hej dziewczyny
Cos mi sie wydaje, ze chyba dolacze do watku i zostane tu troche dluzej, nie tylko dorywczo

Sprawy sie jako tako ulozyly, siedze nadal w Utrecht, mialam wracac dzisiaj rano do warszawy, ale te 5 dni tak szybko zlecialo, ze ani ja ani on nie chcielismy sie jeszcze rozstawac i ostatecznie zdecydowalam, ze wroce w niedziele autokarem - 16 godzin, ale warto

Najchetniej w ogole bym tu zostala do konca wrzesnia, ale niestety 22. mam oboz integracyjny z uniwersytetem

slabo mi sie robi na mysl o tym, kiedy zdaze sie przygotowac, przyjezdzam 21. o 16 do wawy o 22. o 9 jade w gory

jakos czuje, ze chyba temu nie podolam
Tak czy siak sama nie wiem, jak to w koncu wyszlo, ze sie poukladalo... Na poczatku, w sumie nadal, straszna bariera byl jezyk... Nie dosc, ze nerwy, ze nowa sytuacja, to jeszcze fakt, ze nie moge do konca powiedziec dokladnie tego, co bym chciala... nie to, ze nie znam angielskiego na tyle dobrze, ale to po prostu cos zupelnie innego... Cos czuje, ze mnie zrozumiecie

W kazdym razie nie wytrzymalam drugiego dnia niepewnosci i podjelam temat ad. tego jak on traktuje moj przyjazd do niego, co to wlasciwie znaczy, ze on mnie "lajkuje"

etc. No i uslyszalam, ze on by bardzo chcial, ale on nie wyobraza sobie tego, kiedy bysmy sie spotkali, czy to nie za szybko dla niego na nowy zwiazek bla bla bla... Generalnie rozumialam to, sama mialam takie watpliwosci i nadal mam, zwlaszcza po tym co sie wydarzylo miesiac temu... No ale juz nastepnego dnia w ogole zmienil ton, sprawdzilismy swoje kalendarze, kiedy mamy wakacje, swieta, etc. wyszlo na to, ze nie wyglada to tak tragicznie, dzien pozniej juz mial kupione bilety na samolot do warszawy i przyjezdza do mnie na ostatni tydzien pazdziernika
No i sama juz nie wiem, co o tym myslec... kurcze, czuje ze to jest wlasnie to, wprost umieram ze szczescia, on w kolko gada, ze oszalal na moim punkcie, atmosfera sie rozluznila, coraz wiecej sie razem wyglupiamy, no generalnie miod i orzeszki...
Ale z drugiej strony nie wiem, czy moge mu ufac, zwlaszcza po tym jak zdradzil swoja poprzednia dziewczyne ze mna... musze o tym z nim pogadac, tylko wlasciwie nie wiem jak zaczac rozmowe, jakos czuje sie bezsilna jezeli chodzi o ten temat, no bo co to wlasciwie da.... Poza tym na poczatku mial watpliwosci co do naszego ewentualnego zwiazku, co mnie tylko rozjuszylo, no bo kurcze, tutaj buzi buzi itd, a z drugiej strony nie chce tego kontynuowac? To po cholere sie do mnie zbliza? Poczulam sie wtedy jak jakas tania...
Dziewczyny zastanawia mnie jedna rzecz... W jaki sposob budowalyscie swoje zwiazki na poczatku? Bedac w rozlace i spotykajac sie tylko czasami? Pozniej jak sie juz kogos zna to jest chyba o wiele lepiej, ale na poczatku, kiedy naprawde potrzeba ogromnego zaangazowania w zwiazek obydwu stron?
Sorry, ze sie tak rozpisalam, ale nie mam sie komu wygadac, kumpele nie odbieraja telefonu, poza tym rachunek i tak chyba juz przekroczyl wszelkie normy...
pozdrowienia dla wszystkich
