Nie radzę sobie.
Sytuacja pewnie dla większości z Was będzie błaha, wiem, wiem, że ludzie mają większe problemy. Zdaje sobie z tego sprawę bardzo dobrze.
Chodzi o moją matkę. Mam wrażenie, że ona mnie po prostu nienawidzi, fakt, mam kasę na wszystko, ale... ona mnie nie akceptuje. Całe życie słyszałam, że jestem za gruba, że uczę się gorzej od brata, że jestem grubsza od ciotecznej siostry, że za dużo jem

.
Problem dotyczył zawsze głownie mojej wagi. Dodam, że nadwagi nie mam. Namówiła mnie bym zapisała się do centrum odchudzania, zrobiłam to, myślałam, że wreszcie da mi święty spokój, ale tak się nie stało, jem bardzo mało, bardzo, cały czas mi słabo, boli mnie głowa, nie mogę się skoncentrować, cała się trzęsę, jest mi niedobrze, nie mogę w nocy spać, kręci mi się w głowie, najchętniej bym nie wstawała z łózka. A ona do mnie mówi, że za dużo jem i nic nie robię, tylko po całych dniach leżę

. Fakt, wreszcie mogę sobie pozwolić na trochę lenistwa, po ciężkim roku akademickim.
Mówię jej, że mi ciężko, że nie mam siły to się na mnie drze "to wpie.... i leż na łóżku cały czas i tyj jeszcze bardziej". Z nią nie da się rozmawiać. Nie da się. Jak coś mówię, co jej się nie pdooba to się na mnie drze. Mówi, że ona jest miła i dobra i w ogóle, bo daje mi na wszytsko kase, a ja jej nie doceniam, tylko żądam cały czas czegoś i swoje frustracje, że mi z facetami nie wychodzi wyładowuje na niej [nigdy nic jej nie wspominałam o moich kontaktach/doświadczeniach z facetami, nigdy jej się nie zaliłam, nie wiem skąd ona to wzieła, tym bardziej, że jakoś nie mam z tym problemu

].
Mówi, że ją docenie dopiero jak umrze, że jej jedynym marzeniem jest to, żebym wyszła za mąż i wreszcie się wyprowadziła! Dodam, że rzadko się widujemy, mam duży dom, ona mieszka piętro niżej, teraz w ogóle do mnie nie zagląda, w czasie roku akademickiego przychodziła tylko zapytać, co tam na studiach. Tyle. Mówi, że jestem zła.
Mam dość, po prostu mam dość. Może powinnam się udać do psychologa? Dodam tylko, że wiem, że nie jestem idealna i że wina zapewne leży gdzieś po środku i gdyby moja matka tu napisala przedstawiłaby sytuacje ze swojej strony wyglądałąby pewnie inaczej. Ale ja nie jestem nią, ja nie wiem, co ona czuje. Mogę pisać tylko jak to wygląda z mojej strony.
Musiałam się wygadać komuś
