkiego święta) Nie łączy nas już chyba nic.
Siedział godzinę przed kompem, odezwał się tylko raz żeby oświadczyć mi że musi jechać do pracy.
To jest jedna z tych historii jak głupia laska czeka aż facet się zmieni, a on się nie zmienia.
Wiecie, chyba jak sama sobie nie pomogę to wy mi nie pomozecie.
|