Dziewczyny, muszę się wyżalić

Tak się cieszyłam, że niedługo dołączę do Waszego grona...a tu po wczorajszej wizycie - na której miałam mieć juz przedstawiony plan leczenia - mam totalna załamkę i mętlik w głowie...
Okazało się, że mam niesymetryczne oba łuki, górny jest o prawie całego zęba przesuniety w prawo, a dolny o pół zęba w lewo... Ponieważ mimo tego oba łuki są w miarę równe (miałam w dzieciństwie lecznie "ortodontyczne", które mnie tak załatwiło), myślałam, że to będzie w miare proste: wyrwać po 1 zebie w łuku i przesunąć zęby ja lecą...
Ale ortodontka juz na wstepie wczorajszej wizyty powiedziała, ze ma ze mną wieka zagwostkę i jestem DLA NIEJ bardzo trudnym przypadkiem. Problemów widzi wiele, np. taki, że gdy zagyzam szczękę to zeby tak mocno na siebie zachodzą i tak są do siebie, że tak powiem "dopasowane", że te na dole mogły by blokować przesuwanie się tych górnych. I tu zaczęła głośno myśleć, że albo trzeba by założyć jakąś pytkę, żebym część zębów się nie stykała, albo nanieść na zęby z tyłu taki materiał z jakiego robi się plomby ( w tym samym celu).
Dodatkowo musiałabym założyć po wyrwaniu 1 zęba u góry mikroimplanta, ale nie była w stanie powiedzieć ile kosztuje takie cos i sama powiedziała, że nie ma nikogo, kto to zakłada (stąd mój wniosek, że nigdy tego wczesniej nie stosowała).
No i jeszcze górny łuk zachodzi tak głęboko na dolny, że mogłabym sobie odgryzać dolne zamki...
Całe leczenie trwało by min. 3 lata i kilka razy powtarzała, żebym się zastanowiła... Nie wiem, czy to miała znaczyć, że nie chce się tego podjąć, czy też że nie gwarantuje mi tak naprawdę efektu, bo ma taki przypadek pierwszy raz i to dla niej będzie eksperyment....
Ja już tak sie nastawiałam psychicznie na zrobienie porządku z tymi zębami, że nie wyobrażam sobie teraz zrezygnować

A ona tak jakby dała mi do zrozumienia, że gra nie jest warta świeczki, albo, ze może się wcale nie udać...
Sorry, ze się tak rozpisałam, ale moi najbliźsi niestety nie rozumieją mojej załamki, uważaja, ze z tymi zębami nie jest aż tak źle i zdziwiam.
Chyba najlepsze co moge zrobić w tej sytuacji, to iść do kogoś innego na konsultacje, prawda? Tylko, ze u tamtej zostały moje zdjęcia i wyciski

U kogoś innego cała procedura zacznie się od nowa. Zdjęcia chyba powinni mi oddać (w końcu sama je robiłam i za nie płaciłam), ale wycisków pewnie nie oddzadzą, prawda? Albo inny orto będzie sobie chciał zrobić swoje.
Może jest tu przypadkiem ktoś z Krakow, kto zna orto "od trudnych przypadków"

?
Zaraz zabieram się za szukanie w necie kogoś polecanego...