
chciałam być twarda, dzielna i nie przejmować się nim
ale nie potrafię, pierwszy dzień a ja już dostaję białej gorączki
już kompletnie nie wiem co robić, przysięgam, że nie wytrzymam tu
to jakieś piekło jest
dziadek spał i zadzwonil telefon, ale on nie słyszał więc poszłam odebrać
no i nagle się zerwal i leci, dałam mu słuchawkę a sama wzięłam Filipa i chciałam go uśpić, bo znowu mial atak bólu
ten mi ładuje się do pokoju i wyrywa mi płaczącego Filipa z rąk: chodź do dziadka, posiedzimy sobie...
powiedziałam, ze usypiam go
"aha..." i wyszedł, Filip po chwili ryk, ale tak przeraźliwy, wiecie jak płacze od zębów, a on nie i otworzył drzwi i wcisnął głowę i się lampi jak młodego tule, ciiiiii, ciiiii i płaczę z nim normalnie już
a ten stoi bezczelnie i się gapi, myślalam, że wybuchnę już takim płaczek, że pomyśli że nawiedzona jestem
śpiewalam potem Filipowi i tuliłam go, dałam Panadol i plakałam z nim
tu już żadne słowa typu: musisz wytrzymać, olej go nic nie dadzą
to jest ponad moje siły
dobry dziadziuś dziś dał mi (że dla Filipa) 100 zł, wsadziłam do koszyka i niech się wypcha, ja nie chcę od niego nic
niech mąż sobie weźmie ale dla Filipa nic niech nie kupuje bo sobie nie życzę
w dupie mam jego stówę, bo potem będzie sobie rościł prawa do Filipa