Oj, z kanarami trudna sprawa. Ja kiedyś spieszyłam się na autobus. Kupiłam bilet 60-minutowy i pobiegłam do autobusu. Po ok. pół godziny przesiadłam się do tramwaju, usiadłam wygodnie i nie przejmowałam się nawet niczym, jak wsiadł kanar, bo przecież miałam bilet. Aż mnie sprawdził. Okazało się, że pani w koisku dała mi bilet nie za 2 zł, jak chciałam, tylko za 2 zł i 10 gr, czyli nawet droższy, ale ten był jakiś inny i nie był już ważny
Próbowałam się tłumaczyć, ale to nic nie dało. Na moją korzyść przemawiało też to, że nowe bilety obowiązywały od ok. tygodnia. Powiedziałam kanarowi, że nie pokażę mu żadnych dokumentów, bo to nie moja wina. Wyprowadził mnie z tramwaju i zaczął szarpać, żeby zabrać mi legitymację, którą trzymałam w ręku (bo chciałam pokazać, że mogę mieć bilet ulgowy).
Mandat zapłaciłam od razu następnego dnia, gdy upewniłam się, że jeśli uznają moje odwołanie, to zwrócą mi pieniądze, bo za szybką wpłatę była niższa suma.
No, i pisałam odwołanie. Panie w okienku, które przyjmowały te odwołania kiwały głowami i mówiły, że rzeczywiście mam rację, skserowały mój bilet i załączyły to do odwołania. Ale nie poskutkowało. Dostałam odpowiedź, że miałam tydzień na zapoznanie się z nowymi biletami i na kupienie właściwych i że następnym razem powinnam kupić odpowiedni. A jeszcze na końcu dodali łaskawie przeprosiny za to, że kanar mnie szarpał.
Ale wiem, że z kanarami raczej nie da się dyskutować. Już nieraz słyszałam, o tym, że lubią wypisywać mandaty tylko za to, że niby nazwisko na karcie miejskiej jest niewyraźnie napisane. Oni na pewno mają z wypisanych mandatów zysk. Nie wiem, jak to jest w komunikacji miejskiej, ale w pociągach kanarzy dostają jakiś procent z zapłaconych mandatów, więc im się to opłaca.