To było po maturze. Rozmawiałam kilka m-cy z chłopakiem przez gg. Wysłał mi swoje zdjęcie więc wiedziałam tylko jak wygląda. Potem okazało się,że jest synem mojej mamy koleżanki. Postanowiliśmy się spotkać. Przyjechał po mnie samochodem, pojechaliśmy na jeziorko. Rozmowa średnio się kleiła, zaproponował mi,żebym pojechała z nim do jego znajomych, jakieś 20km od mojego miasta. Miałam opory, raczej dlatego,że nie znałam ludzi niż bałam się jego. Ale w końcu mnie namówił.
Zajechaliśmy jeszcze po jego kolegę, a mojego znajomego. na miejscu okazało się, że są 2 dziewczyny i jeszcze jeden chłopak. Zaczęli pić gorzałę.

Wszyscy, jak jeden mąż. nawet ten, który prowadził, z którym się umówiłam.Prosiłam,żeby nie pił, że chcę wracać do domu, że obiecałam mamie,że wcześnie wróce.Tłumaczył,że potem przyjdzie kumpel, który nas odwiezie. Żałowałam w tamtym momencie,że nie mam prawa jazdy, bo uciekłabym tym jego autem. Sama nic nie piłam, bo nie chciałam żeby stało się coś wbrew mojej woli. To trwało do ok. 5 rano. Siedziałam jak ten debil, nie miałam pieniędzy nawet na taksówkę, 20km to bym sporo zapłaciła. Prawie płakałam ze złosci. Byłam gotowa iśc w nocy łapać autostopa, ale za bardzo się bałam.
W końcu, około 5tej rano,gdy cały alkohol się skończył, doszli do wniosku,że jedziemy. Jechaliśmy w 6 osób jednym samochodem. Wszyscy oprócz mnie pijani w sztok, nawet kierowca. Myślałam,że tam umrę. Jechaliśmy slalomem, 150/h. Zeby tego było mało, nie odwieźli mnie od razu pod blok. Zajechaliśmy jeszcze na stację benzynową, po kolejne browary. Dziwiłam sie,że nikt nie wezwał policji. Około 6tej rano odwieźli mnie , kazałam zatrzymać się sporo dalej od mojego domu. Wychodząc trzasnęłam drzwiami. Potem napisałam do kolesia, ze jest ostatnią łajzą i świnią i że nie chcę go znać.
Taka to randka...
