Jeszcze parę dni temu pisałam w innym wątku, jak kocham swojego chłopaka i nie zostawiłabym go w trudnych chwilach.
Ale niestety, w tą sobotę miarka się przebrała i to ostro. Nie chcę tutaj przytaczać wszystkich słów z naszej kłótni, może tylko kilka istotnych zdań: Otóż, dowiedziałam się m.in. że "
męczył się ze mną prawie 2 lata", mam mu oddać pieniądze (300 zł), bo nie będzie na mnie wydawał (mówiłam tydzień wcześniej, że oddam zaraz po wypłacie, i oczywiście to zrobię. Ale co najlepsze, on wtedy odpowiedział, żebym się nie wygłupiała, że to nasza wspólna sprawa i mam nic nie oddawać
![:]](//static.wizaz.pl/forum/images/smilies/krzywy.gif)
)
Jeszcze parę innych przykrych słów, jaka to jestem beznadziejna, wytknął mi chyba wszystkie moje błędy, dzisiaj już nieistotne, wyciągał jakieś brudy, nie mam pojęcia, w jakim celu. A cały ten cyrk wziął się z tego, że-uwaga-zarzuciłam mu bluzę na plecy, bo mówił, ze mu zimno, po czym ona spadłą na ziemię, a on zaczął na mnie wjeżdżać z tego powodu.
![:]](//static.wizaz.pl/forum/images/smilies/krzywy.gif)
Byłam w ciężkim szoku, bo nigdy się tak nie zachowywał, nie wiem, co go napadło. Oboje wypiliśmy, fakt, ale on po alkoholu zawsze miał dobry humor a nie awanturniczy.
Nie mówiąc o 8 wielkim siniakach na moich rękach, kiedy mnie szarpał i nie chciał puścić (miałam u niego nocować po imprezie, ale dziwnym trafem po tym przeszła mi ochota przebywania z nim pod jednym dachem i chciałam wrócić do siebie

). Miał też moje klucze od samochodu i nie chciał oddać przez pół godziny, 'bo wsiądę i będę jeździć po pijaku", tak jakbym mózgu nie miała i wsiadła kiedykolwiek po % za kółko... w końcu wyrwałam mu je siłą, do domu wróciłam taksówką.
Powiedziałam, że nie chcę go więcej na oczy widzieć, nienawidziłam go w tym momencie.
No i teraz sprawa wakacji. Miesiąc temu wykupiliśmy wczasy w Tunezji na tydzień. Wszystko zapłacone, wyjazd za 2 tygodnie.
Zadzwonił do mnie wczoraj rano, taki wesoły, szczęśliwy, że 'trzeba załatwić sprawę wakacji", że jeśli ja mam kogoś na jego miejsce, to spoko, pojedziemy do biura w trójkę i wszystko przepiszemy, tylko jak najszybciej. A jeśli nie, to on już kogoś ma na moje miejsce i oddadzą mi pieniądze i pojadą.
![:]](//static.wizaz.pl/forum/images/smilies/krzywy.gif)
Powiedziałam, że nie ma mowy, że ja zrezygnuję, to ja wszystko załatwiałam i za długo czekałam na te wakacje i odkładałam na nie żeby teraz z nich rezygnować, niby z jakiej racji.
No więc, ok, tylko muszę mieć kogoś na 100%, bo on nie wyobraża sobie jechać ze mną. Problem w tym, że nikt nie wytrzaśnie na pstryknięcie palcami 2.5 tys zł, i urlopu żeby jechać na wakacje, pytałam już znajomych, z którymi ewentualnie mogłabym pojechać. Nie wykupiliśmy ubezpieczenia na wypadek rezygnacji, wiec zrezygnować nie można, bo wszystko przepadnie.
Po przemyśleniu wszystkiego, zadzwoniłam do chłopaka i powiedziałam, że mam jeszcze jedną propozycję- pojedźmy na te wakacje razem, jak znajomi, albo po prostu spędźmy ostanie wczasy ze sobą i rozstańmy się po nich, jeśli naprawdę oboje będziemy tego chcieli.
Odpowiedział, ze nie wie, musi to przemyśleć. Mamy dzisiaj porozmawiać.
Co byście zrobiły na moim miejscu? Związek już ewidentnie sensu nie ma, gdyby nie te wakacje, to by nie było sprawy, koniec i tyle. Nie oleje na pewno takiej sumy pieniędzy no i szkoda wyjazdu, żeby rezygnować. Pojechać razem, chwilowo zawieszając broń, po czym każde idzie w swoją stronę? Wiem, że na wyjeździe byłoby wszystko ok, a później znowu to samo...
Tak poza tym, kocham go a jednocześnie nienawidzę po tym wszystkim...w życiu się tak na nikim nie zawiodłam.
Nie rozumiem, jak można powiedzieć komuś, że się go kocha, a za 2 godziny zwyzywać i zeszmacić... Mimo wszystko, szkoda, nie chciałam się rozstawać, ale nie mogłam inaczej, nigdy więcej nie chcę słyszeć takich słów od osoby, która podobno mnie kocha nad życie... Przykre.