Dot.: Bicie, zaczepianie i inne atrakcje czyli dzieci dzieciom na placu zabaw
U nas od kilku dni jakieś apogeum szataństwa :[
Na szczęście na spacerach bez spięć, bo korzystamy ze słońca głównie u nas na działce, gdzie ma basenik i piaskownicę - więc nie ma tam dzieci. Ale nas równo leje :/ Postawiony do kąta (co dawniej działało) śmieje się opętańczo albo wali w drzwi (jedyny wolny kąt jest między łazienką a wc).
Mało tego - podnosi rękę na członków rodziny w każdej sytuacji. Znienacka. Miliard razy dziennie. Nawet gdy akurat biję mu brawo (!!), a uwierzcie ma teraz taki okres, że trudno znaleźć c oś za co można go pochwalić! Więc biję mu brawo, chwalę, a ten rogal od ucha do ucha... i ręka już w górze :[[[[[
Złośliwie rozrzuca zabawki, kartki, kiedy próbuję się z nim bawić (zarówno zabawy które znał i lubił, jak i nowości); wszelkie baraszkowanie kończy się dla mnie boleśnie (specjalnie stopę w oko wsadzi); bierze wszystko do gęby - często prowokacyjnie patrząc w oczy; pije wodę po czym nią pluje po sobie i po całym mieszkaniu. Drze się, piszczy i w domu i na dworze.
Po prostu nie do opanowania, a mnie krew przy nim zalewa. Chwilami nie mogę na własne dziecko patrzeć :/ Już sił mi do niego brak :/
Dodam, że strasznie ruchliwy jest - zdaję sobie z tego sprawę i dużo przebywa na dworze, żeby się wyszaleć, ale wiadomo człowiek nie może całego dnia na dworze spędzić, a przecież dwulatka samego nie zostawię na placu!
__________________
To, co pogrąża człowieka, to wcale nie upadek do wody, lecz pozostawianie pod nią
|